W środę 21 sierpnia pojechała Pani do Warszawy na protest świeckich katechetów przeciwko rozporządzeniu MEN dotyczącemu nowych zasad organizacji lekcji religii w szkołach. Mieliście na ten protest nieoczywisty pomysł…
– Rzeczywiście, ludzie protestują na różne sposoby – organizują marsze, demonstracje, hałas, a nasz pomysł polegał na zorganizowaniu pewnego happeningu połączonego z małym występem teatralnym w przestrzeni publicznej warszawskiego placu Zamkowego pod kolumną Zygmunta. Chcieliśmy zwrócić uwagę społeczeństwa na to, co swoją decyzją chce zrobić Ministerstwo Edukacji Narodowej.
O co chodziło w tym przedstawieniu?
– Nauczyciele wcielili się w postaci symbolizujące różne idee, np. historię i jej nauczanie, naukę i jej powiązanie z istnieniem Boga, sztukę i jej inspiracje religią, literaturę, geografię, filozofię –poszukiwanie wiedzy i odpowiedzi na różne pytania egzystencjalne, ale też sytuację w szkole, jaka nastąpi, gdy w jednej klasie religii będą mogły uczyć się dzieci z różnych poziomów nauczania. Była też osoba symbolizująca demontaż obecnego systemu, który skrzywdzi uczniów, dyskryminującego wierzących, a ostatecznie Pani Minister „usunie” religię ze szkół rękoma rodziców. Wszyscy aktorzy nosili jednolite maski oznaczające, że – naszym zdaniem – według MEN mielibyśmy się stać niewidzialni.
Dlaczego taka forma?
– Mieliśmy wrażenie, że nasz dotychczasowy głos, nasze uwagi nie są publicznie słyszalne, nie mówiąc już o tym, że ministerstwo nie wzięło ich pod uwagę mimo jasnego wyartykułowania. Natomiast przekaz połączony z obrazem, dźwiękiem jednak przyciąga wzrok, sprawia, że ktoś słucha.
Udało się? Z jakimi reakcjami spotkał się protest?
– Ku naszemu zaskoczeniu z bardzo dobrymi! Ludzie podchodzili do nas, dziękowali, że mówimy o tym głośno, ściskali nas. Widać było, że wyrażamy głos nie tylko środowiska katechetów, ale też innych Polaków. I o to nam chodziło: pokazać, jaką rolę pełnią lekcje religii dla społeczeństwa, i zwrócić uwagę rządzących i opinii publicznej na rażące łamanie prawa, jakim jest to rozporządzenie.
Jakiego prawa?
– Choćby zapisów w prawie oświatowym, gdzie jasno jest powiedziane, że zmiany w sposobie organizacji lekcji religii w szkołach nie będą realizowane bez uzgodnienia ze stroną kościelną i innymi związkami wyznaniowymi. Porozumienie polega na dialogu, ale też uzgodnieniu dalszych działań z poszanowaniem racji obu stron. Pani minister natomiast owo „uzgodnienie” zrozumiała jako wysłuchanie opinii i jej zlekceważenie. Rozporządzenie ponadto łamie też konstytucję, która zapewnia wszystkim rodzicom prawo do wychowywania swoich dzieci w zgodzie z przekonaniami. Właśnie dlatego jeszcze przed naszym happeningiem nasi przedstawiciele udali się do Kancelarii Prezydenta RP, składając na jego ręce list otwarty z prośbą o skierowanie rozporządzenia MEN do Trybunału Konstytucyjnego.
Pani minister wypełniła po prostu obietnicę wyborczą swojego ugrupowania…
– Owszem, ale nie było to oczekiwanie większości społeczeństwa. W skali kraju blisko 80 proc. dzieci chodzi na religię – nie jest to potrzeba, którą można zignorować. Nie można lekceważyć potrzeb ludzi wierzących, bo ich realizację zapewnia nam choćby konstytucja. W świecie, który tylko pędzi za nowościami, wychowanie dzieci do wartości jest potrzebne, a uczynienie z religii czy etyki zajęć, których się łatwo pozbyć, uniemożliwi takie wychowanie. Powstaje również kwestia pozbawienia tysięcy nauczycieli katechetów bez pracy w zasadzie z dnia na dzień.
Do tego mogą prowadzić zapisy w rozporządzeniu? Tam jest mowa tylko o możliwym łączeniu klas, jeśli dzieci będzie za mało.
– Który samorząd nie skorzysta z możliwości oszczędzenia na lekcjach religii w szkole, jeśli tak się stanie rzeczywiście? Pojawiły się takie sygnały od nauczycieli. Ponadto jak mamy realizować podstawę programową, jeśli w ekstremalnych przypadkach łączenia klas dzieci z różnych poziomów nauczania różnica wieku dzieci będzie wynosiła nawet trzy lata? Potrzeby rozwojowe i intelektualne dzieci w tak różnym wieku są zupełnie inne! Takie pomieszanie roczników sprawi, że wszystkie te dzieci będą się czuły źle, szczególnie te starsze siedzące obok młodszych. Przecież to jakby repetowali klasę! A który rodzic będzie dalej trzymał dziecko w takich warunkach? Oczywiście, że je wypisze z zajęć. W efekcie ten przedmiot będzie powoli znikał ze szkół na zasadzie wymierania.
Tylko że problem wypisywania się dzieci z lekcji religii jest realny i dał się zaobserwować, jeszcze zanim obecna koalicja doszła do władzy.
– To nie jest takie proste w ocenie. Na wypisywanie się dzieci z lekcji religii wpływ ma wiele czynników i nie tylko jest to – jak mówią – słabnąca wiara czy rosnąca religijna obojętność rodziców. Bardzo często rezygnacja z tych lekcji wynikała ze zwykłej wygody. Jeśli dziecko miałoby wstać wcześniej, żeby iść na religię albo po wielu lekcjach jeszcze zostawać na katechezę, rodzice je wypisywali, żeby nie obciążać ich dodatkowo. Zwróćmy uwagę, że największy odsetek rezygnacji z katechezy miał miejsce wśród uczniów szkół średnich lub ostatnich lat podstawówki, kiedy obciążenie nauką jest największe. Naprawdę trudno się dziwić, że młodzież wypisuje się z religii, jeśli to byłoby dodatkowe obciążenie, za które zresztą teraz miałaby być „ukarana” brakiem oceny, na którą rzetelnie pracowała.
No właśnie, jeśli samym rodzicom nie zależy na katechezie ich dzieci, to może trzeba zacząć od katechezy rodziców?
– Wszystko jest ważne. My oczywiście szanujemy zdanie rodziców. Jeśli są niewierzący czy obojętni religijnie to jasne, że mają prawo wychowywać tak swoje dziecko. Ale przecież nawet dzieci niewierzących rodziców stawiają pytania egzystencjalne. I gdzie miałyby o tym rozmawiać? Na matematyce czy na fizyce? Oczywiście, że nie. Właśnie dlatego obecność religii lub etyki w szkole jest tak ważna. Oczywiście, świat się zmienia, coraz więcej osób staje się obojętna na sprawy wiary, ale to nie znaczy, że nie chcą, by ich dzieci miały przekazane różne wartości. Nieraz miałam uczniów na moich lekcjach religii, których rodzice byli albo innej wiary, albo niewierzący. W rozmowach ze mną ci ludzie argumentowali, że chcą, by ich dziecko poznało różne systemy wartości, by potem mogło świadomie w dorosłości wybrać ten dla siebie. Inni rodzice proszą, byśmy rozmawiali jak najwięcej z ich dziećmi, bo one tego potrzebują!
Rozporządzenie MEN spotkało się z protestem także ze strony innych Kościołów obecnych w Polsce.
– Oczywiście, ponieważ ich głos został zignorowany, podobnie jak głos Kościoła katolickiego! Wydaje nam się, że polityka prowadzona przez gabinet pani minister Barbary Nowackiej zmierza do ograniczenia możliwości organizacji lekcji religii, mimo zapewnień, że nie będzie tego robić. Rozporządzenie MEN wykreśla przecież także ze świadectwa ucznia ocenę z religii lub etyki – co sprawi, że zginie w ogóle ślad potwierdzający istnienie tych przedmiotów. Że niby to nie są prawdziwe przedmioty, bo my na religii „uczymy tylko pacierza”? Nieprawda! Nauka modlitw czy przygotowanie do sakramentów odbywa się w kościołach, na lekcjach religii w szkole poruszamy wiele różnych problemów, uczymy wieloaspektowo. Katecheci są naprawdę ludźmi gruntownie i wszechstronnie wykształconymi, rozmawiamy z uczniami o wszystkim.
No i wreszcie nie zgadzamy się z argumentami, że obecność religii w szkole oznacza że Polska jest „zaściankowa”. Aż 23 kraje w Europie mają religię w szkole, z czego osiem krajów europejskich ma ją nawet jako przedmiot obowiązkowy – tak jest na przykład w części landów w Niemczech. Naszym zdaniem rozporządzenie wprowadzi chaos w szkole: zostało wydane na ostatnią chwilę, w sytuacji, gdy dyrektorzy mieli już opracowaną częściowo organizację nowego roku szkolnego.
---
Ewa Garasz
Magister teologii, nauczyciel dyplomowany, katechetka z 29-letnim stażem, ucząca religii i informatyki; pracuje w Szkole Podstawowej nr 2 w Suchym Lesie; członkini Stowarzyszenia Katechetów Świeckich