Antyklerykalizm. Są w Polsce duchowni, którzy go doświadczyli, i to czasami nawet w formie fizycznej, a nie tylko słownej agresji. Są też tacy, którzy bezpośrednio, w odniesieniu do siebie, nigdy się z nim nie spotkali, w żadnej postaci. Są też tacy (nie tylko księża), którzy za jego przejaw uważają każde krytyczne słowo dotyczące Kościoła. Ale można się natknąć również na takich duchownych, którzy są uważani za jego reprezentantów, a niejednokrotnie sami tak siebie postrzegają. Są w Kościele tacy (nie tylko duchowni), którzy widzą w nim poważne zagrożenie, ale nie brak i tych uważających, że to potrzebny dar od Boga.
Jędza w ubraniu księdza
W licznych biogramach Kornela Makuszyńskiego podawana jest informacja, że przyszły pisarz został wyrzucony z gimnazjum za wierszyk dotyczący księdza, który zakazywał uczniom ślizgania się zimą na zamarzniętym stawie. Przytaczany jest tekst owego utworu, który brzmiał: „Na próżno jędza / w ubraniu księdza / z lodu nas spędza! / W pierwszej b klasie / w zimowym czasie / nikt mu nie da się!”. Dziś młodzieńczy wierszyk Makuszyńskiego budzi łagodny uśmiech i ani jego tekst, ani cytowanie go nie jest uważane za przejaw antyklerykalizmu.
Książka ks. Józefa Tischnera Historia filozofii po góralsku zawiera jego dość często przywoływane słowa: „Nie spotkałem w moim życiu nikogo, kto by stracił wiarę po przeczytaniu Marksa i Engelsa, natomiast spotkałem wielu, którzy ją stracili po spotkaniu ze swoim proboszczem”. Czy komukolwiek przychodzi obecnie do głowy, aby dopatrywać się w nich antyklerykalizmu? A przecież są mocną krytyką duchowieństwa. Co więcej, sugerują, że przez księży ludzie tracą wiarę.
Konsekwentnie nie zaprasza
Przejawem antyklerykalizmu część komentatorów nazwała wypowiedź sprzed trzech lat, w której znany polityk ówczesnej opozycji (dziś minister) zapowiadał „opiłowywanie katolików z przywilejów”. Jednak historyk Grzegorz Kucharczyk zwracał uwagę, że nie chodziło o antyklerykalizm, o niechęć do duchowieństwa, bo wspomniany poseł mówił o katolikach, czyli wszystkich obywatelach, którzy należą do Kościoła katolickiego.
Czy przejawem antyklerykalizmu jest postawa aktualnego prezydenta Warszawy, który nie tylko kazał usunąć symbole religijne z miejskich urzędów, ale – jak zwracała uwagę w maju „Gazeta Wyborcza” – „jest konsekwentny: na miejskich uroczystościach nie ma księży, nowe inwestycje nie są święcone przez biskupa”? Czy raczej mamy do czynienia z dekrucyfikacją i deklerykalizacją? Niektórzy najnowsze ministerialne decyzje dotyczące nauczania religii w polskich szkołach i sposób ich wprowadzania uważają za kolejny drastyczny przejaw antyklerykalizmu, wskazując na ideologię formacji politycznej, której przedstawicielka aktualnie kieruje resortem edukacji. A może chodzi o coś innego niż antyklerykalizm?
Zdaniem holenderskiego watykanisty
Widoczna w przytoczonych przykładach tendencja do rozszerzania znaczenia pojęcia antyklerykalizmu teoretycznie wydaje się uzasadniona niektórymi definicjami tego zjawiska, które mówią o postawie sprzeciwu nie tylko wobec klerykalizmu, ale czasami wręcz o wrogości wobec instytucji wyznaniowych, takich jak Kościół katolicki, czy o zamachu na religię jako taką. Jednak podpinanie szeregu negatywnych postaw i zachowań w tej sferze pod jedno pojęcie, które ma bardzo konkretne źródło, może prowadzić nie tylko do nieporozumień i trudności w rozmowie o samym antyklerykalizmie, ale również do kłopotów z rozumieniem słowa „klerykalizm”.
Próby rozszerzania znaczenia terminu „antyklerykalizm” nie dotyczą tylko Polski. Niespełna rok temu holenderski dziennikarz Hendro Munsterman z „Nederlands Dagblad”, zajmujący się działalnością Stolicy Apostolskiej, w rozmowie z niemiecką rozgłośnią oświadczył, że „dla Franciszka synodalność oznacza «antyklerykalizm»”. Doprecyzował, że dla obecnego następcy św. Piotra duchowni nie są wcale lepsi od osób świeckich. Wręcz przeciwnie, oni potrzebują świeckich. Według niego walka z klerykalizmem, rozumianym jako patriarchalna wyższość duchownych nad niewyświęconymi wiernymi, była stałą troską Franciszka od pierwszych chwil pontyfikatu.
Niektórym nie mieści się w głowie
Choć ograniczenie synodalności tylko do antyklerykalizmu jest znaczną przesadą, to jednak spostrzeżenie dotyczące podejścia obecnego papieża do duchownych jest trafne. Ks. Adam Błyszcz CR cztery lata temu na łamach portalu Deon.pl wyliczył, że św. Jan Paweł II w ciągu trwającego dwadzieścia siedem lat pontyfikatu mówił o klerykalizmie siedem razy. Jego bezpośredni następca, Benedykt XVI, przez siedem lat kierowania Kościołem przywołał to zjawisko tylko raz. Natomiast Franciszek w pierwszych siedmiu latach swego pontyfikatu sprawę klerykalizmu poruszył aż 55 razy. Już choćby na podstawie takiej statystyki pojawia się pokusa, aby przypiąć aktualnemu papieżowi etykietę „antyklerykała”.
O tym, że Franciszek faktycznie zachowuje się czasem jak antyklerykał, można usłyszeć od samych księży, także polskich. Nie byli przyzwyczajeni za poprzednich pontyfikatów do krytyki ich niektórych zachowań z tak wysokiego szczebla w Kościele. Niektórym w ogóle nie mieści się w głowie, jak ktoś, kto przyjął sakrament święceń, może publicznie krytykować innego duchownego. Także część świeckich katolików nie rozumie takiej postawy. Tym bardziej sprzeciwiają się wytykaniu błędów księżom przez tych, którzy nie są kapłanami. Mają z tym poważny problem, ponieważ w ostatnich latach coraz częściej do takich sytuacji dochodzi. Krytykowani w mediach są nie tylko szeregowi księża, ale także biskupi, coraz częściej wymieniani po nazwisku.
Obowiązek wytykania błędów
Nasilają się też głosy pokazujące antyklerykalizm w ścisłym tego słowa znaczeniu jako zjawisko pozytywne, a nawet potrzebne. Trzy lata temu Konstanty Pilawa na łamach czasopisma „Pressje” użył sformułowania „pobożny antyklerykalizm” i dowodził, że „wytykanie ewidentnych wad kleru służy całej wspólnocie, bo jest dla wszystkich oczyszczające, stanowi obowiązek, bo nie możemy jako świeccy członkowie Kościoła przymykać oczu na prawdę”.
Z drugiej strony dwa lata później o. Jacek Salij OP w portalu Opoka napisał o „dziwnej chorobie antyklerykalizmu” i zwrócił uwagę, że oprócz antyklerykalizmu, którego źródłem są grzechy i różne występki duchowieństwa, „jest też antyklerykalizm organizowany”. W tym kontekście przywołał głośną w zeszłym roku sprawę księdza, który w dniu święceń został w mediach społecznościowych poniżony i obrażony przez hejtera. Czy jednak zachowanie autora obrzydliwego komentarza w internecie zasługuje na określenie „antyklerykalizm” nawet z dopiskiem „organizowany”? Co za jego wpisem stoi? Jakaś ideologia czy częste w globalnej sieci pragnienie „dokopania” każdemu, kto się napatoczy?
To Jezus był największym...
Zdarza się, że podczas spowiedzi ktoś wyznaje, iż krytykował księży. Jednak antyklerykalizm nie jest grzechem, więc zwykle chodzi tak naprawdę o często przywoływaną przez papieża Franciszka obmowę lub oczernianie. Ks. Piotr Pawlukiewicz jeden z rozdziałów swojej książki Księża na księżyc. Tylko co dalej? zatytułował „To Jezus był największym antyklerykałem”. A uważni czytelnicy Pisma Świętego w trzydziestym czwartym rozdziale Księgi Proroka Ezechiela bez trudu znajdą bardzo krytyczne słowa o pasterzach, „którzy sami siebie pasą”, zamiast dbać o powierzone im owce. Niektórzy krytycy współczesnych duchownych bywają zaskoczeni aktualnością starotestamentalnych sformułowań.
W zeszłym roku ks. Mateusz Tarczyński na łamach Deonu przekonywał, że zarówno klerykalizm, jak i antyklerykalizm, są drogą donikąd. „Efekt tych dwóch przeciwstawnych sobie postaw jest taki sam: dzielenie wspólnoty na dwa niezależne (lub wręcz wrogie) wobec siebie światy” – uzasadnił i zwrócił uwagę (inaczej niż wspomniany wyżej holenderski dziennikarz), że proponowaną przez Franciszka trzecią i jedyną właściwą opcją jest synodalność. To bardzo istotne spostrzeżenie. Czy jednak jesteśmy już w Kościele na tyle dojrzali, aby na zło klerykalizmu nie reagować postawą „anty”?