Logo Przewdonik Katolicki

Współdziałanie, współtworzenie

Ks. Artur Stopka
Fot. alisaaa/Adobe Stock

Kościół to wspólnota, a bycie we wspólnocie zakłada relacje. Jeśli mówimy, że uczestniczymy we wspólnocie Kościoła, to zakładamy, że są te relacje oparte na współpracy.

Wznanym wierszu Zbigniewa Herberta U wrót doliny, przedstawiającym poetycką wizję końca czasów i sytuacji tuż przed sądem ostatecznym, autor wspomina, że słychać krzyk matek, od których aniołowie odłączają dzieci. Dlaczego dochodzi do tak dramatycznych scen? Znakomity poeta wyjaśnia: „gdyż jak się okazuje będziemy zbawieni pojedynczo”. W uszach współczesnego teologa tak stanowcze stwierdzenie, zapisane przez Herberta, może zgrzytać. Nie bez powodu.

Nie pojedynczo, ale...
Teolog zwykle zna dokumenty Soboru Watykańskiego II, a ich szczególnie istotne fragmenty niejednokrotnie potrafi cytować z pamięci. Niejeden teolog (a zapewne nie tylko teolog) pamięta początek punktu dziewiątego Konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen gentium. Brzmi on następująco: „Wprawdzie w każdym czasie i w każdym narodzie miły jest Bogu każdy, kto się Go lęka i postępuje sprawiedliwie (por. Dz 10, 35), podobało się jednak Bogu uświęcić i zbawiać ludzi nie pojedynczo, z wyłączeniem wszelkich wzajemnych powiązań, lecz ustanowić ich jako lud, który uznałby Go w prawdzie i Jemu święcie służył”. Wielu katolików zna potoczne streszczenie tego soborowego sformułowania. Mówi ono, że Bóg nie zbawia nas pojedynczo, ale we wspólnocie.
Słowo „wspólnota” we wspomnianym soborowym dokumencie pojawia się kilkadziesiąt razy. W jego świetle nie ma wątpliwości, że Jezus Chrystus „ustanowił swój święty Kościół, tę wspólnotę wiary, nadziei i miłości tu na ziemi, jako widzialny organizm, nieus tannie go też podtrzymuje, przez niego prawdę i łaskę rozlewa na wszystkich”. Ojcowie Soboru wyjaśnili, że Kościół to wyposażona „w hierarchiczne organy” społeczność, a równocześnie mistyczne Ciało Chrystusa, widzialne zgromadzenie, jak i wspólnota duchowa.

Wróciliśmy do świadomości
Trudno mieć do wybitnego poety pretensje o niezgodną z nauczaniem Kościoła wypowiedź na temat zbawienia, jednak gdyby ktoś próbował je zgłaszać, to warto przypomnieć, że utwór U wrót doliny został opublikowany w tomiku Hermes, pies i gwiazda, wydanym w roku 1957. Natomiast Konstytucja Lumen gentium nosi datę 21 listopada 1964 r. A jak tłumaczył prawie dziesięć lat temu na łamach portalu Deon.pl ówczesny krakowski biskup pomocniczy (dziś metropolita łódzki i kardynał) Grzegorz Ryś, do świadomości, że wspólnota to najważniejsza i najpełniejsza z definicji Kościoła, wróciliśmy na Soborze Watykańskim II. „I teraz na nowo uczymy się tak myśleć i działać” – zauważył.
W soborowym dokumencie o Kościele wielokrotnie pojawia się pojęcie, które w kontekście kościelnej, katolickiej wspólnoty wydaje się logiczne i oczywiste – „współdziałanie”. Stwierdza on na przykład, że wierni na mocy swego królewskiego kapłaństwa współdziałają z kapłanem pełniącym posługę w ofiarowaniu Eucharystii. Tymczasem, gdy w internetową wyszukiwarkę wpisze się po polsku w różnych konfiguracjach „Kościół” i „współdziałanie”, znajdzie się głównie materiały dotyczące współdziałania państwa i Kościoła oraz – wewnątrz wspólnoty Kościoła – współdziałania duchownych i świeckich. A jednak współdziałanie katolików nie ogranicza się tylko do tych dwóch aspektów.

Problem numer jeden
Czym jest współdziałanie? Jest przejawem uczestnictwa. Słownik języka polskiego mówi, że uczestniczyć to „współdziałać w jakiejś akcji”. Ten, kto współdziała, nie tylko działa wspólnie z kimś, ale też przyczynia się do czegoś razem z innymi. Z książki filozofa i socjologa Floriana Znanieckiego Relacje społeczne i role społeczne można się dowiedzieć, że współdziałanie jest czymś, co nie może istnieć bez społeczeństwa, a równocześnie jest celem istnienia społeczeństw. Autor zwrócił uwagę, że współdziałanie „zakłada organizację”.
W przedmowie do książki psychologa Henryka Czarniawskiego Współdziałanie potrzebą czasu ks. Marian Wolicki z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego napisał, że we współczesnym świecie, pełnym różnych napięć społecznych i politycznych, w dobie konfliktów i podziałów na skalę narodową, a nawet międzynarodową, zagadnienie współdziałania i współpracy między poszczególnymi jednostkami i całymi grupami ludzkimi staje się problemem numer jeden. Dodał, że właściwie rozumiane współdziałanie ma określony przedmiot, cel i swoje granice, wyznaczone przez prawidłowo ukształtowane sumienie. „Jako takie możliwe jest tylko w odniesieniu do «dobra wspólnego» (bonum commune) społeczności świeckiej czy kościelnej, dobra materialnego lub duchowego, doczesnego i wiecznego, naturalnego i nadprzyrodzonego” – wyjaśnił. Wskazał też na coś bardzo ważnego – współdziałanie w czynieniu zła nie może być moralnie dopuszczalne.

Podajcie sobie ręce
W czasie tegorocznego Adwentu proboszcz jednej z polskich parafii postanowił uświadomić zebranym w kościele wiernym, że są wspólnotą. „Podajcie sobie ręce” – poprosił niespodziewanie zgromadzonych w świątyni parafian. Zaskoczeni reagowali na apel księdza w różnym tempie. Niektórzy od razu złapali dłonie sąsiadów, inni dopiero po chwili. Gdy już wydawało się że wszyscy trzymają się za ręce, okazało się, że pod chórem, w pewnej odległości za ławkami, wciąż samotnie stoi mężczyzna. Z jego postawy emanowała niechęć do uchwycenia czyjejkolwiek dłoni. Jasno sygnalizował, że nie zamierza współdziałać. Proboszcz go zauważył i powtórzył swoją prośbę. Potem jeszcze raz, aż wierni zaczęli się rozglądać, o co chodzi. Zauważyli osamotnionego człowieka z tyłu kościoła. Wyciągnęli do niego ręce.
Psycholog Ewa Kusz, znana m.in. jako zastępca dyrektora Centrum Ochrony Dziecka, w artykule zatytułowanym Wspólnota religijna – pomiędzy dojrzałością społeczną a de-indywidualizacją stwierdziła, że życie w grupie, we wspólnocie znajduje się w opozycji do indywidualizmu i egoizmu. „Jest możliwością odkrycia i przyjęcia odpowiedzialności za drugiego człowieka. Pozwala mu na przekroczenie siebie, aby spotkać się nie tylko z «drugim-ty», ale także doświadczyć współdziałania, współtworzenia”.
W tym samym artykule Ewa Kusz zamieściła cytat z książki Amedeo Cenciniego FdCC Jak dobrze jest przebywać razem. Życie braterskie w dobie nowej ewangelizacji. Jego zdaniem więzi we wspólnocie prowadzą do etapu współdzielenia, współpracy i współdziałania we wspólnie podjętym zadaniu albo celu grupowym.

Parafialny festyn i rzepka
Kilka lat temu (jeszcze przed pandemią) w średniej wielkości parafii zakiełkował pomysł zorganizowania festynu, który zintegrowałby jej mieszkańców. Spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem wiernych i proboszcza. Wydawało się, że nic prostszego, tylko zabrać się za jego przygotowywanie. Jednak podczas poświęconego tej kwestii spotkania Parafialnej Rady Duszpasterskiej wyszło na jaw, że poszczególne grupy istniejące w parafii forsują różne koncepcje imprezy. Do głosu doszły grupowe i indywidualne ambicje, chęć pokazania się i zabłyśnięcia na tle innych. Wyszło też na jaw, że nigdy dotąd poszczególne działające na terenie parafii ruchy, grupy i stowarzyszenia nie działały wspólnie. Funkcjonowały na zasadzie „każdy sobie rzepkę skrobie”, a nawet po cichu rywalizowały między sobą, zabiegając o przychylność proboszcza i uwagę parafian. Inicjatywa zorganizowania festynu parafialnego uświadomiła im, że muszą się nauczyć współdziałania.
Wspomniany już psycholog, Henryk Czarniawski, zauważył, że współdziałanie zawiera w sobie zjawiska współpracy, współnauki i współzabawy. Wspólne przygotowywanie festynu wydaje się więc znakomitą okazją, aby się tego uczyć. Ale to niejedyna okazja, aby w praktyce przekonać się, czy potrafimy współdziałać we wspólnocie, którą jest Kościół. Wygląda na to, że jest to jeden z tematów, którym polscy katolicy powinni poświęcić sporo uwagi już dziś i w nadchodzących latach. Wspólnota, aby funkcjonować, potrzebuje współdziałania tych, którzy ją tworzą.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki