W piątek 8 października br. o godz. 15.00 grupa świeckich katolików uruchomiła w mediach społecznościowych serię wpisów z cyklu: „Także mój Kościół”. Jak informował serwis Vatican News, świeccy katolicy we Francji zainicjowali w ten sposób akcję, której celem jest odnowa Kościoła w ich kraju. Została ona zapoczątkowana na Twitterze i opatrzona hasztagiem #AussiMonEglise i #MyChurchToo. Anglojęzyczny hasztag szybko trafił do pierwszej trójki trendów na Twitterze. Jeden z pomysłodawców akcji, katolicki prawnik i eseista Erwan Le Morhedec, uważa, że to pokazuje, jak wiele osób chce realnej zmiany i prawdziwej odnowy Kościoła.
Kościół jest naszym życiem
Akcja była reakcją na opublikowanie raportu niezależnej komisji, przedstawiającego wstrząsające dane nt. wykorzystywania seksualnego w środowisku kościelnym we Francji od 1950 r. Inicjatorzy przedsięwzięcia w mediach społecznościowych wyjaśniali, że chcą pokazać ofiarom nadużyć ze strony duchownych, iż są w pełni świadomi konsekwencji opublikowanych danych. Chcą też jasno dać do zrozumienia, że dążą do ogólnokościelnej mobilizacji, by podobne przestępstwa nigdy więcej nie miały już miejsca.
Uczestnicy akcji pod hasłem „Także mój Kościół” podkreślali, że nie chcą być opozycją do biskupów, jak niektórzy próbują pokazywać. – Nie chcemy tworzyć dwóch przeciwstawnych obozów, tylko wspólnie pomóc w odnowie Kościoła, który aktualnie nosi koszulę hańby, by znów stał się wiarygodnym świadkiem – tłumaczyli.
Organizatorzy przedsięwzięcia zwrócili uwagę na jeszcze jeden aspekt. Ich zdaniem wielu mediom zależy jedynie na „ukrzyżowaniu biskupów”, a nie na prawdziwym dobru Kościoła. – Tymczasem dla wielu świeckich Kościół jest naszym życiem i chcemy być jego aktywną częścią, biorąc odpowiedzialność za przyszłość – akcentowali.
Powinien być jak symfonia
W tym samym czasie, gdy francuscy świeccy katolicy, korzystając z mediów społecznościowych, przypominali, czym jest dla nich Kościół, w madryckim tygodniku „Alfa y Omega” ukazał się wywiad z prefektem Kongregacji Nauki Wiary. Kard. Luis Francisco Ladaria wezwał w nim katolików świeckich do większej aktywności w życiu Kościoła. Mówił o konieczności większej troski o Kościół oraz „jednych jego członków o drugich”. Cytował słynne słowa żyjącego w drugim stuleciu po Chrystusie św. Ireneusza z Lyonu, biskupa, o tym, że Kościół powinien być jak symfonia, składająca się z wielu dźwięków.
Kard. Ladaria powiedział też, że nie można wykluczać kobiet z posługi w Kościele. Stwierdził nawet, że w przyszłości mogą pojawić się nowe formy ich zaangażowania w Kościele i w konferencjach episkopatów zgodnie z „potrzebami duszpasterskimi”. – Rola kobiet w Kościele rośnie i dzieje się tak również w Watykanie, gdzie powierzono im odpowiedzialne zadania – przypomniał.
Kilka dni później w innym wywiadzie, dla portalu Ecclesia, prefekt Kongregacji Nauki Wiary przekonywał, że trzeba zabiegać, aby jak najwięcej świeckich miało dostęp do studiów teologicznych, bo teologia pomaga nam lepiej przeżywać naszą wiarę. – Dziś, dzięki Bogu, nasze wydziały teologiczne są pełne świeckich, zarówno mężczyzn, jak i kobiet – zauważył, przypominając, że w przeszłości wydawało się, iż są one zarezerwowane wyłącznie dla kandydatów do kapłaństwa.
Nie wierzę w tę narrację
Od dawna można usłyszeć w Kościele (także w Polsce) obrazowe wezwanie do „budzenia śpiącego olbrzyma”, czyli wiernych świeckich. Ostatnio znów można to hasło usłyszeć w związku z zainicjowanym przez papieża Franciszka synodem o synodalności, odbywającym się w trzech etapach: lokalnym, kontynentalnym i powszechnym. Choć idea tego „budzenia” wydaje się słuszna, to jednak samo sformułowanie może być mylące. Nie bez powodu znany teolog, będący równocześnie proboszczem w Tychach, ks. Grzegorz Strzelczyk, w niedawnym wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej powiedział wprost: – Nie wierzę w tę narrację o śpiącym olbrzymie. Olbrzym to w tej chwili raczej ta część, która podtrzymuje klerykalizm. Mniejszość się budzi.
Zdaniem ks. Strzelczyka mamy w Polsce silnie zakorzeniony model relacji świeccy–duchowni, który ukształtował się dawno, urósł w kontrreformacji i został wzmocniony jeszcze w dobie komunizmu. Duchowni mieli wtedy powody, aby świeckich „chronić”. I nadal wielu katolików w tym modelu odnajduje się ze swoją wiarą. Co więcej, obawiają się oni działań synodalnych, bo mają wrażenie, że „ktoś im usiłuje zabrać to, co ich karmi”.
Co więcej, jak zauważył ks. Grzegorz Strzelczyk, wielu wiernych, zarówno świeckich, jak i duchownych, ma problem z utrwalonym przez kilka ostatnich wieków modelem funkcjonowania Kościoła złożonego z pasterzy, którzy mówią, i owiec, które słuchają. Synod to stan, w którym „wszyscy słuchają i wszyscy mówią”. Tymczasem przez stulecia wiele owiec przyzwyczaiło się do milczenia i jeśli któraś z nich zaczyna się odzywać, to pozostałe patrzą na nią ze zgorszeniem.
Kim są świeccy?
W tym kontekście warto zauważyć, że inicjatorzy wspomnianej francuskiej akcji „Także mój Kościół” mają nadzieję, iż zostaną wysłuchani przez biskupów, a ich głos zostanie wzięty pod uwagę po to, aby przypadki nadużyć i ich tuszowania nigdy więcej się nie powtórzyły. Co więcej, twierdzą, że ich przedsięwzięcie wpisuje się w drogę synodalnej odpowiedzialności, zainicjowaną w całym Kościele przez papieża Franciszka.
Święty Jan Paweł II w posynodalnej adhortacji Christifideles laici o powołaniu i misji świeckich w Kościele i w świecie opublikowanej w grudniu 1988 r. zadał wprost pytanie: „Kim są świeccy?”. Odpowiadając, zwrócił uwagę, że Sobór Watykański II „odbiegł od poprzednich definicji, w większości negatywnych” i przyjął zdecydowanie pozytywny punkt widzenia. Ojcowie soborowi stwierdzili w Konstytucji dogmatycznej o Kościele Lumen gentium, że świeccy są pełnoprawnymi członkami Kościoła objętymi jego tajemnicą. Są też obdarzeni specyficznym powołaniem, którego celem w sposób szczególny jest „szukanie Królestwa Bożego, zajmując się sprawami świeckimi i kierując nimi po myśli Bożej”.
Jednak nawet w tym soborowym dokumencie świeccy definiowani są najpierw przez zaprzeczenie. „Pod nazwą świeckich rozumie się tutaj wszystkich wiernych chrześcijan niebędących członkami stanu kapłańskiego i stanu zakonnego prawnie ustanowionego w Kościele” – stwierdza konstytucja Lumen gentium. Dopiero w drugiej kolejności podaje, że tym słowem określa się wiernych chrześcijan, „którzy jako wcieleni przez chrzest w Chrystusa, ustanowieni jako Lud Boży i uczynieni na swój sposób uczestnikami kapłańskiego, prorockiego i królewskiego urzędu Chrystusowego, ze swej strony sprawują właściwe całemu ludowi chrześcijańskiemu posłannictwo w Kościele i w świecie”.
Chrystus przyszedł jako laik
Przy pobieżnej lekturze można opacznie zrozumieć tę definicję i myśleć, że Lud Boży to tylko świeccy. Ksiądz Strzelczyk we wspomnianym wywiadzie z naciskiem podkreślił, że to nieprawda. Duchowni też są częścią Ludu Bożego.
Prof. Marek Kita, teolog z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, w serwisie wiam.pl (Wiara i myśl) napisał w połowie października, że Chrystus przyszedł na ziemię jako laik, jako świecki, ponieważ nie pochodził z rodu kapłańskiego. Znany teolog ks. Andrzej Draguła udostępniając jego tekst w portalu społecznościowym, skomentował: „Przecież to oczywiste. Na zajęciach z teologii laikatu i apostolstwa zawsze daję za zadanie do napisania esej: Jezus, człowiek świecki”.
– Nadszedł wasz czas. Nieście Dobrą Nowinę przez swój styl życia, gdziekolwiek się znajdujecie i jakikolwiek wykonujecie zawód – napisał papież Franciszek w lutym tego roku w przesłaniu do uczestników Kongresu Świeckich w Hiszpanii. Spotkanie odbywało się pod hasłem „Lud Boży w drodze”.
Czy mamy do czynienia w Kościele z jakąś doraźną akcją doceniania i dowartościowania świeckich, spowodowaną kryzysem spadku zaufania do duchownych, m.in. z powodu ujawniania ich nadużyć wobec dzieci? Gdyby faktycznie tylko o to chodziło, byłoby niedobrze. Potrzebna jest konsekwentna zmiana myślenia o wiernych świeckich w Kościele. Zmiana, która dokona się zarówno w głowach biskupów, księży, zakonników, jak i w umysłach samych świeckich. Wszystkich, którzy tworzą Lud Boży. Zdaniem ks. Grzegorza Strzelczyka m.in. o to chodzi w zainicjowanym w ostatnich tygodniach procesie synodalnym.