Logo Przewdonik Katolicki

Przy pacjencie trzeba usiąść

Hospicjum Palium w Poznaniu | fot. Łukasz Gdak/Polska Press/East News

Rozmowa z Barbarą Grochal o postawach, które zachwycają, robieniu dobra bez oczekiwań i pierwszym oddziale dla osób wentylowanych mechanicznie.

Angażując się w działania wolontariatu, spotkałam na swojej drodze wielu oddanych drugiemu człowiekowi ludzi. Jeśli jednak myślę o kimś, kto „zjadł na wolontariacie zęby”, przed oczyma staje mi Pani (śmiech). Co sprawiło, że pomaganie drugiemu człowiekowi ma Pani dziś we krwi?
– Miałam szczęście do nauczycieli. Kilkoro z nich zaszczepiło we mnie potrzebę pomocy innym. Nie przekonywali do tego słowem, ale działaniem. Pamiętam, jak w liceum z nauczycielką od historii chodziliśmy do szpitala dziecięcego wspierać chore dzieci. Przykłady tego typu akcji mogłabym mnożyć. To, co zasiane w młodości, idzie za człowiekiem w życie. Potem przyszła dorosłość: mąż, dzieci, obowiązki. Mimo że instynkt pomagania we mnie pozostał, zepchnęłam go na dalszy plan, aby odnaleźć się w rzeczywistości końca lat 80. i początku 90. Prowadziłam biznes, zarabiałam raz większe, raz mniejsze pieniądze, ale w pracy towarzyszył mi zawsze margines braku satysfakcji. Aż nadszedł dzień moich pięćdziesiątych urodzin i impreza niespodzianka zorganizowana przez moje przyjaciółki. Przyjechało wówczas mnóstwo przyjaciół i rodziny z różnych stron Polski i świata, aby świętować mój jubileusz. Jak zawsze z takiej okazji padło pytanie o wymarzony prezent. Moim największym marzeniem była wówczas podróż do Ziemi Świętej. Dzięki wszystkim gościom udało się to marzenie zrealizować. Przez trzy tygodnie wraz z kilkunastoma osobami – bo tyle osób chciało mi wówczas towarzyszyć – jeździliśmy po Ziemi Świętej. Wyprawę zorganizował ksiądz, kuzyn mojego męża. Mieszkaliśmy w Betlejem, cztery minuty od Grobu Pańskiego. To było dla mnie niesamowite doświadczenie. Do Polski wróciłam z dźwięczącym w głowie pytaniem: I co dalej? Miałam poczucie, że chodziłam po śladach Jezusa, więc nie mogę tak po prostu wrócić do tego wszystkiego, co było przedtem, nie zmieniając czegoś w swoim życiu. Postanowiłam, że obok pracy chcę robić coś bezinteresownego, co nie przyniesie mi wymiernych korzyści. Kilka miesięcy przed pamiętnymi urodzinami przechodziłam obok poznańskiego hospicjum, a w mojej głowie pojawiła się myśl, że kiedyś tu wrócę, aby pomagać. Po powrocie z Ziemi Świętej swoje kroki skierowałam właśnie do hospicjum. Weszłam i zostałam.

Pełna treść artykułu w Przewodniku Katolickim 48/2024, na stronie dostępna od 26.12.2024

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki