Jesteś znany jako miejski aktywista, ale bliski jest ci ruch społeczny „Solidarność”, który analizowałeś w swojej pracy doktorskiej. Świat PRL-u był tak klarowny! Każdy wiedział, kto jest przeciwnikiem, a kto ofiarą systemu. Śledząc twoje akcje, zastanawiam się, z kim się solidaryzujesz? Bo walczysz z władzą, korupcją, ze smogiem…
– Solidaryzuję się z człowiekiem, z szeroko rozumianym społeczeństwem. I z przyrodą. W pierwszej kolejności z tymi, którzy są słabi i nie potrafią lub nie mogą się sami obronić. Upominam się o grupy wykluczane, poddawane ostracyzmowi. Występuję w obronie ofiar alkoholizmu, ale i samotnych kobiet z dziećmi, które są dyskryminowane na rynku mieszkaniowym. Kiedy mówię o potrzebie ochrony środowiska naturalnego, jestem solidarny z przyrodą. Moje działania są „podszyte” marzeniem o wspólnocie, w której ludzie są równi, a potrzeby każdego są zaspokajane poprzez sprawiedliwy podział zasobów. To jest wyraz solidarności także wobec przyszłych pokoleń. Wydaje mi się, że najważniejszym problemem jest nasza przyszłość. Bo obecne pokolenia zachowują się tak, jakby chciały być ostatnimi…
Na IV konferencji Creatio Continua – Znaki Harmonii, która odbyła się w 1 i 2 grudnia w Krakowie, mówiłeś, że Twoim celem jest zbudowanie „wspólnoty altruistycznej”. W jakimś sensie jest to też pragnienie chrześcijan. To wymaga współpracy ludzi różnych wyznań, religii – i niereligijnych. Chyba trzeba na nowo przemyśleć „solidarność”. Nadać jej sens adekwatny do problemów, jakie generuje kapitalizm.
– Kapitalistyczne społeczeństwa Zachodu są hiperindywidualistyczne. Sprowadzają ludzi do roli „samotnych wysp”, egoistycznych jednostek. To świat chory, dlatego solidarność jest mu niezbędna. Porównując ją z polskim ruchem z lat 80. XX w., widać, że on też miał charakter ekonomiczny. Był oparty na solidarnym współrządzeniu gospodarką. Obecnie gospodarka przejęła całkowitą kontrolę nad relacjami społecznymi. Nad tym, jak postrzegamy siebie i innych. Dostrzegam w tym totalizm ekonomii, która za pomocą neoliberalizmu i kapitalizmu rozbija więzi społeczne, demobilizuje ludzi. Zajęci oni są jedynie pracą, pomnażaniem pieniędzy. Kapitalizm wytwarza różnice między ludźmi w sposób immanentny. Koncentruje się na tym, co „inne”, różne, a nie na tym, co wspólne. Dlatego musimy wrócić do solidarności, tej rozumianej gospodarczo. Kwestia dyskusji, jak to ma wyglądać w praktyce. Ale musimy odzyskać kontrolę nad gospodarką, bo oddaliśmy ją w ręce grup interesu, które zagrażają naszemu dobrostanowi, a nawet przetrwaniu. Interesom planety, która jest wspólnym domem.
Pytanie „Jak to zrobić?” jest kluczowe. Patrząc na początki ruchu robotniczego w XIX w., trudno się dziwić. Wyrósł z buntu ludzi harujących w fabrykach bez osłon socjalnych. Kto był chory, stary, słaby, ten trafiał na bruk, a na jego miejsce było wielu chętnych. Nie było L4, urlopów, emerytur… Socjalizm miał ideały, ale okazał się dramatem. Zbankrutował ekonomicznie i etycznie. Dziś jest prawo własności, wolny rynek, konkurencyjność… Tylko jak budować wspólnotę?
– Kapitalizm przetrwał, bo zmienił charakter. Nie jest taki, jak w XIX w., co możemy oglądać w Ziemi Obiecanej Władysława Reymonta, zekranizowanej przez Andrzeja Wajdę. Człowieka sprowadzono do trybiku w maszynie. Można go było wyrzucić z pracy, wymienić na nowy. Nasze ZUS-y, umowy o pracę, ale też system zabezpieczeń społecznych czy usługi publiczne (bezpłatne szpitale itd.) to są zdobycze, które uczyniły kapitalizm znośnym. System musiał zapewnić ludziom elementarne bezpieczeństwo, bez tego by nie funkcjonował. Ani on, ani demokracja.
Kompromis zawarty między społeczeństwem a „wielkimi pieniędzmi” (kapitałem) dziś jest na naszych oczach łamany. W Polsce bardzo poważnie został złamany już w 1989 r., to samo dzieje się na Zachodzie. Ponieważ ludzie tracą poczucie bezpieczeństwa, tego finansowego i innych, do głosu dochodzą liderzy, którzy kreują się na silnych przywódców. Odrzucają zasady demokracji liberalnej, która daje poczucie wolności, ale nie daje wolności od lęku. Ostatnio tak się też stało w Polsce, do pewnego stopnia. Prawo i Sprawiedliwość wprowadziło wiele programów takich jak 500 plus, ale te zmiany to zdecydowanie za mało. Stosunki społeczne mają według mnie charakter poddańczy, wręcz feudalny.
Feudalny?
– Rośnie grupa ludzi, którzy żyją wyłącznie z renty feudalnej. Inwestują w nieruchomości i z tego żyją. To już nie jest sensu stricto kapitalizm. To rodzaj feudalizmu.
Warstwa posiadaczy, którzy nie pracują, jak arystokracja? A co z grającymi na giełdzie? Trudno to nazwać pracą, obracają pieniędzmi, kupując tanio, sprzedając drożej.
– Giełda to „pół biedy”, działają tam spółki. Jakaś praca musi być w nich wykonana. Mówię o sytuacji, kiedy ktoś utrzymuje się tylko z renty feudalnej. Posiada nieruchomości, ziemię. To potężny problem. Kapitalizm rodzi „religię mamony”. Jeśli doświadczyło się „zbawienia” za pomocą dochodu pasywnego, nie trzeba na siebie pracować, traci się często zainteresowanie duchowością. Poszukiwanie pieniądza zastępuje sens spirytualny. Część rentierów to zresztą duchowi liderzy, głoszący afirmację pieniędzy, dóbr. Wyznają religię sukcesu.
Pogoń za dobrami zagłusza pytania egzystencjalne. To, o czym mówisz, cechowało jednak ruch New Age. Polska się na niego nie załapała, bo kiedy rozkwitł on w USA i na Zachodzie, u nas był PRL.
– Sukces finansowy wciąż bywa traktowany jak forma zbawienia. To powoduje m.in. napięcia społeczne. Prawda jest taka, że nigdy nie żyło nam się wygodniej niż teraz! Nawet jeśli widzimy za oknem ogromne nierówności, niesprawiedliwości, kryzys ekologiczny, to w Polsce, w Europie, żyjemy na tym etapie historii bardzo dobrze w porównaniu do reszty świata. Tymczasem kluczową kwestią jest to, żeby pracownicy mieli udział w podejmowaniu decyzji dotyczących ich miejsca pracy. W Polsce to się wydaje ideą rewolucyjną. W liberalnych Niemczech reprezentacja pracowników w podejmowaniu decyzji jest dużo większa niż u nas! Pracownicy są tam z zasady członkami zarządu czy rad nadzorczych firm. Proces podejmowania decyzji jest dużo bardziej konsensualny. Nasz kraj jest kompletnie na drugim biegunie, choć odzyskał niepodległość dzięki pracownikom i związkowi zawodowemu „Solidarność”…
Konsensualnego procesu dochodzenia do decyzji uczy nas w Kościele papież Franciszek i synod. Polscy katolicy też mają wygodnie na tle reszty świata. I też zamiast naprawiać mało wspólnotowy system, cały czas i energię inwestują w sukces… indywidualny!
– W mojej ocenie kapitalizm to system gospodarczy, który ma aspekty totalitarne. Zmienił się tylko aparat kontroli. O ile w PRL-u opierał się na bezpośrednim aparacie przemocy, to dziś funkcję kontrolną pełni… system kredytowy. Uzależnia nas od długów. Całe życie je spłacamy, ale nie czujemy, że straciliśmy kontrolę, bo jej nie widać fizycznie. Myślimy o pieniądzach non stop, z lęku przed utratą pracy idziemy na złe kompromisy. Nie widzimy tego, co kapitalizm z nami robi, bo daje nam namiastki dobrobytu.
---
Jan Śpiewak
Socjolog, aktywista miejski i społecznik