W tegorocznej jesiennej ramówce jedna z rozgłośni diecezjalnych w Polsce wprowadziła codziennie przed południem nowe krótkie pasmo. Przewidziano w nim telefoniczny udział słuchaczy. Treścią nowej, cyklicznej, trwającej kilkanaście minut audycji mają być „dobre wiadomości”. Podczas jednego z pierwszych programów prowadzący najpierw obszernie omówili sukcesy polskich zawodników na igrzyskach paraolimpijskich, po czym odebrali telefon od słuchacza, który jako dobrą wiadomość podał, że w godzinach porannego szczytu komunikacyjnego udało mu się szybko dotrzeć do celu podróży.
Dziennikarze byli wyraźnie zaskoczeni, że ktoś postanowił podzielić się tego rodzaju informacją. Indagowali więc dalej i po chwili okazało się, że chodziło o wyjazd do lekarza z żoną spodziewającą się dziecka. Wynik badania był bardzo pozytywny. Wydźwięk rozmowy na antenie okazał się rzeczywiście pozytywny. Tego rodzaju informacje faktycznie poprawiają nastrój nawet zupełnie obcych ludzi.
Promują pozytywne treści
Inicjatywa wspomnianej kościelnej stacji radiowej nie jest odosobniona. Co jakiś czas nie tylko katolickie media w naszym kraju starają się promować pozytywne treści. Od dwudziestu lat 8 września obchodzony jest w Polsce Dzień Dobrych Wiadomości. To inicjatywa środowisk intelektualnych i artystycznych, mająca być przeciwwagą dla współczesnych trendów w mediach, które codziennie bombardują opinię publiczną negatywnymi, a często również zatrważającymi informacjami.
„Kreowana w ten sposób rzeczywistość jawi się jako świat pełen zła, pozbawiony ludzkiej dobroci, wzajemnego szacunku i powodów do radości” – można przeczytać w uzasadnieniu przedsięwzięcia, w które włączają się nie tylko poszczególne redakcje, ale również szkoły. Zdaniem propagatorów Dnia Dobrych Wiadomości, sugerowane przez mass media wyobrażenie o otaczającej nas rzeczywistości, także tej najbliższej, rozbudza pesymizm i przekonanie o tym, iż nic dobrego nie może nas spotkać. „Jest również przyczyną powszechnego narzekania, które uważane jest za jedną z naszych narodowych przywar” – dodają.
Coś idzie dobrze
Dziesięć lat temu w wywiadzie opublikowanym m.in. w „Gazecie Wrocławskiej” medioznawca Wiesław Godzic, odnosząc się do tej inicjatywy, zwracał uwagę, że media nie są zainteresowane tym, że coś idzie dobrze. „Złe wiadomości zawsze dobrze się sprzedają” – stwierdził i dodał, że nikt nie uczy adeptów dziennikarstwa, jak pokazywać dobre wiadomości. „One są takie cukierkowe i nie wiadomo, jak tu modulować głos” – stwierdził. Jego zdaniem, nas, jako odbiorców, ekscytuje zła wiadomość i ekscytuje jeszcze gorsza.
Dla uzasadnienia tej tezy przywołał przykład jednego z telewizyjnych kanałów informacyjnych. Relacjonując wypadek kolejowy, jej reporterzy przez pół godziny rozważali problem, czy jest jedna ofiara czy dwie. W ocenie medioznawcy chodziło o to, kto ma bardziej precyzyjne informacje dotyczące ofiar – strażacy czy policja. „Ten świat interesuje to, ile jest ofiar” – skonstatował prof. Godzic, zastanawiając się równocześnie, czy nie można by tego odwrócić i cieszyć się z tego, że jest tylko jedna ofiara.
Białych kwiatów jest najwięcej
Dlaczego w dość powszechnym przekonaniu zło „lepiej się sprzedaje”? Ks. Jan Twardowski w wierszu zatytułowanym Skąd przyszło? napisał: „Zło jest romantyczne a dobro zwyczajne / dobro wciąż na ostatku bo zło jest ciekawe”. Komentując to stwierdzenie w rozmowie z Mileną Kindziuk, tłumaczył, że zło jest bardziej krzykliwe, hałaśliwe, a dobro mało dostrzegane, niepozorne. „O nim przeważnie się nie mówi, nie pisze, jest wyciszone” – wskazywał. Zauważył jednak, że z dobrem przecież przychodzi każde serce, choćby najmniejsze. „Nie jest więc takie słabe, jakby się wydawało” – podkreślił.
Ksiądz poeta zwrócił uwagę, że choć zło jest fascynujące, zbrodnia jest ciekawsza od świętości, to kończą się one nikczemnie. Jako przykład podał romans poza małżeństwem. „Może wydawać się czymś bardzo pięknym, czarującym, a zawsze kończy się podle” – wyjaśniał ks. Twardowski. W cytowanym wierszu zaraz po stwierdzeniu o tym, że zło jest ciekawe, napisał: „a przecież białych kwiatów najwięcej na świecie”. To poetyckie ujęcie faktu, który w natłoku złych informacji może niejednemu człowiekowi umknąć – dobra jest na świecie więcej niż zła.
Tysiące wolontariuszy porządkują
Na to, że mechanizm nagłaśniania w mediach zła kosztem pokazywania dobra wciąż sprawnie funkcjonuje, zwrócił uwagę w lipcu br. Michał Laszczkowski, prezes Fundacji Dziedzictwa Kulturowego. Na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” przypomniał, że informacje o dokonanych przez nastolatków kilku dewastacjach na cmentarzach żydowskich w Polsce, które miały miejsce w ostatnich kilkunastu miesiącach, informowały media wielu krajów.
„W tym samym czasie kilka tysięcy wolontariuszy w Polsce uczestniczyło w pracach porządkowych na ponad 70 cmentarzach żydowskich. Ich praca nie jest jednak tak głośna” – zauważył, wskazując, że kilku niedorostków (Laszczkowski użył znacznie ostrzejszego słowa), którzy dokonują dewastacji na cmentarzu, czy ktoś, kto napisze antysemicki tekst na ścianie, jest głośniejszych, niż praca tysięcy ludzi. „Zło sprzedaje się lepiej” – podsumował swoje spostrzeżenia cytowanym już popularnym przeświadczeniem.
Deklarowali, że wolą dobre
W wielu miejscach w sieci można znaleźć omówienie eksperymentu, jaki przeprowadzili Marc Trussler i Stuart Soroka z McGill University w Kanadzie. Polegał on na śledzeniu wzroku osób poproszonych o zapoznanie się z artykułami opublikowanymi w sieci. Okazało się, że uczestnicy eksperymentu wybrali treści z negatywnym wydźwiękiem, mówiące o złu, korupcji, wpadkach, wypadkach, hipokryzji itd., a nie opowieści neutralne lub pozytywne. Równocześnie deklarowali, że wolą, gdy docierają do nich dobre wiadomości, a o zbytnie epatowanie tym, co złe, obwiniali media.
Skoro badani preferowali dobre wiadomości, dlaczego ich wzrok skupiał się na złych? Zdaniem kanadyjskich naukowców, jest to związane z biologicznymi mechanizmami nastawionymi na przetrwanie człowieka. To ten podstawowy instynkt sprawia, że ludzie szczególnie zwracają uwagę na wydarzenia negatywne, czyli mogące zagrozić życiu i zdrowiu.
Chętniej się dzielili
W tym kontekście zaskoczeniem mogą być wyniki innego, również często przytaczanego w tekstach analitycznych, eksperymentu, przeprowadzonego przez dwoje naukowców z Uniwersytetu Pensylwanii, Jonaha Bergera i Katherine L. Milkman. Badali oni, jakiego typu artykuły ze strony „New York Timesa”, są najchętniej udostępniane. Okazało się, że uczestnicy eksperymentu częściej przekazywali innym treści zawierające ładunek emocjonalny. Jednak dla wielu zaskoczeniem może być odkrycie, jakimi treściami chętniej się dzielili.
Wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu, że lepiej rozprzestrzeniają się wiadomości, które wzbudzają negatywne emocje, badanie pokazało, iż treści pozytywnie nacechowane mają większy potencjał. Eksperyment pokazał, że im bardziej pozytywnie naładowana jest treść informacji, tym większe prawdopodobieństwo, że zostanie przekazana kolejnej osobie. Mówiąc w uproszczeniu, wolimy dzielić się dobrym przekazem, a nie złym.
Zostaną podane dalej
Znając wyniki tych badań, łatwiej zrozumieć, dlaczego ktoś na radiowej antenie chciał się podzielić z innymi nie tylko wiadomością o spodziewanym, dobrze się rozwijającym w łonie matki dziecku, ale również informacją o braku korków na ruchliwej drodze. Zarówno jedna, jak i druga wiadomość były dla słuchacza, który zadzwonił do studia, naładowane nadzwyczaj pozytywnymi emocjami. Chciał je przekazać innym.
Pokazane mechanizmy mogą być wskazówką nie tylko dla ludzi pracujących w szeroko pojętych mediach (w tym społecznościowych, opartych w ogromnej mierze na udostępnianiu treści), ale również np. dla kaznodziejów i wszystkich podejmujących się nauczania/głoszenia w Kościele. Odwołując się do negatywnego przekazu, można przykuć uwagę, ale to pozytywne treści mają znacznie większe szanse, że zostaną podane dalej.