Pozytywnych – 44 proc. i negatywnych – 45 proc. – tak kształtują się oceny działalności Kościoła katolickiego w Polsce według komunikatu CBOS opublikowanego w kwietniu. Komentatorzy zwrócili uwagę, że po raz pierwszy ocen negatywnych było więcej niż pozytywnych. A jeszcze wiosną 2020 r. działalność Kościoła w naszej ojczyźnie dobrze oceniało nawet 57 proc. ankietowanych. Jak żyć i funkcjonować ze świadomością, że jest się coraz gorzej postrzeganym?
Nie wyglądają na szczęśliwych
We wrześniu ubiegłego roku Tomasz Krzyżak na łamach portalu Deon.pl napisał wprost: „Trwa w Polsce pewna nagonka na Kościół, na wiarę, na wartości. Nie ma co do tego złudzeń”. Dodał, że idąca za tym swego rodzaju „poprawność” nakazuje, by pewne sprawy przerysowywać, mocniej nagłaśniać, inne zaś przemilczać. Wśród przykładów uzasadniających postawioną tezę przywołał m.in. zamieszczone w internecie pełne oburzenia materiały dotyczące księdza, który na szlaku w Tatrach nie odpowiedział na tradycyjne „Dzień dobry”, lecz „wręcz odwrócił głowę z niesmakiem”.
W tym samym miesiącu ks. Grzegorz Strzelczyk kapłanom archidiecezji katowickiej relacjonował rozmowę z młodymi ludźmi w górach. „Rozmowa zeszła na temat powołania i jeden chłopak mówi: księże, ciężko będzie z powołaniami, bo księża nie wyglądają na szczęśliwych ludzi” – opowiadał znany teolog. Przyznał, że wspomniane stwierdzenie „wgniotło go i chodzi mu po głowie”. „Nie wiem, czy to jest prawdziwa diagnoza, jeśli chodzi o powołania, ale to jest pytanie, które warto sobie zadawać: czy sakrament święceń, który przyjąłem, obowiązki, które to za sobą pociągnęło, pomogły mi być szczęśliwym człowiekiem?” – powiedział ks. Strzelczyk i zauważył, że im dłużej człowiek jest księdzem i służy, tym bardziej widać, że księża nie są obdarzeni supermocą. Przywołał też swoje rozmowy z księżmi, którzy mówili: „Jestem tak zmęczony, że nie jestem w stanie się cieszyć z bycia księdzem”.
Powinniśmy już przywyknąć
Zdaniem Tomasza Krzyżaka właściwie powinniśmy już przywyknąć do tego, że niemal każdego dnia media „wyciągają” na światło dzienne jakieś sprawy związane z Kościołem, a także do powierzchowności treści artykułów internetowych, marnej jakości medialnych materiałów o Kościele, ich nierzetelności i braku odpowiedzialności za słowa. Teoretycznie tak. Problem jednak w tym, że wbrew dość często wyrażanemu przekonaniu, niemal nieustanna krytyka Kościoła w naszym kraju (krytyka biskupów, księży, ale również świeckich) to nie tylko problem mediów. W codziennych rozmowach Polaków coraz trudniej o dobre słowo na temat Kościoła, a coraz łatwiej o niechęć, zarzuty, pretensje, oburzenie.
W kwietniu ze sporym odzewem spotkała się opowieść o „Byciu księdzem” opublikowana w mediach społecznościowych przez znanego z internetowej aktywności ks. Daniela Wachowiaka. Jak relacjonował jeden z tabloidów, tym razem proboszcz parafii Świętego Brata Alberta w Koziegłowach postanowił pokazać, jak ciężko żyje się księżom w naszym kraju. Pytał retorycznie, kto z księży noszących sutannę, kleryków i sióstr zakonnych nie usłyszał jakichś inwektyw rzucanych w swoją stronę. „Mnie to spotkało niejeden raz” – przyznał i dodał, że zdarzyło mu się też parę lat temu być oplutym tylko dlatego, że jestem księdzem. „Coraz częściej czuję się jak wróg, chociaż tym ludziom nic nie zrobiłem” – wyznał.
Ksiądz Wachowiak stwierdził w mediach społecznościowych, że „Kapłaństwo bywa masowo zohydzane”, a uczciwi księża są stygmatyzowani. Zwrócił też uwagę na mnożące się w globalnej sieci nieprzychylne duchownym memy. „Wiele komentarzy potwierdza tylko to, że mnóstwo osób po prostu nienawidzi księży i tylko liczy na to, żeby ten stan zniknął” – ocenił. Czy faktycznie mamy do czynienia aż z nienawiścią? Trudno powiedzieć.
Niektórzy czerpią satysfakcję
Faktem jest, że część z antyklerykalnych i antykościelnych memów okazuje się nie tylko wulgarna, ale spełnia warunki artykułu 196 Kodeksu karnego, mówiącego o obrazie uczuć religijnych. Nie tylko księża, ale również wielu świeckich przyznających się do swej wiary, wie, że są ludzie czerpiący swoistą satysfakcję z podsyłania im w sieci lub pokazywania w realu tego rodzaju treści.
Opisane sytuacje mogą się kojarzyć z mobbingiem, czyli uporczywym nękaniem, zastraszaniem, stosowaniem przemocy psychicznej (wobec podwładnego lub współpracownika). Czy jednak nim są, czy też są po prostu krytyką? Wśród słownikowych definicji krytyki na pierwszym miejscu stawiana jest obecnie w języku polskim „surowa lub negatywna ocena kogoś lub czegoś”.
Z licznych analiz prawnych wynika, że doraźna czy jednorazowa krytyka, nawet bardzo ostra, nie jest mobbingiem. Jednak według części ekspertów ciągłe krytykowanie i wytykanie błędów już za mobbing można uznać. Jak jednak nazwać nieustanną bardzo ostrą krytykę, permanentne wyszukiwane zła w działaniach instytucji, wspólnoty i tych, którzy ją tworzą, czyli zjawisko, które dzisiaj dotyczy w znacznej mierze Kościoła i katolików w Polsce? Na jakie określenie zasługuje relacja między nagminnie i niejednokrotnie nadmiernie krytykowanymi a krytykującymi?
Forma społecznej pornografii
Zarówno wśród polskich duchownych, jak i części świeckich można zauważyć zmęczenie nieustannym piętnowaniem zła w Kościele. „Jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne, czasem bardzo opasłe, opracowania próbujące udowodnić, jaki ten nasz Kościół (zwłaszcza ten w Polsce) jest zły i zdeprawowany. Tymczasem my, tak mi się wydaje, potrzebujemy zgoła innych opracowań i raportów. Niczym kania dżdżu potrzebujemy zatem informacji niosących nadzieję, budujących, umacniających w nadziei” – napisał w mediach społecznościowych ks. Bartosz Rajewski. Jego spostrzeżenie jest tym ciekawsze, że w pewnym sensie obserwuje on życie Kościoła w Polsce z dystansu, duszpasterzując wśród naszych rodaków w Londynie.
Udostępniając jego wpis, ks. Andrzej Draguła skomentował: „Nie wierzę w odstraszającą skuteczność publicznego napiętnowania wszelkiego zła. Zła nie będzie mniej tylko dlatego, że się więcej o nim mówi. Wcale nie. Ujawnienie prawdy dla samego ujawnienia prawdy bywa jakąś formą społecznej pornografii, która służy niezdrowej podniecie”.
Można przypuszczać, że przejawem tego zmęczenia był również zgłoszony w poprzedniej kadencji Sejmu obywatelski projekt nowelizacji Kodeksu karnego, który przewidywał karę do dwóch lat pozbawienia wolności za wyszydzanie, lżenie Kościoła, jego dogmatów lub obrzędów. Poparło go swymi podpisami kilkaset tysięcy Polek i Polaków. Zmian nie udało się wprowadzić przed wyborami parlamentarnymi. Pod koniec kwietnia Sejm obecnej kadencji w pierwszym czytaniu projekt nazywany „W obronie chrześcijan” został odrzucony. Jego przeciwnicy twierdzili m.in., że zmierzał do ograniczenia wolności słowa i wyznania.
Pokazywać, czym naprawdę jest
Ponad dwadzieścia lat temu Zbigniew Nosowski opublikował na łamach „Tygodnika Powszechnego” tekst zatytułowany Potrzeba sensownej krytyki Kościoła. Przywołał w nim słowa ks. Józefa Tischnera z roku… 1992, mówiące o tym, że Kościół, który poddaje radykalnej krytyce ten świat, z natury rzeczy prowokuje krytykę. Autor Etyki solidarności zwrócił uwagę, że bywają puste i bywają sensowne krytyki Kościoła. „Sensowna krytyka Kościoła to taka krytyka, która wcześniej czy później musi stać się afirmacją Kościoła – musi przerodzić się w jego obronę. Bronić Kościoła znaczy: pokazywać, czym on naprawdę jest”.
W 2021 r. ks. Janusz Królikowski z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie opublikował artykuł Krytyka Kościoła – źródła, typy i granice. Zauważył w nim, że krytyka Kościoła jest czymś stałym w dziejach, ponieważ będące jej przedmiotem braki, zaniedbania i grzechy zawsze były obecne w jego historii. „Spojrzenie na dzieje Kościoła jasno pokazuje, że jego krytyka jest prawomocna, a w niektórych sytuacjach nawet konieczna, chociaż ma pewne ograniczenia” – stwierdził teolog. Jakie to ograniczenia?
Według ks. Królikowskiego jeśli wspomniana krytyka ma być owocna i skuteczna, może mieć miejsce tylko w łonie Kościoła. Musi też być zawsze owocem wiary, miłości i czci. „Autentyczna krytyka Kościoła musi być więc w każdym wypadku wołaniem o świętość” – podsumował autor artykułu. Wydaje się, że to bardzo trafne podejście do kwestii granic w krytykowaniu Kościoła, jako instytucji, jako wspólnoty, ale także w krytykowaniu poszczególnych biskupów, księży i świeckich.