Jak się żyje Polce w Kraju Kwitnącej Wiśni?
– To zupełnie inny świat. Historia Japonii jest przeciwieństwem naszej. Z wyjątkiem okupacji amerykańskiej zaraz po II wojnie światowej, Japonia nigdy nie została najechana przez obce wojska. Jednocześnie jest to kraj wyspiarski, co znacznie ograniczało kontakty z innymi państwami azjatyckimi. To sami Japończycy podróżowali do innych części Azji i przywozili stamtąd to, co ich interesowało, po czym przerabiali na swoją modłę. Tak było m.in. z pismem chińskim i z buddyzmem. Dopiero w XVII w. weszli w okres ponad dwuipółwiecznej izolacji. Wtedy jedynym kontaktem z kulturą europejską byli Holendrzy, przebywający na jednej z japońskich wysp.
Ogromny wpływ na rozwój Japonii mieli szczególnie jezuici.
– Dzięki nim w połowie XVI w. dotarło tutaj chrześcijaństwo, co było prawdziwą rewolucją społeczną, ale przywieźli też najnowsze osiągnięcia w dziedzinie medycyny, a także alfabet i język łaciński. Założyli seminaria duchowne, w których uczyli malarstwa zachodniego i muzyki. Wysłali też pierwszą delegację japońskich seminarzystów do papieża, co wobec dokonującej się wówczas schizmy w Kościele wywołało u niego olbrzymie wzruszenie. Misjonarze jezuiccy zaznajomili też Japończyków z różnymi potrawami mięsnymi i oliwkami.
Co Panią najbardziej fascynuje w kulturze japońskiej?
– Bardzo podoba mi się to, że Japończycy zawsze starają się zachować dobre kontakty z innymi ludźmi. Są bardzo stonowani, tzn. nie okazują swoich uczuć. Na początku było to dla mnie wielką przeszkodą, że wszystko robią z jednakowym uśmiechem, ale z czasem dostrzegłam dobre strony tego zachowania. Zawsze gdy przyjadę do Polski, zaskakują mnie emocjonalne, skrajne komentarze w pociągu czy autobusie. W Japonii to się nie zdarza.
Mamy dzięki temu dużą łatwość nawiązywania kontaktów.
– A Japończycy wręcz przeciwnie. Duży wpływ na nich miał konfucjanizm i zgodne z nim zaszeregowanie człowieka: starszy – młodszy, mąż – żona, nauczyciel – uczeń, ojciec – syn. To powoduje, że unikają bliższych kontaktów, bo nie wiedzą, jak zwracać się do drugiej, przypadkowo napotkanej osoby. Poza tym ludzkie stosunki opierają się tam na dwutorowości: jest prawdziwy „ja”, którego znają tylko najbliżsi, i „ja” do kontaktu z obcymi, z wspomnianym uśmiechem na twarzy i bez szans na głębsze relacje.
Przełamanie tego muru jest w ogóle możliwe?
– Jest bardzo trudne, bo większość stosunków między ludźmi odbywa się na poziomie fasadowym. Na przykład nie zaprasza się gości do domu, bo nie ma takiego zwyczaju. Mam dwoje dzieci w wieku 9 i 16 lat, które chodzą do japońskich szkół. Nasz dom był zawsze otwarty na gości, więc inne dzieci przychodziły, ale rewanżowały się zaproszeniem naprawdę sporadycznie. Doszło do tego, że powiedziałam moim dzieciom, by nie oczekiwały, że będą zapraszane przez swoich rówieśników.
Japończycy są wychowywani w bardzo dużej dyscyplinie. Od gimnazjum to właściwie szkoła przejmuje od rodziców opiekę nad dziećmi.
– W szkołach działają kluby zainteresowań, do których należy 95 proc. uczniów. Mój syn przez pewien czas nie uczestniczył w tych zajęciach, ale nie było to dobrze widziane. Na szczęście miał dobre stopnie, więc nikt nie mógł się do niego przyczepić.
Do której godziny trwają zajęcia szkolne?
– Zwykle do osiemnastej trzydzieści. Syn, gdy należał do klubu tenisowego, wracał o dziewiętnastej. Dla mnie było to przerażające, ale japońskie mamy są do tego przyzwyczajone i uważają, że to jest dobre.
Czyli syn wraca do domu po rodzicach…
– Mojego męża nie jest w stanie przebić, on właściwie tylko śpi w domu. W Japonii pracuje się teoretycznie tak jak u nas, czyli sobota i niedziela są wolne, ale weekend w pracy to nic nadzwyczajnego. Często też nie wykorzystuje się przysługującego urlopu. Japończycy są po prostu przyzwyczajeni do takiego oddania.
Kościół katolicki w Japonii jest bardzo mały.
– Średnia wieku wiernych wynosi mniej więcej 65 lat. Młodzi nie są zbyt aktywni, bo absorbuje ich szkoła. I to jest nie do przeskoczenia, bo nawet wierzący rodzice uważają, że nauka jest ważniejsza. Młodzi przychodzą do Kościoła na święta, np. Boże Narodzenie i Wielkanoc, czy po błogosławieństwo w momencie uzyskania pełnoletności, a więc gdy skończą 20 lat. Wcześniej, w wieku 3, 5 czy 7 lat, otrzymują błogosławieństwo dla dzieci. To tradycja zaczerpnięta z praktykowanego w Japonii Shintō [zbiór tradycyjnych wierzeń japońskich – przyp. red.], którą Kościół katolicki zaadoptował.
Czy do Japonii nadal przybywają księża z Polski?
– Księży w Japonii w ogóle jest mało, rzadko kiedy przyjeżdżają nowi, a jeśli już, to najczęściej z Azji, głównie Wietnamu i Filipin. Misjonarze z Polski to z reguły ci, którzy są w Japonii od wielu lat. Duszpasterstwo Polonii to zajęcie dodatkowe dla polskiego dominikanina o. Pawła Janocińskiego, który na co dzień posługuje głównie pośród Japończyków. Choć w Japonii katolików i chrześcijan jest bardzo mało, to działa tutaj bardzo dużo organizacji od dawna prowadzonych przez Kościół: szkoły, przedszkola, nawet szpitale i uniwersytety.
A Polonia?
– W całej Japonii polonia liczy około tysiąca osób, które przebywają tam albo na stałe, albo czasowo. Raz w miesiącu, w pierwszą niedzielę, w kościele św. Ignacego w Tokio mamy Mszę św. Poza tym obchodzimy razem święta. Aglomeracja tokijska, w której mieszkam, czyli Tokio, Kawasaki i Yokohama, to miasta, które w sumie mają blisko 20 mln mieszkańców, więc wyjazd na Mszę św. to godzina poruszania się w jednym kierunku. A po Mszy organizowane są, także po polsku, katechezy dla dzieci.
Jest Pani autorką książki o historii bł. Justyna Ukona Takayamy.
– Pomysłodawcą był jezuita o. Zygmunt Kwiatkowski, który przyjechał do Japonii na rekolekcje dla Polonii japońskiej. Zafascynował się losami japońskiego Kościoła i społeczeństwa, które przetrwało tak wiele golgot: prześladowania, epidemie, ale też to, że chrześcijański kraj zrzucił na nich bombę atomową. O. Zygmunt postanowił więc napisać książkę o Kościele w Japonii, a mnie poprosił o napisanie części historycznej. Długo zastanawiałam się, o czym powinnam napisać, a z pomocą przyszedł mi papież Franciszek, który w tamtym czasie zaakceptował dokumenty złożone w procesie beatyfikacyjnym Justyna Ukona Takayamy.
I dalej już samo poszło.
– Tak, i to do tego stopnia, że powstała naprawdę obszerna książka. Starałam się streszczać tę opowieść, ale też próbowałam uczynić ten przekaz możliwie najbardziej przystępnym, bo jednak historia Japonii nie jest dobrze znana przeciętnemu Polakowi i pominięcie pewnych wątków nie dałoby pełnego obrazu tej opowieści.
Po filmie Milczenie pojawiały się recenzje, w których pisano, że chrześcijaństwo nie pasuje do kultury japońskiej. Przykład Justyna Ukona Takayamy dowodzi, że chrześcijaństwo świetnie do niej pasowało. To zaś, co zupełnie nie pasowało, to wprowadzony tam później system totalitarny, który nie akceptuje religii.