Dlaczego w 2014 r. musiał Pan opuścić Krym?
Asan Jakubow: – Jestem krymskim Tatarem, muzułmaninem. Byłem aktywnym obywatelem, przez co istniało duże niebezpieczeństwo, że zostanę aresztowany. Wyjechałem pod koniec marca 2014 r., kiedy wojska rosyjskie zaczęły już oficjalnie wchodzić na Krym, zaraz po podpisaniu przez Władimira Putin dokumentu o przyłączeniu tego terenu do Rosji po tzw. referendum krymskim.
Jak to się stało, że trafił Pan do Drohobycza?
A.J.: – Województwo lwowskie było jednym z tych, które wyraziło gotowość przyjęcia uchodźców z Krymu. Najpierw trafiłem do Nowego Rozdołu, maleńkiej miejscowości, w której znajduje się ośrodek wypoczynkowy. Tam od innych przesiedleńców dowiedziałem się, że warto przenieść się do Drohobycza, niedaleko granicy z Polską.
Artur Deska: – Rodzina brata Asana była pierwszą, jaką przyjęliśmy w Drohobyczu. I to właśnie jego brat zapytał, czy przyjmiemy Asana wraz z żoną i dziećmi. Długo się nie zastanawialiśmy. Wsiedliśmy w samochód i przywieźliśmy ich do nas.
Decyzja o wyjeździe z Krymu pewnie nie była łatwa.
A.J.: – To była trudna decyzja. Moi rodzice są dziećmi osób, które doświadczyły różnych represji, wiedzieli, co oznacza zaangażowanie w sprawy społeczno-polityczne. Kłóciłem się z tatą, bo on, wiedząc, co nam grozi, zachęcał mnie do opuszczenia Krymu. W końcu zrozumiałem, że ma rację, że nie mam wyboru.
Rodzice zostali?
A.J.: – Tak.
Jest szansa na spotkanie z nimi?
A.J.: – Niewielka. Nie mogę tam pojechać, bo grozi mi aresztowanie. Z kolei dla rodziców podróż do mnie to duże wyzwanie. To są starsi, schorowani i zmęczeni ludzie, którzy przez całe życie musieli walczyć o przetrwanie.
Dlaczego nie może Pan tam wrócić? Chodzi tylko o zaangażowanie w sprawy polityczne?
A.J.: – Jestem aktywistą, ale dla władz rosyjskich problemem jest także to, że jestem muzułmaninem. Władze aresztują w tej chwili ludzi, którzy biorą udział w obrzędach religijnych.
Czy będąc tak daleko od Rosji, też czujecie zagrożenie?
A.J.: – Obawiamy się o rodzinę, która tam została. Historia zna różne przypadki działań służb rosyjskich. Mogli w Anglii [mowa o otruciu Aleksandra Litwinienki – przyp. red.], mogą więc i tutaj. Ale tak naprawdę obawiamy się o tych, którzy zostali na Krymie.
Ile osób z waszej rodziny opuściło Krym?
A.J.: – Tylko ja z bratem.
Jaki jest stosunek Ukraińców do Was?
A.J.: – Dobry, otwarty. Trafiają się czasem niemiłe sytuacje, ale to naprawdę rzadkość.
Jak to się stało, że Caritas greckokatolicka zaangażowała się w pomoc tatarskim muzułmanom?
A.D.: – Po Majdanie nastąpiła pewna mobilizacja emocjonalna Ukraińców. Wybuchła wojna, nastąpiła aneksja Krymu i dowiedzieliśmy się, że Tatarzy krymscy po prostu uciekają. Wsiedli do pociągów, nie mając pojęcia, dokąd jadą i czy ktokolwiek im pomoże. W internecie znaleźli numery telefonów do centrów kryzysowych z zachodnich województw Ukrainy. Dzwonili i pytali, dokąd mogą się udać. A w centrach były już informacje od nas, czyli organizacji pozarządowych, które zgłosiły chęć pomagania. Początkowo przygotowaliśmy miejsce w budynku Caritas. Z czasem wszystkie rodziny, które do nas docierał,y rozlokowaliśmy w różnych częściach miasta. Stało się tak m.in. dzięki wsparciu finansowemu różnych instytucji z Polski.
Drohobycz okazał się najbardziej przyjaznym ukraińskim miastem dla Tatarów?
A.D.: – Tak, a musimy pamiętać, że jest to miasto, które ma wiele swoich problemów: boryka się z bezrobociem, upadkiem zakładów przemysłowych, wielu drohobyczan wyjechało do Polski i dalej na Zachód. Udało się jednak stworzyć system pomocy Tatarom krymskim, a w konsekwencji doszło do ich integracji z lokalną społecznością. Trzeba tu jednak odróżnić integrację od asymilacji. Tatarzy krymscy stali się częścią Drohobycza, respektują lokalne prawodawstwo, nie mają problemów z nauką języka ukraińskiego, ich dzieci chodzą do ukraińskich szkół, nie tworzą też gett. Przy tym wszystkim jednak zachowują odrębność religijną i kulturową.
Na czym polega to dbanie o swoją kulturę?
A.D.: – Problem polega na tym, że mało kto rozumie, o co chodzi w islamie. Tam nie ma rozdziału na życie prywatne, społeczne, religię, kulturę. Wszystko to wzajemnie się przenika. Zachowują swoje obyczaje związane z religią – modlą się pięć razy na dobę, spotykają się co piątek na modlitwę w centrum kulturalnym, obchodzą swoje święta, zachowują obyczaje związane z ubiorem oraz zasady dotyczące rozdziału płciowego. Uczą się nadal języka krymskotatarskiego. Organizują warsztaty i zajęcia, np. z gotowania swoich potraw.
Ilu jest obecnie Tatarów w Drohobyczu?
A.J.: – Ponad 120, z czego większość to dzieci. Jest też siedem kobiet w ciąży.
Jak działa wspomniane centrum kultury?
A.D.: – Zgodnie z prawem ukraińskim, jeśli w jakimś mieście pojawia się mniejszość etniczna, kulturowa czy religijna, to ma ona prawo prosić radę miejską o przydzielenie jej pomieszczeń z przeznaczeniem na centrum, w którym mogłaby się zbierać i prowadzić działalność kulturalną. Dlatego Tatarzy utworzyli organizację, która wystąpiła o taką przestrzeń. W ten sposób doszło do rzadkiej sytuacji, że na rzecz muzułmańskiej organizacji lobbowały organizacje chrześcijańskie (śmiech). Wspieraliśmy ich, bo w radzie miejskiej było sporo nieufności co do tego projektu. Ostatecznie jednak otrzymali lokal w dzierżawę na kilka lat.
Jakie są Wasze oczekiwania względem Europy i świata?
A.J.: – Moim zdaniem są trzy główne siły: Rosja, USA i Unia Europejska. Oczekuję, chociaż nie wiem, czy tak będzie, by Europa porzuciła swój pragmatyzm polityczny i zrobiła to, co powinno być zrobione, niezależnie od korzyści. Nie wiem, czy to jest realne…
Co konkretnie?
A.J.: – Namówić NATO albo inne siły, by wprowadziły wojska na Krym. Wtedy Rosja na pewno niczego nie zrobi. Gdy zjawiają się chuligani, którzy nie rozumieją innego języka niż język siły, trzeba też pokazać siłę i wtedy oni przestają chuliganić.
Czy jako Tatarzy czujecie solidarność Ukraińców, Polaków i innych Europejczyków w Waszej walce o wolność?
A.J.: – Tak. Chociażby teraz podczas różnych spotkań w ramach mojego pobytu w Polsce spotykam się z wielką życzliwością i wsparciem. Ponadto do Drohobycza przybywa wielu Polaków, którzy są przedstawicielami różnych instytucji. Nie brakuje też osób z instytucji europejskich. Przywożą ze sobą realne wsparcie i wykazują dużą solidarność.
Asan Jakubow
Krymski Tatar urodzony w Uzbekistanie, wrócił z rodzicami na Krym w 1988 r. Ma żonę i troje dzieci. Projektuje strony internetowe
Artur Deska
Polak, wiceszef greckokatolickiej Caritas Diecezji Samborsko-Drohobyckiej w zachodniej Ukrainie. Od 2003 r. mieszka na Ukrainie. Filozof, historyk i poeta. Opiekuje się Tatarami