Św. Ignacy Loyola uważa, że życie chrześcijanina wzrastającego w wierze przechodzi trzy przeplatające się ze sobą okresy, względnie stany: porę spokojną, pocieszenie i strapienie duchowe. Pierwszy z nich wypełnia większość naszego życia. Pojawia się wtedy, „gdy różne duchy nie miotają duszą, tak że może ona posługiwać się swoimi władzami naturalnymi swobodnie i spokojnie” (ĆD, 177). Są to takie chwile, kiedy w realizacji naszego chrześcijańskiego powołania działamy niemalże rutynowo, używając do tego wszystkich darów naturalnych, w które nas Bóg wyposażył. Wykonujemy swoje codzienne obowiązki, podejmujemy decyzje w oparciu o zdobytą wiedzę, refleksję oraz intuicję. Wchodzimy w relacje z ludźmi, modlimy się i spędzamy wolny czas bez szczególnych uczuciowych wzlotów i podcinających skrzydła trudnych duchowych doświadczeń. Nie porusza nas fala intensywnych religijnych doznań, przyjemnych bądź nieprzyjemnych, aczkolwiek nasza uczuciowość nie pozostaje uśpiona. Funkcjonuje w trybie stonowanym.
Niespodziewane burze
Ta proza chrześcijańskiego życia poprzecinana bywa stanami, które w sposób pozytywny lub negatywny zaburzają nasz ustalony rytm. Św. Ignacy nazywa je odpowiednio pocieszeniem i strapieniem duchowym. Właśnie podczas nich doświadczamy poruszeń duchowych, wzbudzanych zarówno przez Ducha Świętego, jak i złego ducha. Mogą one trwać parę chwil, dni albo i tygodni. Zadaniem pierwszego przeżycia jest wzmocnienie nas w drodze do Boga. Jego przeciwieństwo sprowadza na nas czas próby, wewnętrznego zamieszania, skutkującego także oczyszczeniem duchowym. Oba okresy zabarwione są bogatą paletą uczuć, które nagle wysuwają się na czoło i przenikają wszystkie nasze aktywności. Wiemy, że intensywne uczucia mogą nastręczyć nam niemało trudności, ponieważ motywują nas do różnego rodzaju zmian. Potrzebujemy więc pewnego rodzaju kompasu, aby się nie zagubić i dobrze wykorzystać te duchowe dary.
Myślę, że pewną analogią dla występujących po sobie stanów ducha jest małżeństwo i życie rodzinne, chociaż każdy człowiek przechodzi podobną drogę. Należy więc to potraktować jako przykład. Życie małżeńsko-rodzinne składa się w większości z powtarzanych codziennie tych samych czynności, zbioru rytuałów związanych z prowadzeniem domu, z pracą, wychowaniem dzieci, leczeniem chorób. Czasem jednak pojawiają się piękne chwile jak rodzynki w cieście, które wyrywają z rutyny dnia, a zarazem dodają skrzydeł. Są to spotkania, które cementują małżonków przez okazywanie bliskości emocjonalnej i cielesnej, przez szczery i ufny dialog o ważnych sprawach. Przysparzają im wiele pozytywnej energii i zbliżają ich do siebie. Ale co pewien czas życie małżeńskie natrafia również na rafy kryzysu, który silnie naszpikowany jest nieprzyjemnymi uczuciami. Między mężem i żoną rodzi się poczucie oddalenia, oschłości, wypiętrzają się mury nieporozumień, drażnią słabości i złe nawyki. Ta część życia również jest konieczna, chociaż przez nikogo niechciana.
Prezent z wysoka
Spróbujmy dzisiaj przyjrzeć się w wielkim skrócie pocieszeniu duchowemu. Św. Ignacy posługuje się tutaj terminem, którego do dzisiaj używamy w potocznym języku. Znajdujemy pocieszenie względnie pociechę, na przykład w dobrej muzyce, która nas uspokaja i nastraja pozytywnie, w przebywaniu i rozmowie z przyjaciółmi, w uprawianym przez nas hobby, które nas psychicznie odpręża. Czasem nawet konkretną osobę, wspierającą nas w trudnych chwilach, nazywamy pocieszeniem. Takie doświadczenia wywołują w nas kojący pokój i poczucie bezpieczeństwa, redukują stres, pozwalają odwrócić uwagę od codziennych trosk i znojów, ale są też zastrzykiem dodatkowej życiowej energii. Czerpiemy z nich radość. Oczywiście tak rozumiane pocieszenie wypływa z naturalnego działania naszej psychiki i ciała. Nie potrzeba do jego zaistnienia nadzwyczajnej interwencji Boga. Inaczej rzecz wygląda z pocieszeniem duchowym, które do złudzenia przypomina wspomniane wyżej, ale nie pochodzi wprost od nas, lecz jest wzbudzane z zewnątrz jako specjalny dar Ducha Świętego.
Podarowane słońce
W Ćwiczeniach Duchowych św. Ignacy ciekawie podsumowuje misję Jezusa Zmartwychwstałego wobec smutnych i rozbitych uczniów. Zwraca uwagę, że „Pan nasz, spełnia zadanie pocieszania [swoich] i porównać go do przyjaciół, którzy zwykli pocieszać się wzajemnie” (ĆD, 224). Jest to zgodne ze świadectwem Nowego Testamentu. Jeśli wiarę będziemy postrzegać jako pielgrzymkę, przejście przez ciemną dolinę lub wędrówkę po pustyni, to pocieszenie duchowe wydarza się nagle niczym pojawienie się w środku wspaniałego ogrodu pełnego soczystych owoców, napojów i orzeźwiającego powiewu wiatru w cieniu drzew. Kto wchodzi na drogę wiary, będzie pocieszany i umacniany przez Boga.
Sam Jezus nazywając siebie Pocieszycielem i Obrońcą, obiecuje, że Ojciec da uczniom „innego Pocieszyciela”, aby był z nimi na wieki (Por J 14, 16). Św. Paweł widzi w Bogu Ojca miłosierdzia i Boga wszelkiej pociechy, „który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu” (2 Kor 1, 3). Trójca Święta to Bóg pociechy, a nie utrapienia. Nie rzuca nam kłód pod nogi ani ich przed nami cudownie nie usuwa. Raczej wyposaża nas w wewnętrzną siłę i co pewien czas daje szczególnie znać o swojej obecności i towarzyszeniu nam w drodze, „abyśmy mogli postępować do przodu w czynieniu dobrze” (ĆD, 315).
Jak jednak odróżnić naturalne pocieszenie od duchowego? Pocieszeniem duchowym nie jest każde pozytywne uczucie czy jakiś naturalny dobrostan, lecz takie doświadczenie, które wprost odwołuje nas do Boga. Musi być więc związane z wiarą. Zachwyt nad pięknem wschodzącego słońca to przeżycie, które może stać się udziałem każdego człowieka. Ale jeśli urzeczony tym zjawiskiem czuję radość i myślę równocześnie o wielkości i dobroci Boga, to znak, że prawdopodobnie doświadczam pocieszenia duchowego. Nawet smutek może być paradoksalnym przejawem pocieszenia, kiedy współczuję Chrystusowi cierpiącemu. Żal za grzechy także oznacza, że zostałem duchowo poruszony i pocieszony, ale tylko pod warunkiem, że nie okazuję sobie pogardy, lecz towarzyszy mi podnosząca mnie na duchu ufność w miłosierdzie Boga.
Pocieszenie duchowe zawsze zbliża do Boga. Jest to paliwo podsycające ogień wiary, nadziei i miłości. Przypomina raczej pewien dłuższy uczuciowy stan, wewnętrzną aurę, podobną do owocu Ducha, o którym pisze św. Paweł: radość, miłość, pokój, łagodność itd. (Por Ga, 5, 22) Nie tworzą go namiętne uczucia pozytywne, ale raczej spokojne, jak lekko falujące morze. I są całkowicie przeciwne uczuciom towarzyszącym uczynkom ciała, które najeżone są agresją, wzburzeniem, gwałtownością jak zazdrość, pijaństwo, kłótnie i spory.
Jeśli doświadczymy miłości i życzliwości drugiego człowieka, zmieniamy się na lepsze. Jeśli czujemy się kochani i docenieni, łatwiej nam się żyje. Bóg także pragnie, abyśmy odbierali Go jako naszego sprzymierzeńca i przyjaciela, dlatego św. Ignacy zachęca, aby prosić o duchowe pocieszenie, chociaż nie jest to rzecz jasna cel naszej wiary, ale wspaniały dowód miłości Boga.
Czym jest duchowe rozeznawanie
Cykl artykułów wprowadzających w Rok Amoris laetitia
Często nie wiemy, co robić, co wybierać, którą drogą pójść, aby rzeczywiście wypełniać w swoim życiu wolę Boga. Jako chrześcijanie wierzymy, że Bóg nie mieszka gdzieś w odległym „niebie”, lecz ciągle pracuje dla naszego dobra w tym świecie. Bóg nadal przez swego Ducha komunikuje się z każdym z nas. Łagodnie, nie łamiąc naszej wolności, podpowiada nam przez wewnętrzne poruszenia, sumienie, wydarzenia i znaki, a także przez innych ludzi, co dla nas jest najlepsze i jak mamy wypełnić nasze powołanie. Bożym darem, dzięki któremu możemy odczytać i zinterpretować tę boską mowę, jest w Kościele rozeznawanie duchowe. Przez najbliższe tygodnie spróbuję przedstawić jego podstawy, a także „jak to się robi”, opierając się na Biblii oraz doświadczeniu św. Ignacego Loyoli.
Dariusz Piórkowski SJ