Logo Przewdonik Katolicki

Żal za grzechy

Ks. Mariusz Pohl
Fot.

Ewangeliczny celnik miał właściwy obraz Boga bogatego w miłosierdzie, a jego jedyną nadzieją nie były własne zasługi, lecz Bóg, który kocha, lituje się i przebacza. Jego postawa uczy nas autentycznej pokory i skruchy.

Wiemy już, że rachunek sumienia nie jest aktem o charakterze urzędowym, formalnym. To nie ma być rozliczenie czy wypełnienie ankiety typu: to i to tyle a tyle razy, lecz dialog miłości, w świetle której mam ocenić siebie i swoje postępowanie. Skoro zatem rachunek sumienia jest spotkaniem miłości, o ileż bardziej musi nim być akt żalu. Przecież mam go wypowiedzieć wobec żywej Osoby, kogoś, kto mnie najbardziej kocha, a nie wobec automatu parkingowego, do którego wystarczy wrzuć parę monet, by wyskoczył bilet.

Oto staję przed Bogiem, by wylać przed Nim swój żal z powodu tego, że zawiodłem Jego miłość, zgrzeszyłem, postąpiłem poniżej swoich możliwości i pragnień. Chcę dzielić z Nim swój ból, bo wiem, że tylko On może mnie pocieszyć i podnieść, naprawić zmarnowaną przeszłość i dać nadzieję na dobrą przyszłość. Tak mniej więcej przedstawia się sprawa tzw. żalu doskonałego. Chodzi o to, by jego motywy były czyste i przepojone miłością, wolne od lęku, nieszczerości, interesowności i obłudy.

 

Żal doskonały i niedoskonały

Taki żal jest zawsze owocem działania łaski, która wypływa z wiary, że Jezus zgładził na krzyżu wszystkie moje grzechy, że są one już przebaczone i odkupione. Nie jest to tylko wybuch uczuć, jakieś emocjonalne przeżycie i wzruszenie, lecz akt wiary, wypływający z głębi ludzkiego ducha poruszonego miłością do Boga. Może go dokonać tylko człowiek, który wierzy wiarą żywą, czyli taką, która jest osobistą więzią, relacją albo przyjaźnią z Osobą Żywego Boga, a nie jedynie z ideą Boga czy Najwyższą Instancją Moralną. Taki żal mogę wyrazić jedynie w postawie: ja wobec Ty.

Niestety, nieraz ludzie, którzy określają się jako wierzący, nie mają takiej osobowej czy osobistej relacji do Boga. Ich przywiązanie czy sympatia religijna wypływa z tradycji, przyzwyczajenia, poczucia obowiązku, lojalności itp. Bez religii czuliby się źle. Bez spowiedzi mieliby wyrzuty sumienia i nie potrafiliby spokojnie sypiać. Ich wiara będzie musiała jeszcze dojrzeć i oczyścić się z tych przyziemnych motywów, by mogła doprowadzić do autentycznego spotkania z żywym Bogiem, czyli do gruntownego nawrócenia, decyzji ufnego i bezwarunkowego oddania swego życia Bogu.

I właśnie dla takich ludzi, na tym początkowym etapie rozwoju ich wiary, katechizm proponuje pojęcie żalu niedoskonałego. Taka postawa polega na tym, że żałuję tego, co zrobiłem wbrew sumieniu, ale z nie do końca właściwych motywów: np. z lęku przed karą, poczucia swej niedoskonałości, słabości i wstydu, upokorzenia swoim upadkiem, niepokojem sumienia, przerażenia własną podłością itp. Wszystkie te motywy obracają się wokół mnie samego. Bóg jest gdzieś na marginesie, i to taki Bóg, który jest raczej pewnym ideałem moralnym, prawodawcą, instancją sądową, a nie miłującym mnie Ojcem, przed którym nie obawiam się otworzyć swego poranionego serca.

 

Problem z uczuciami   

Istotnym problemem dotyczącym żalu jest to, że utożsamiamy go z uczuciami. Jeśli w akcie naszego żalu nie czujemy emocji i wzruszeń, to wydaje się nam, że nie żałujemy. Trzeba jednak bardziej zaufać wierze niż uczuciom. Dopiero Duch Święty w długim procesie uświęcania, poprzez prawdę kształtuje nasze uczucia i uczy nas autentycznie boleć i płakać – nie tyle nad samymi grzechami, co nad tym, że przez nie zraniliśmy Boga i wzgardziliśmy Jego miłością.

A o takie emocje może być nieraz trudno. Zwłaszcza gdy żal ma dotyczyć grzechów, które przecież były takie przyjemne, niewyrządzające żadnej szkody – wręcz przeciwnie: dające przyjemność i chwilowy pożytek, nie tylko mnie, ale i drugiej osobie. Czujemy, że chętnie byśmy znów ten grzech powtórzyli, jak zatem mamy za niego żałować. Jest to podziwu godna szczerość, ale niestety jej owocem jest często to, że zarzucamy spowiedź i nawrócenie, bo nie odczuwamy spontanicznego obrzydzenia i niechęci do grzechu.

Być może ktoś pamięta z powieści Bruce’a Marshalla Chwała Córy Królewskiej epizod spowiedzi starego, umierającego marynarza, który nie potrafił żałować upojnych przygód z portowymi dziewczętami. Ksiądz namówił go w końcu, by chociaż żałował, że nie potrafi żałować. Otóż żal za grzechy polega bardziej na zgodzeniu się z Bogiem, że coś jest grzechem, niż na uczuciu potępienia wobec swoich wspomnień. Bóg wie lepiej, co jest dobre, a co złe i ja mam to uznać. Jeśli Bóg nazywa coś grzechem, to muszę Mu przyznać rację – nawet jeśli czuję coś innego – a nie polemizować i tłumaczyć się.

 

Faryzeusz i celnik

Niestety, skłonni jesteśmy nieraz za wszelką cenę obstawać przy swoim i bronić swej rzekomej niewinności, albo raczej swoich złudzeń i przywiązań. Bowiem swoje poczucie bezpieczeństwa czerpiemy nieraz bardziej z pozorów, którymi się otaczamy, by robić na ludziach dobre wrażenie, niż z miłości Boga. Może dlatego, że w miłość tę nie wierzymy? Jest to zwykle efekt naszych ludzkich doświadczeń. Rzadko kiedy bowiem doznajemy prawdziwie bezwarunkowej i bezinteresownej miłości: raczej musimy o nią walczyć i zabiegać, kupować ją lub wręcz wymuszać na innych. Tę postawę przenosimy na Boga: chcemy „zasłużyć sobie” na Jego uznanie i miłość, a choćby tylko na pobłażliwość.

Wzorem takiego podejścia jest faryzeusz, który w czasie modlitwy próbował zaimponować Bogu swoimi zasługami, w przekonaniu, że w ten sposób, sam, na mocy prawa, zagwarantuje sobie wstęp do nieba. Może miał jakieś mgliste przeczucie swoich ukrytych grzechów i nie wierzył, by Bóg mógł go kochać, albo choćby tolerować takim, jakim jest naprawdę, i dlatego skrupulatnie tworzył swój wizerunek „na pokaz”, licząc, że Bóg da się przekonać?

Podejścia pełnego autentycznej pokory i skruchy uczy nas celnik. Nie miał co do siebie żadnych złudzeń, gdyż pozycja celnika, w powszechnym przekonaniu jednoznacznie kwalifikowała go do grona potępionych i wyklętych. Ale miał właściwy obraz Boga bogatego w miłosierdzie i to było dla niego jedyną nadzieją: nie własne zasługi, lecz Bóg, który kocha, lituje się i przebacza. Bez tej miłości jedyną perspektywą dla grzesznika może być tylko potępienie i śmierć. A Bóg nie jest Bogiem śmierci i potępienia, lecz przebaczenia i życia. I do takiego Boga mamy adresować swój żal i swoją nadzieję.


 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki