Jest niedziela, dziedziniec jezuickiego uniwersytetu Sophia w Tokio, gdzie znajduje się też największy Kościół w stolicy Japonii. Może pomieścić do 10 tys. osób. Raz w miesiącu, w niedzielę odprawiana jest tu Msza św. w języku polskim. „Naszych” liczebnie nie ma wielu, łącznie około tysiąca osób, ale są bardzo zaangażowani w posługę i ewangelizację: duchowni z Polski są ważnym wsparciem dla niemalże każdego, z działających na terenie Japonii zakonów; świeccy włączają się we wspólnoty i pomagają, jak mogą.
Wokół kościoła zebrał się hałaśliwy różnokolorowy tłum, ubrany w tradycyjne stroje: Wietnamczycy, Filipińczycy, Koreańczycy. Dzieci ćwiczą scholę, wyśpiewując pieśń zapisaną w japońskich znakach, znajdujących się na prześcieradle przed nimi. Teoretycznie panuje tu dziwny dla Japonii chaos, anormalne zjawisko w niezwykle wręcz wyregulowanym społeczeństwie; liczba decybeli też większa niż przeciętnie. W powietrzu unosi się zapach specjałów z różnorodnych azjatyckich kuchni: każdy chce podzielić się czymś „swoim”. Obrazek przywodzi na myśl przypowieść o soli, której każde ziarenko jest inne, ale która dodaje smaku potrawom. W Japonii ta sól ma wiele twarzy, wiele odcieni. Bo tak jak kościół św. Ignacego jest enklawą w wielomilionowej tokijskiej metropolii, tak japoński Kościół jest niezwykłym zjawiskiem w społeczeństwie. Jego koloryt i odmienność można wyjaśnić: to Kościół migrantów.
Japonia potrzebuje takiego otwarcia
Chrześcijaństwo w Japonii jest stosunkowo młode, pierwsi misjonarze zaczęli swoją pracę w XVI w., potem przez wiele lat kraj zamknięty był dla obcokrajowców. Tak naprawdę, po okresie ciężkich prześladowań od XVII do XIX wieku, liczba wiernych wciąż nie wróciła do stanu, który był na samym początku – mówi się, że tylko ewangelizacja pierwszego misjonarza Japonii, Franciszka Ksawerego, przyniosła Kościołowi ponad 300 tys. wiernych. Dziś chrześcijan, różnych denominacji, jest w Japonii mniej niż 2 proc. (badania Pew Research Centre z 2010 r.). Katolików wciąż jest mniej niż 1 proc.: liczebnie to około 500 tys. wiernych. Wciąż jednak nie ma pewności, ilu na pewno. – Może nawet drugie 500 tys. to katolicy mieszkający legalnie i nielegalnie w Japonii, którzy przyjechali tu w poszukiwaniu pracy i lepszych warunków życia – mówi mi prof. Akihiko Watanabe z uniwersytetu Otsuma w Tokio. Dodaje, że przywożą ze sobą własne spojrzenie na wiarę. Akihiko Watanabe jest wykładowcą studiów nad kulturą, twierdzi że Japonii bardzo trzeba takiego otwarcia.
Od samego początku znaczną rolę w japońskim Kościele odgrywali Polacy. Jednym z pierwszych był Wojciech Męciński SJ, który na samym początku jezuickich misji w Japonii dotarł do Kraju Kwitnącej Wiśni. Poddany torturom ponad 105 razy jest jednym z tych, których krew wzbogaciła japońską ziemię, dając podłoże, na którym dziś wyrasta tutejszy Kościół. Japończycy mają podobną liczbę świętych co Polacy, większość z nich jest jednak bezimienna. Jak Męciński oddali życie za wiarę w okresie prześladowań. O polskim jezuicie się tu pamięta, jednak najbardziej znani polscy duchowni w Japonii to bez wątpienia św. Maksymilian Kolbe i brat Zenon Żebrowski (w Japonii zwany „Zeno”). – Dla Japończyków Zeno jest niezwykle ważny, po wojnie otoczył opieką kilka tysięcy sierot, w różnych miejscach kraju – mówi Maria Żurawska, dyrektor Instytutu Polskiego w Tokio. Ale silna polska duchowość jest w Japonii obecna do dziś.
Polskie duszpasterstwo kwitło
Z ojcem Pawłem Janocińskim spotkaliśmy się na jednej z bardziej uczęszczanych stacji metra, Yotsuya, w centrum miasta. W zasadzie na każdej stacji w Tokio znaleźć można przytulną kawiarenkę, gdzie wąskie stoliki poustawiane są bardzo blisko siebie. Wszystko po to, aby zmieścić jak najwięcej osób, skoro większość Japończyków spożywa samemu, wpatrując się ekran telefonu. – Słyszał Pan pewnie o hikikomori, zjawisku zamknięcia się, odsunięcia, świadomego introwertyzmu? – pyta o. Paweł. Jakiś jego aspekt można zaobserwować w każdej tokijskiej kawiarni.
Ale miejsca, w których spotykają się katolicy, wyglądają tu zupełnie inaczej. Nieważne, czy to migranci z Azji, czy z Polski. Na polskich Mszach spotyka się zazwyczaj około 50–100 osób, w czasie świątecznym liczba ta dochodzi do pięciuset. Msza św. po polsku celebrowana jest w kościele św. Ignacego niedaleko stacji Yotsuya w Tokio w każdą pierwszą niedzielę miesiąca w kaplicy Najświętszej Marii Panny o godz. 16.00. Duszpasterzem Polonii jest właśnie o. Paweł Jarosław Janociński OP. – W Japonii pracuje od 40 lat.
Wcześniej, przez wiele lat opieką duszpasterską nad Polonią zajmował się tu śp. ks. Tadeusz Obłąk. Wykładał prawo kanoniczne na uniwersytecie Sophia. W rozmowach z tutejszymi katolikami nazwa tej uczelni pojawia się wielokrotnie. To dzięki ks. Tadeuszowi polskie duszpasterstwo kwitło. – Kameralne Msze polskie rozpoczęły się w latach 80., w latach 90. odbywały się nawet w każdą niedzielę – mówi Dorota Hałasa, mieszkająca w Tokio polska dziennikarka, zaangażowana w tutejsze duszpasterstwo. – Organizowane są także jasełka i przyjęcia bożonarodzeniowe oraz wielkanocne.
Modlitwy na Skypie
Przed każdą Mszą św. odbywają się lekcje religii dla dzieci w języku polskim, które prowadzą siostry ze Zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej. W zajęciach uczestniczą dzieci mieszanych par, polsko-japońskich, oraz pracowników polskiej ambasady w Tokio. Nie jest to grupa liczna. W wirze wielkiego miasta czasem nawet dojazd na takie zajęcia jest problemem.
Drugim miejscem, które skupia polskich katolików, jest salezjańska parafia św. Jana Bosko w Tokio-Chōfu. Ks. Piotr Solich SDB, który jest tam proboszczem, pracuje w Tokio od ponad 30 lat. Parafia działa prężnie, organizuje wiele imprez kulturalnych związanych z Polską. Ważnym elementem w pracy duszpasterskiej odgrywa też cyberprzestrzeń. W łączności z Polską organizowane są np. wspólne modlitwy na Skypie, odmawianie różańca. Często pomimo różnicy czasu uczestniczy w nich od kilku do kilkunastu osób. W łączności z siostrami zgromadzonymi na czuwaniach w Polsce modlą się zwłaszcza siostry ze Zgromadzenia Opatrzności Bożej.
Ale polskie ślady w Tokio to także działalność w przestrzeni miejskiej i praca z młodymi. Jak w Kościele Kanda, który jest jednym z ważniejszych miejsc w historii kościoła katolickiego w Tokio. Architektonicznie łączy w sobie styl romański i renesansowy. Jak w całej Japonii, symbolika ma tu ogromne znaczenie. W oknach, które symbolizują siedem sakramentów Kościoła, znajdują się witraże, wykonane według projektu polskiej artystki prof. Teresy Marii Reklewskiej.
Tych polskich śladów jest w Tokio więcej. Są rozgałęzione, trochę może chaotyczne i podzielone, ale składają się na kształt nieregularny, kolejnego ziarnka soli, tak potrzebnego w japońskim społeczeństwie.