Logo Przewdonik Katolicki

Żal za grzechy po Bożemu

Dariusz Piórkowski SJ
Obraz Jawnogrzesznica w domu Szymona Jeana Béraud. Ten francuski malarz połączył tu elementy biblijne ze współczesnymi, fot. Wikipedia

W jaki sposób powinien wyrazić się akt żalu chrześcijanina, który Kościół określa jako konieczny do przyjęcia daru przebaczenia podczas spowiedzi? 

Sobór Trydencki uczy, że to duchowe działanie składa się z kilku istotnych kroków: „Skrucha (…) jest bólem duszy i wstrętem do popełnionego grzechu wraz z postanowieniem niegrzeszenia w przyszłości. To poruszenie (…) przygotowuje do odpuszczenia grzechów dopiero wtedy, gdy łączy się z ufnością w miłosierdzie Boże”.

Ból duszy
Spróbujmy rozważyć najpierw, na czym polega ból duszy. Niewątpliwie jest to rodzaj wewnętrznego cierpienia. Podobnie jak istnieje uczucie radości i radość duchowa, niezależna od okoliczności i zmienności życia, tak samo przeżywamy uczucie smutku i smutek duchowy jako pewien wewnętrzny stan. Zazwyczaj uczucie smutku jest spontaniczną reakcją na obecne zło. W jaki sposób jednak przeżyć skruchę jako smutek dobrowolny? Możemy go tylko wzbudzić przez specyficzne poznanie i wybór.
Śpiewamy w pieśni Stabat Mater dolorosa o Maryi, której „duszę miecz” przeszył (por. Łk 2, 35). Ta rana serca była wynikiem współodczuwania z Synem. Tylko miłość potrafi współcierpieć i współczuć. Cierpienie Maryi niekoniecznie jest bólem fizycznym, chociaż można je odczuwać w ciele, lecz na pewno jest bólem relacyjnym, a ściślej dobrowolnym wewnętrznym smutkiem. Skrucha jako przeżycie związane z miłością do Boga, analogicznie, zakorzenia się w naszej głębi, centrum, nie w ciele. I stamtąd wypuszcza swe pędy i gałęzie. I dlatego dawny Katechizm Rzymski zwraca uwagę, że „upominać trzeba chrześcijany, aby nie mniemali, że tę boleść zmysłami cielesnymi uczuć mamy, bo skrucha jest woli uczynkiem (…) Boleść albo żałość jest towarzyszem Pokuty, ale nie Pokutą samą”.
Bólu duszy nie należy więc utożsamiać z intensywnymi uczuciami, które stanowią „wierzchnią” i zmienną warstwę w człowieku, bo związaną z naszą cielesnością. Sama ich obecność lub brak nie świadczy o naszej świętości czy moralnym postępie. Jest to o tyle ważne, że szczególnie dzisiaj łatwiej zrównać uczucie z miłością lub sensem i uczynić je głównym kryterium oceny. Zakochanie, które wywołuje silne i przyjemne uczucia, nietrudno pomylić z pełnią miłości, a przecież to dopiero jej pierwszy etap.

Skrucha musi boleć
Święty Tomasz z Akwinu powiada, że skrucha, metaforycznie rzecz ujmując, powoduje rozbicie czegoś w drobne kawałki. Nie da się już tego posklejać. Takie skruszenie oznacza bezpowrotne zniszczenie. Czego? Wewnętrznego przekonania i hardej woli, które są przyczyną tkwienia w grzechu. Skrucha to rozpad „upartego trwania przy swoim zdaniu” i zerwanie niewłaściwego przywiązania do jakiegoś stworzenia, postawionego wyżej niż Bóg. Takie zerwanie ze swoim przekonaniem i wolą jest nawróceniem. I zazwyczaj boli, bo powoduje unicestwienie jakiejś cząstki naszej woli, tego, co postrzegamy jako „nasze”, w czym znajdowaliśmy oparcie.
W Ewangelii według św. Łukasza czytamy, że Piotr gorzko zapłakał, kiedy po upadku Pan spojrzał na niego. Jego łzy były jednak skutkiem, a nie przyczyną skruchy. Wcześniej nastąpił inny ważny zwrot. Ujrzawszy twarz Jezusa, „wspomniał Piotr na słowo Pana, jak mu powiedział: „Dziś zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz” (Łk 22, 61). Apostoł wtedy dopiero zrozumiał i przyjął, co Jezus mu wcześniej zakomunikował. W drobny pył roztrzaskało się wyobrażenie Piotra o jego heroiczności, o zdolności do poświęcenia życia, chociaż jeszcze nie był w stanie tego uczynić. Ból duszy to równocześnie konsekwencja skruszenia jakiegoś konkretnego mniemania i przyjęcie nowego poznania, które następuje wskutek skonfrontowania swego grzesznego działania ze słowami Pana. To akt rozumu, pamięci i woli – uczucia mogą wzmocnić to rozpoznanie, ale sam płacz i wzruszenie nie jest bólem duszy. To raczej odkrycie, że nie zaufałem Bogu, który zna moją słabość i skłonność do grzechu.

Doskonałość żalu
Skrucha posiada jednak różne stopnie. „Gdy żal wypływa z miłości do Boga miłowanego nade wszystko, jest nazywany żalem doskonałym lub żalem z miłości (contritio) (KKK, 1452). Doskonałość owego żalu nie mierzy się wysoką skalą uczuć, lecz jego motywem. Miłość to przede wszystkim decyzja, zaangażowanie, pragnienie dobra drugiego, nawet jeśli towarzyszą temu nieprzyjemne uczucia lub żadne. Żałuję wtedy, że nie odpowiedziałem na miłość Boga.
Kościół roztropnie docenia również wartość „niedoskonałego żalu”, który „jest darem Bożym i poruszeniem Ducha Świętego” (KKK, 1453). Idę do spowiedzi, ponieważ boję się potępienia albo chcę uniknąć dalszego cierpienia. Bóg też nie chce naszego cierpienia. Niedoskonałość nie oznacza, że coś jest złe lub bezwartościowe, lecz raczej zmierzające do pełni. Kto uczy się obcego języka, po roku przyswaja go sobie w sposób niedoskonały, czyli robi znaczne postępy, choć nie osiąga jeszcze biegłości.
Żal niedoskonały reprezentuje syn marnotrawny, który tęskni za domem, bo umiera z głodu. Bardziej chodzi mu o siebie niż o ojca.  To jednak nic złego. Trafnie skwitowała jego zachowanie francuska myślicielka: „Gdyby syn marnotrawny zamiast przepuścić majątek z prostytutkami, umieścił pieniądze tak, aby mu dawały procent, nie wróciłby nigdy do ojca” (Simone Weil). Najmniejszy pretekst może być punktem wyjścia do powrotu do Boga.

Fałszywa skrucha
Trzeba jeszcze wspomnieć o pewnych wypaczonych formach skruchy, którym brakuje ufności w miłosierdzie Boże albo kieruje nimi surowość. Fałszywy żal może wypływać ze „zranionej pychy, która utwierdza się wskutek naszego poczucia niegodności, ponieważ jesteśmy grzesznikami” (KKK, 2728). To smutek, że nie okazaliśmy się tak doskonali, jakimi rzekomo powinniśmy być. Możemy rwać sobie włosy z głowy, bo roztrzaskał   się nasz idealny obraz samych siebie. Bardziej boli nas, że nie jesteśmy perfekcyjni niż to, że nadużyliśmy Bożego zaufania. Zderzenie z tym, że nie jesteśmy jeszcze perfekcyjni, kończy się złym smutkiem, który nas zamyka.
Wstręt do grzechu przypomina również, że prawdziwy żal nie ma nic wspólnego z poniżaniem siebie czy nienawiścią do samego siebie. To grzech jest problemem, a nie człowiek. Już Psalmista woła do Boga: „Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej. W ogromie swej litości zgładź moją nieprawość” (Ps, 51). Z grzechem zwykle wiąże się jakaś przyjemność cielesna czy duchowa. Dostrzegamy w nim jakiś pożytek dla siebie. I jak tu odczuć niechęć do grzechu, skoro na poziomie uczuciowym zupełnie coś innego do nas dociera? Musimy zejść na poziom poznania i rozeznania. To, że coś jest przyjemne, nie oznacza, że jest dobre. A to, co nieprzyjemne, nie zawsze oznacza, że dzieje się zło.

Neurotyczne poczucie winy
Nagminnie jednak zdarza się pomylenie skruchy z neurotyczną winą, która przebiera się w pobożne maski i zamiast podnosić, wgniata człowieka w ziemię. Najczęściej chorobliwe poczucie winy bierze się z wypaczonego wychowania lub silnego oddziaływania „superego” – psychiczno-społecznej instancji w człowieku, która działa metodą kija i marchewki. Jeśli będziesz dobry, to będziesz kochany. Jeśli źle postąpisz, stracisz miłość. Autoagresja często jest brakiem miłości do samego siebie i lękiem przed karą.
Różnicę między neurotycznym poczuciem winy a skruchą sugestywnie opisuje już św. Franciszek Salezy. Najpierw przestrzega, czego pod żadnym pozorem nie wolno nam czynić w ramach skruchy za grzechy: „Jeśli ulegnę próżności, nie chciałbym gromić mego serca w ten sposób: o jakżeś nędzne i wstrętne, żeś po tylu postanowieniach dało się uwieść próżności! Umrzyj ze wstydu, nie podnoś już oczu do nieba, serce zaślepione, bezwstydne, zdradzieckie, niewierne swemu Bogu – i tym podobne słowa”. Ten zlepek negatywnych i poniżających określeń jest znakiem żalu, któremu brakuje miłosierdzia. Surowość bierze tu górę nad łagodnością. Pomniejsza człowieka i odbiera mu wartość.
Prawdziwa skrucha otoczona jest współczuciem, zakorzenionym w miłosierdziu: „Chciałbym przemówić sercu do rozsądku i upomnieć ze współczuciem: I co, biedne serce, wpadliśmy do dołu, którego tak usilnie postanowiliśmy unikać! Ach, podnieśmy się i wyjdźmy z tego dołu na zawsze! Wzywajmy miłosierdzia Boga i ufajmy, że przybędzie nam z pomocą, abyśmy na przyszłość byli mocniejsi”. 

Chciałbym w tym cyklu wyjść naprzeciw oczekiwaniom zwłaszcza tych, którzy zmagają się ze spowiedzią, doświadczają różnych trudności i przeszkód, zniechęcają się bądź nie rozumieją tej praktyki, szczególnie w obecnej formie. Zachęcam, aby o swoich wątpliwościach pisać na adres przewodnik@swietywojciech.pl (w temacie wpisując: SPOWIEDŹ).

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki