Jestem tuż po lekturze pozycji popularnonaukowej pod Pani redakcją Ekopsychiatria. Jak bliskość natury wspiera naszą psychikę. Wyobrażam już sobie głosy ekosceptyków, lamentujących, że ekologia musiała wmieszać się nawet w tak odległą dziedzinę naukową jaką jest psychiatria.
– Warto przesunąć optykę w drugą stronę i dostrzec ekopsychiatrię jako poszerzenie kontekstu całej psychiatrii. Psychiatria sama w sobie jest specjalizacją medyczną skoncentrowaną na układzie nerwowym i jego relacjach z innymi układami. Dopełnienia słowne funkcjonujące w ramach tej specjalizacji, jak np. psychiatria środowiskowa, poszerzają horyzont lekarza specjalisty nie tylko o to, co dzieje się wewnątrz organizmu człowieka, ale też wskazują na to, co dzieje się na zewnątrz człowieka, jakie są jego relacje, jak stres wewnętrzny ściera się z tym pochodzącym z zewnątrz. Ekopsychiatria jeszcze bardziej poszerza tę perspektywę środowiskową o kontekst funkcjonowania człowieka nie tylko w odniesieniu do innych ludzi, ale też całego krajobrazu i istot innych niż ludzie. Ekopsychiatria bynajmniej nie jest nowomową ekologów, ponieważ termin ten wprowadzili sami psychiatrzy 50 lat temu. Od lat 70. przestrzeń farmakologicznego leczenia psychiatrycznego bardzo się rozbudowała, dlatego ekologiczny aspekt psychiatrii nie funkcjonował powszechnie, będąc wygaszonym na rzecz nowych odkryć. Jednak pandemia COVID zwróciła nam uwagę na rosnącą liczbę zaburzeń psychicznych związanych z lękiem czy depresyjnością.
Zmiany klimatyczne, urbanizacja i globalizacja, również przyczyniają się do tego, że stan naszego zdrowia psychicznego ulega pogorszeniu. Czynniki te zmusiły nas do przyjrzenia się przyczynom takiego stanu rzeczy. Zauważyliśmy, że jeśli nie mamy dostępu do przyrody, która z racji naszej ewolucji jest wspierającym otoczeniem, podcinamy gałąź, na której siedzimy. Z jednej strony jesteśmy bardziej narażeni na obciążenia, które niesie rozwój cywilizacyjny, a z drugiej odbieramy sobie naturalne mechanizmy wsparcia, niszcząc otaczającą nas przyrodę. Ekopsychiatra. Jak bliskość natury wspiera naszą psychikę powstała, abyśmy przypomnieli sobie, że duże wsparcie naszego dobrostanu psychofizycznego mamy na wyciągnięcie ręki. Potwierdzają to badania, prace naukowe i metaanalizy, które również zawarliśmy w książce.
W jaki sposób przyroda realnie wpływa na dobrostan psychofizyczny człowieka?
– Gdy opowiadam o terapii leśnej, którą prowadzę, wiele osób zastanawia się, po co wizyty w lesie ubierać w ramy, skoro my Polacy „z dziada pradziada” czujemy, że do lasu idzie się po zdrowie. Rzeczywiście pokazuje to nasza historia, bo np. gdy w Polsce szerzyła się zaraza, Jagiellonowie uciekali do Puszczy Białowieskiej lub Puszczy Knyszyńskiej. Lockdown pokazał nam, co dzieje się z człowiekiem, gdy jest od przyrody oderwany. Teoretycznie będąc zamkniętymi, mieliśmy wszystko zapewnione: pożywienie, obecność bliskich, pieniądze, dach nad głową. Jednak nagle okazało, że nasz dobrostan zaczął gwałtownie spadać, a poziom stresu wzrastać.
Dróg wpływu przyrody na nasz organizm jest bardzo dużo. Jest to chociażby fizyka: gdy mówimy o uziemieniu poprzez przytulanie się do drzew, wyrównujemy wówczas ładunki elektryczne. Na tej samej zasadzie działa piorunochron, gdy uziemia dom. W ludzkim ciele zabieg ten wprowadza pozytywne zmiany: lepiej odpychają się krwinki i zmniejsza się stres oksydacyjny. Przyroda działa również drogą biochemiczną, gdyż las wydziela dużo aktywnych cząstek, które wspierają nasz układ krążenia i hormonalny. Liczne badania dowodzą, że przebywanie w lesie wpływa kojąco nie tylko na nasz układ nerwowy, ale również immunologiczny. Dzięki kontaktowi z naturą produkujemy więcej komórek odpornościowych, co sprzyja radzeniu sobie z infekcjami, a także wpływa na profilaktykę przeciwnowotworową naszego organizmu. Kontakt z przyrodą pozostaje nie bez znaczenia również dla mikrobiologii, gdyż w otoczeniu leśnym mamy kontakt m.in. z bakteriami glebowymi, przyściółkowymi, które wpływają korzystnie na nasz organizm, przyczyniając się do lepszej kondycji skóry, czy wspierając części mózgu odpowiedzialne za produkcję serotoniny, której w przebiegu depresji jest za mało. Do tych fizyczno-biologicznych aspektów pozytywnego wpływu kontaktu z przyrodą dochodzą konteksty psychologiczne, emocjonalne czy duchowe. Dużo osób, doświadczając przyrody, przeżywa ważne momenty duchowe i ma wrażenie kontaktu z sacrum, z czymś, co Stwórca wykreował swoją ręką. W przyrodzie czują coś więcej niż tylko materię. Jako lekarze nie negujemy tego rodzaju doświadczeń. Mimo że jest to płaszczyzna inna niż naukowa, jest ona również ważna dla dobrostanu człowieka.
Od czasów gdy homo sapiens zamieszkiwał tereny sawanny, minęło już sporo czasu. Może zmiany ewolucyjne już nas zurbanizowały?
– Okres 200–300 tys. lat od wyodrębnienia się człowieka rozumnego to jego życie w przyrodzie, głównie na sawannach, a potem w lasach. Ostatnie 300 lat to, poprzez skok technologiczny ludzkości, życie w miastach. Trzy wieki życia w aglomeracjach mają się mniej więcej tak do okresu życia w bezpośrednim kontakcie z naturą, jak ostatnie 10 minut życia do 70 lat życia seniora. Wyobraźmy sobie, że człowiek przez 70 lat życia funkcjonuje na wsi i nagle zabieramy go do centrum Warszawy, mówiąc, że tam będzie mu lepiej. Koszt zmiany ewolucyjnej wynikający ze stresu możemy porównać do tego, który przeżywają zwierzęta przetrzymywane w ogrodach zoologicznych. Podobnie jak one, mamy w miastach ograniczoną przestrzeń, jesteśmy narażeni na kontakty z przedstawicielami tego samego gatunku, których nie znamy i nie wiemy, czego się po nich spodziewać, co jest wysoce stresogenne, a także codziennie musimy wybierać, które informacje ze świata zewnętrznego są dla nas istotne, a które nam zagrażają. Czynniki środowiska wymuszają na nas przystosowanie się ewolucyjnie do wysokiego poziomu stresu. Dlatego dziś bardzo często dochodzi u ludzi do wyczerpania zasobów, co skutkuje różnorodnymi zaburzeniami, jak chociażby zespół lęku uogólnionego, zaburzenia adaptacyjne, wypalenie zawodowe, fobie społeczne. Nagminne są również epizody depresyjne.
Czy możliwe jest uniknięcie deprywacji potrzeby kontaktu z przyrodą, żyjąc w centrum miasta, a może jednak warto rzucić wszystko i dla dobrostanu psychicznego wyjechać w przysłowiowe Bieszczady?
– Myślę, że wiele osób w tym kontekście postępuje w sposób intuicyjny, uzyskując zaspokojenie potrzeb. W psychologii opisane zostało zjawisko biofilii, przejawiające się w naturalnej potrzebie obcowania z innymi gatunkami istot żywych. Przykładem tego jest potrzeba posiadania zwierząt domowych czy roślin doniczkowych, a także chociażby zawieszania na ścianach fotografii z motywem przyrodniczym. To nas wspiera i koi. Ważne jest, abyśmy dbali o relacje z przyrodą na co dzień. Nie musi to być od razu udział w wycieczkach do dzikich rezerwatów przyrody, bo nie jest dobrym pomysłem wdzieranie się w dziewicze miejsca, aby zdeptać ostatnie dzikie rejony i skomercjalizować naturę. Zadbajmy o autentyczną relację. Ważne jest, abyśmy przyrody nie traktowali przedmiotowo, zakładając, że ma ona tylko służyć naszemu zdrowiu, gdyż w ten sposób traktujemy przedmiotowo również samych siebie. Zapominamy, że człowiek też należy do królestwa zwierząt i stanowi część przyrody. Jeżeli w taki sposób będziemy podchodzić do natury, to również tak będziemy traktować swoje ciało, które ma służyć naszemu dobrostanowi. Tymczasem celem jest potraktowanie z empatią, miłością i zrozumieniem siebie jako osoby, swojego ciała, a także przedłużenie tego ciała w postaci środowiska przyrodniczego.
Realnie bardzo trudno jest postawić sztywną granicę pomiędzy końcem człowieka a początkiem natury, ponieważ w każdym jednym ludzkim przewodzie pokarmowym czy na każdym skrawku ludzkiej skóry żyją miliony bakterii, będące żywymi organizmami, bez których człowiek nie byłby zdolnym do życia. W naszych komórkach są mitochondria, które kiedyś były oddzielnymi organizmami, więc tak naprawdę jesteśmy odrębnymi bytami, będąc jednocześnie w ścisłej symbiozie. Dlatego dbając o przyrodę, dbamy tak naprawdę o siebie. Ważne jest, aby w kontakcie z przyrodą budzić w sobie zachwyt, dążąc do poczucia radości i przyjemności. Jeżeli traktujemy to tylko jako obowiązek, robimy z kontaktu z przyrodą imperatyw, który budzi opór. Tzw. zielone recepty, czyli zalecenia lekarskie, aby pacjenci korzystali z przyrody, przepisywane bez wewnętrznej woli pacjenta, nie przynoszą efektów. Ważne jest, aby poczuć szczęście wynikające z biofilii, wówczas zdrowie jest „efektem ubocznym”.
Kilka dni temu wybrałam się na wycieczkę rowerową do położonej w Wielkopolsce Puszczy Zielonki. Z jednej strony cieszył mnie widok majestatycznych drzew, a z drugiej smuciły coraz głębiej wdzierające się w krajobraz zabudowania.
– W podejściu do przyrody warto kierować się empatią. W czasie lockdownu miałam mieszane uczucia, ponieważ z jednej strony miałam swoją wewnętrzną potrzebę bycia w przyrodzie, a z drugiej strony bardzo się cieszyłam, że lasy są zamknięte, gdyż wiedziałam, że przyroda odżywa. To był wiosenny czas lęgów, zwierzęta miały spokój, były mniej zestresowane i w końcu same zaczęły wychodzić do ludzi. Dobra relacja z przyrodą jest również o tym, na ile nas stać na zrezygnowanie z siebie i na przykład niepolecenie po raz kolejny na egzotyczne wakacje, zmniejszając tym samym ślad węglowy. Może warto pojechać rowerem przed siebie i poszukać bardziej lokalnego odpoczynku, ograniczając w ten sposób zanieczyszczenia na wielką skalę.
Jest jakiś paradoks też w tym, że chcemy mieszkać w naturze, więc kupujemy mieszkanie od dewelopera, który przed chwilą wyciął las. Ważne jest, aby dokonując wyborów, podjąć refleksję, czy dążąc do kontaktu z przyrodą nie zrobimy jej krzywdy. Życie w przyrodzie może nosić znamiona second handu. Na wsiach można znaleźć interesujące oferty sprzedaży pięknych domków, ponieważ starsi mieszkańcy odeszli, a młodzi przenieśli się do miast. Domy te można odrestaurować, niekoniecznie trzeba zamieszkać w szeregowcu znajdującym się w samym środku puszczy. W dzisiejszym zurbanizowanym świecie kluczem jest dbanie o przyrodę miejską: o lasy miejskie, o parki, abyśmy mieli dostęp do przyrody w miejscach, w których mieszkamy. Niestety dziś dominuje tendencja do ,,betonozy”, przystrzygania trawników na długość 3 mm i obsadzania skwerków miejskich i ogródków działkowych rzędem równo przyciętych tui. Tymczasem, jako obywatele, mamy wpływ na to, jak to miasto wygląda, chociażby przez organizowanie oddolnych ruchów czy podpisywanie petycji.
W Białymstoku, gdzie mieszkam, ma miejsce wiele akcji proprzyrodniczych. Jedną ze zmian są chociażby łąki kwietne w miejsce pasów zieleni przy drogach szybkiego ruchu. Nie tylko wygląda to fantastycznie, ale dodatkowo korzystają z tego owady zapylacze. Ważne jest również zachowanie drzew w centrum miasta, gdyż pomagają nam przetrwać upały, zwiększając wilgotność i obniżając temperaturę. Czasem trzeba zawalczyć o park czy las miejski, tym bardziej że obecnie sytuacja uległa poprawie i po zmianie władzy w Polsce Lasy Państwowe zaczęły wchodzić w dialog z organizacjami obywatelskimi. My, jako mieszkańcy, możemy apelować, aby dany las był mniej wykorzystywany pod względem wycinki drewna, a bardziej pełnił funkcję lasu, w którym można się zrelaksować, na przykład spacerując. Zwracajmy uwagę na to, co jest blisko nas, gdyż może się okazać, że otaczają nas niesamowite elementy natury. Białystok ma wiele lasów dostępnych dla spacerowiczów, a w jednym z nich mamy „rafę koralową” ulokowaną na martwych kłodach. Składają się na nią grzyby oraz śluzowce, a także inne stworzenia, jednak do ich obserwacji potrzebna jest lupa. Tworzą one niesamowitą feerię barw od różowej przez niebieską, fioletową aż po turkusową. Odkrywajmy naturę tam, gdzie mieszkamy, ale również wspierajmy ją, dbając o jej dobrostan. Jeśli raz na jakiś czas pojedziemy w góry czy nad morze, nic się nie stanie, ale nie pożądajmy tylko tego, co na pierwszy rzut oka jest spektakularne, bo przegapimy mnóstwo niesamowitych doznań przyrodniczych wokół nas.
Tymczasem żyją wśród nas ludzie, którzy hobbistycznie niszczą przyrodę, jak chociażby myśliwi. Zastanawiam się, jakie mechanizmy psychologiczne są odpowiedzialne za takie skłonności człowieka?
– Biofobia jest zjawiskiem przeciwnym do biofilii i określona jest jako niechęć do natury, a jej podłożem jest lęk. Tymczasem wielu myśliwych doskonale zna i lubi przebywać w lesie, a jednocześnie uważają za atrakcyjne strzelanie i śmierć zwierząt. Na poziomie racjonalizacji argumentów jest wiele: że pozyskują zdrowsze mięso, że w Biblii jest napisane, aby czynić sobie ziemię poddaną. Czym innym jest jednak władca totalitarny, a czym innym mądry król czy szef, który stawia na potencjał swoich podwładnych, wspiera ich i jest dumny z ich rozwoju. Pamiętajmy jednak, że racjonalizacja jest niedojrzałym mechanizmem obronnym. Zazwyczaj zasłania ona coś, czego człowiek nie dopuszcza do świadomości. Aby odpowiedzieć, dlaczego myśliwych ekscytuje zabijanie zwierząt, musieliby oni zmierzyć się ze swoimi impulsami agresywnymi, które każdy człowiek ma w swoim repertuarze. Wyparcie nie sprawia, że człowiek staje się osobą ich pozbawioną. Pytania, które należy sobie postawić, dotyczą tego, jak one są silne i jak nimi zarządzam. Niezaburzona osoba dojrzała w momencie doświadczania złości jest świadoma, że tej złości doświadcza, jednak jej ujście może odroczyć. Nie musi również projektować swojej złości na kogoś innego, przypisując tej osobie złe cechy. Często zdarza się, że człowiek nie ma w sobie gotowości, aby przyznać się do różnych impulsów seksualnych, agresywnych czy popędowych. Teoria psychoanalityczna mówi, że jeżeli są części, których w sobie nie akceptujemy, będziemy je projektować na inne osoby, albo na inne elementy, chociażby przyrodnicze. Ktoś odczuwa w sobie dużo agresji, jednak będzie forsował teorię, że dzik jest agresywny, las jest nieprzewidywalny, a wilk krwiożerczy.
Myślistwo to również chęć bycia omnipotentnym, chęć bycia panem życia i śmierci, usprawiedliwiona narcystyczna potrzeba rozdawania kart. Człowiek chce decydować, kto będzie żył, a kto umrze. Z przyczyn nieakceptowalnych społecznie nie jest to możliwe na płaszczyźnie międzyludzkiej. Zwierzęta tymczasem wolno zabijać, ponieważ społeczeństwo na to pozwala, więc człowiek da ujście swojej agresji w taki sposób. Myślistwo może dawać wyraz nieuświadomionej, sadystycznej części osobowości czy świadczyć o tłumionej złości. W końcu może być wynikiem nieuświadomionego lęku: przyroda jest zła i nieprzewidywalna, więc wybicie zwierząt obniży lęk przed nią. Jeśli człowiek boi się przyrody i jej nie zna, łatwiej usprawiedliwić mu działania przemocowe. Nie bez znaczenia jest fakt, że za narracją, która przekonuje o zagrożeniach płynących z przyrody, stoją wielkie pieniądze. Niejednokrotnie deweloperzy przekonują o potrzebie wycięcia części lasu, ze względu na ,,epidemie” kleszczy czy nadmierne zakwaszenie gleby. Tymczasem zapomina się, że jako ludzie ponosimy ogromny koszt, krzywdząc przyrodę.