W roku szkolnym 2022/2023 funkcjonowało 22,5 tys. placówek wychowania przedszkolnego. Było ich o 75 więcej niż w poprzednim roku szkolnym (w tym 13,8 tys. przedszkoli, 7,3 tys. oddziałów przedszkolnych w szkołach podstawowych i 1,4 tys. punktów przedszkolnych) i objęły wychowaniem przedszkolnym 1,5 mln dzieci, o 61,6 tys. dzieci (o 4,2 proc.) więcej niż rok wcześniej. Nie od dziś polski system oświaty boryka się z różnorodnymi problemami: od niskich zarobków nauczycieli, czego konsekwencją są braki kadrowe, przez przeładowane grupy przedszkolne, po brak zindywidualizowanego podejścia do ucznia.
Na spacer do lasu
Próbami odpowiedzi na niełatwą sytuację szkolnictwa są placówki niepubliczne, opierające się na alternatywnych metodach nauczania. Ich historia sięga 1989 r., kiedy to Naczelny Sąd Administracyjny ustanowił prawo dziecka do korzystania ze szkolnictwa niepublicznego. Coraz więcej rodziców upatruje w nich większych szans na dobrostan psychofizyczny i edukację swojego dziecka. Obecnie około 30 proc. funkcjonujących w Polsce placówek wychowania przedszkolnego to placówki niepubliczne, które założone zgodnie z zaleceniami Ministerstwa Edukacji, działają w większości na swoich wewnętrznych prawach. W Polsce istnieje kilka nurtów alternatywnego wychowania przedszkolnego. Jednym z nich, cieszącym się w ostatnich latach dużym zainteresowaniem, jest przedszkole leśne, które wyróżnia się nieustanną ekspozycją dziecka na bodźce płynące z natury, w różnych kontekstach jego funkcjonowania. Według Polskiego Instytutu Przedszkoli Leśnych: ,,przedszkole leśne charakteryzuje się całkowitym zanurzeniem w naturze, co oznacza rezultat w postaci głębokiego i osobistego kontaktu z naturą, w której dzieci doznają wyjątkowej stymulacji i doświadczają naturalnej nauki nieodłącznie wpisanej w ich rozwój”. Historia leśnych przedszkoli sięga 1952 r. Wówczas to Ella Flatau, mieszkanka małego duńskiego miasteczka, rozpoczęła codzienne, edukacyjno-wychowawcze spacery z własnymi dziećmi do lasu, inspirując swoich sąsiadów do podobnych inicjatyw. Dziś przedszkola leśne są bardzo popularne w Skandynawii, a w samej Danii stanowią 10 proc. wszystkich placówek. Na terenie Polski działa kilkadziesiąt przedszkoli leśnych lub przedszkoli, które wprowadzają elementy edukacji leśnej do swego programu.
Inspiracja z marzeń
Jednym z nich jest przedszkole Leśne Gzubki, działające na północy Poznania, przy rezerwacie przyrody „Żurawiniec”. – Przedszkole powstało z moich marzeń o codziennym dawaniu dzieciom przestrzeni na swobodną eksplorację świata, żeby mogły spędzać jak najwięcej czasu w kontakcie z przyrodą i czerpać wiedzę ze swoich doświadczeń z nią. Inspiracją do stworzenia tego miejsca były też moje wspomnienia z dzieciństwa z działki otoczonej lasem, które są wspaniałe, a łączą się z przestrzenią natury i swobodnym odkrywaniem środowiska – opowiada Magdalena Wojtczak, dyrektorka Leśnych Gzubków. – W mojej pamięci są także cztery ściany przedszkola, do którego chodziłam. Z biegiem lat uświadamiam sobie, że pamiętam z niego okresu niewiele, głównie czas swobodny na podwórku, gdzie z koleżankami śledziliśmy życie mrówek czy kowali bezskrzydłych. Dlatego chciałam stworzyć miejsce, które pozwoli dzieciom budować piękne wspomnienia w czasie tak ważnym dla ich rozwoju, tych wczesnodziecięcych lat, codziennie w ramach przestrzeni przedszkolnej, a nie tylko poza nią – podsumowuje dyrektorka.
Pięcioletni Janek, syn Aleksandry, edukację przedszkolną rozpoczął w przedszkolu masowym na jednym z osiedli blisko domu. – Martwiło nas podejście nauczycielki Jasia do wychowania dzieci. Brak w nim było zindywidualizowania i wartości, na których chcemy opierać działania wychowawcze wobec naszych dzieci. Posłuszeństwo było ważniejsze niż rozwój i komunikacja potrzeb. Z wykształcenia oboje z mężem jesteśmy pedagogami, więc mamy świadomość, że system nie ułatwia zindywidualizowanego podejścia do dziecka, dlatego znając potrzeby rozwojowe Janka, po pół roku jego pobytu w placówce stanęliśmy przed koniecznością zmiany. Mieliśmy obawy związane z emocjonalnym kosztem przeniesienia syna z jednej placówki do drugiej, ale stwierdziliśmy, że korzyści będą dużo wyższe niż dyskomfort emocjonalny. Nie pomyliliśmy się – opowiada Aleksandra Jastrząbek.
Kreatywność i uważność
Ofert przedszkoli niesystemowych w Poznaniu, gdzie mieszka Aleksandra z rodziną, jest sporo. Kluczowym elementem w podjęciu decyzji o pójściu Janka do przedszkola leśnego był wpływ obcowania z przyrodą na dobrostan rozwijającego się człowieka. – Najważniejsze było to, choć być może zabrzmi to jak banał, że w przedszkolu leśnym dzieci większość czasu spędzają na dworze. Maluchy codziennie chodzą na leśną wyprawę, eksplorując okoliczne lasy i inne tereny zielone wokół – opowiada mama Janka. – Drugi ważny powód to ten, że las uczy zupełnie innego rodzaju kreatywności i współdziałania niż przestrzenie, które są uformowane. W naszym przedszkolu nie chodzi się na plac zabaw, bo w tego typu miejscach aktywność w pewnym sensie jest narzucona przez architekturę: tu się bujasz, tam zjeżdżasz, a tam huśtasz. Mimo że dziecko może na własną rękę coś wymyślać, jego kreatywność jest ograniczona. Tymczasem gdy porusza się wśród powalonych gałęzi, krzaków, grzęzawisk i kałuż, kreatywność jest ograniczana w minimalnym stopniu. Wartością dodaną przedszkola jest wykorzystywanie metody komunikacyjnej porozumienie bez przemocy i rodzicielstwa bliskości – dodaje Aleksandra.
Jankowi, przed pójściem do leśnego przedszkola, przeszkadzało zimno, wiatr, a nawet słońce świecące mocno w oczy. Był bardzo delikatny w kwestii doświadczania ciałem zmienności pogody i zdarzało się, że płakał lub krzyczał, gdy znajdował się w niewygodnych dla siebie warunkach atmosferycznych. – Dziś jest za pan brat z wszystkimi okolicznościami pogody i swoim stosunkiem do niej pokazuje zasadę obowiązującą w placówce: nie ma złej pogody, jest tylko niewłaściwie dobrane do warunków atmosferycznych ubranie – opowiada Aleksandra. – Zadziwia mnie i zachwyca, jak podczas wspólnych spacerów Janek, przechodząc koło jakiejś rośliny, zupełnie mi nieznanej, rzuca mimochodem jej nazwę. Nasz synek zawsze był zaciekawiony i uważny, ale obserwuję, jak bycie w przedszkolu rozwinęło jego uważność i pamięć w kierunku przyrody – podsumowuje.
Podczas naszej rozmowy, która odbywała się w okolicach jednego z poznańskich lasów miejskich, Janek bawił się w zasięgu wzroku mamy. W pewnym momencie podbiegł do Aleksandry, pokazując trzymaną w rączce zieloną kulkę. Na pytanie mamy, co znalazł, oznajmił z niewzruszoną pewności w głosie, że to galas. Wymieniłyśmy spojrzenia, przekonane, że właśnie byłyśmy świadkami stworzenia neologizmu przez nieznające znaleziska dziecko. Nasze przekonanie co do słowotwórczego zabiegu Janka ulotniło się, gdy po skończonej rozmowie z pomocą wyszukiwarki internetowej odkryłyśmy, że galas to realna nazwa tego, co spotkał na swojej drodze Janek.
Wyzwanie finansowe
– Nie spotkałam w przedszkolu dziecka, które miałoby ograniczoną czy uśpioną potrzebę eksploracji świata. Obserwuję dzieci od sześciu lat – i dziecięca ciekawość świata jawi mi się jako ich naturalna energia. Przytępienie czy spowolnienie tej energii postrzegam raczej w kategorii zdarzeń losowych, np. trudnej sytuacji z zewnątrz, która wpłynęła na dziecko. Jeśli tylko damy mu przestrzeń, aby ją odnalazło – co robimy w przedszkolach leśnych – dziecko jakby automatycznie zaczyna eksplorować świat. Jego odkrywanie to dla mnie jedna z najbardziej pierwotnych czynności dziecka – uważa Magdalena Wojtczak.
– Mam poczucie, że bycie w edukacji leśnej jest profilaktyką zdrowia i dobrostanu psychicznego mojego syna. System edukacji masowej, z perspektywy mamy i pedagoga, w większości przypadków dąży do wychowywania ludzi „dopasowanych”, „ułożonych”, ograniczonych do odgórnie ustalonych ram, co nie sprzyja zdrowiu psychicznemu. Ogromna presja, z którą muszą mierzyć się młodzi ludzie w szkole i przedszkolu, niesie ze sobą długofalowo negatywne konsekwencje – uważa Aleksandra Jastrząbek. – To, o czym mówię, nie oznacza, że dzieci w edukacji leśnej nie mają norm, zasad i wyznaczanych granic. Mają jednak one swoje uzasadnienie w rzeczywistości i funkcjonowaniu społecznym, a nie są wyznaczone tylko po to, żeby były – podsumowuje.
Jedynym wyzwaniem związanym z byciem Janka w prywatnym, leśnym przedszkolu, według jego mamy, jest konieczność płacenia comiesięcznego czesnego.
Kadra
Problemy z kadrą dotykają nie tylko przedszkoli publicznych. We wrześniu tego roku w polskich przedszkolach brakowało 1300 nauczycieli. W placówkach przedszkoli leśnych kryteria zatrudnienia dotyczą w większości innych kwestii niż te w przedszkolach masowych. – Nie jest łatwo zatrudnić nauczycieli, którzy odważą się pracować w terenie niezależnie od warunków pogodowych. Znalezienie odpowiedniego pracownika jest dla mnie największym wyzwaniem w pracy dyrektorki przedszkola leśnego. Zależy mi, aby kandydat na nauczyciela nie był tylko i wyłącznie posiadaczem dyplomu wyższej uczelni. Moje doświadczenie pokazuje, że edukacja przyszłych nauczycieli wychowania przedszkolnego niewystarczająco wyposaża ich w spektrum kompetencji pożądanych w pracy w przedszkolu leśnym – dodaje. Jak stwierdza, oprócz dużego stopnia akceptacji różnorodnych warunków pogodowych nauczyciel pracujący w tego typu przedszkolu musi mieć dużą elastyczność, która będzie pomagać mu dopasowywać aktywności proponowane dzieciom do okoliczności i wydarzających się sytuacji. – Podczas rozmów rekrutacyjnych zawsze sprawdzam doświadczenia z przestrzenią leśną, które ma kandydat. Ważna jest dla mnie relacja tego człowieka z przyrodą, a także to, jak będzie zachowywał się, gdy podczas wędrówki z dziećmi spadnie ulewa czy zerwie się silny wiatr. Istotne są dla mnie również kompetencje tej osoby w zakresie organizowania zabaw na dużej przestrzeni – wymienia dyrektorka. – W pracy w przedszkolu leśnym sprawdzają się świetnie na przykład byli harcerze, ponieważ dużą część swojej młodości spędzili właśnie w różnych okolicznościach kontaktu z naturą, organizując czas podopiecznym.
Ograniczenia
Przedszkole Leśne Gzubki, ze względu na to, że posiada budynek zgodny z wymogami funkcjonowania placówek przedszkolnych, dostaje na swoją działalność dofinansowanie z Urzędu Miasta Poznania. – Mimo że spędzamy w budynku kilkadziesiąt minut dziennie, stanowi on w dużej mierze, ze względów finansowych, o naszym istnieniu. Gdybyśmy go nie mieli, nie dostawalibyśmy pieniędzy z budżetu miasta. Brak dofinansowania to bolączka wielu polskich przedszkoli leśnych, których działalność skoncentrowana jest na oddalonych od dużych miast obszarach leśnych czy polnych. Nie posiadają one murowanych budynków, ale działają w przestrzeniach zamiennych, jak kontenery czy namioty sferyczne. Mimo to polskie prawo nie postrzega takich przedszkoli jako placówek opiekuńczo-wychowawczych czy edukacyjnych, tym samym utrudniając utrzymanie się przedszkoli leśnych w naszym kraju – uważa dyrektorka Leśnych Gzubków. – Troska o stronę finansową odbiera radość z prowadzenia placówki i energię potrzebną do działania. Niedopasowanie warunków prawnych w naszym kraju do tego, aby takie przedszkola powstawały, jest głównym problemem przedszkoli leśnych. Powstają stowarzyszenia, jak chociażby Ogólnopolskie Stowarzyszenie Przedszkoli Leśnych, które prowadzą rozmowy z ministerstwem edukacji w celu liberalizacji zasad zakładania placówek przedszkolnych i dostosowania ich w większym stopniu do przedszkoli leśnych. Rozpoczęły się one w tegoroczne wakacje, a do pożądanych zmian jeszcze długa droga, tym bardziej że Polska ma jedne z bardziej restrykcyjnych przepisów przeciwpożarowych i sanitarnych, zaś potrzeba oddolna w społeczeństwie jest tu i teraz. Bez odpowiednich dotacji mało komu chce się wchodzić w tak ryzykowne przedsięwzięcie, jakim jest powołanie do życia przedszkola leśnego. Jest to paradoks, ponieważ obserwuje się postępujący deficyt natury i zainteresowanie tego typu placówkami w naszym kraju wzrasta, nie mówiąc już o badaniach naukowych, które pokazują, że kontakt z przyrodą wpływa na dobrostan psychiczny, a wiadomo, że ta kwestia jest palącym problemem wśród młodego pokolenia – podsumowuje Magdalena Wojtczak.
Odpowiedź na kryzys
Niesprawiedliwym dla wielu placówek byłoby powiedzieć, że przedszkola masowe skazane są na niewartościowe, deprecjonujące potrzeby dziecka funkcjonowanie. Wiele z nich ma w swych szeregach wybitnych specjalistów, którzy choć niedoceniani społecznie, a przede wszystkim finansowo, robią wszystko co w ich mocy, aby 25-osobową grupę dzieci objąć najbardziej efektywnymi działaniami wychowawczo-edukacyjnymi (od kiedy do Polski w konsekwencji wojny przybyli Ukraińcy, w każdej grupie przedszkolnej może być dodatkowo trójka dzieci z Ukrainy, co poszerzyło grupy do 28 dzieci). Mimo to zainteresowanie przedszkolami alternatywnymi w naszym kraju wzrasta. Czesne wielu z nich nie leży jednak w zasięgu możliwości wielu rodzin, nawet tych, które wychowanie i edukację swego dziecka traktują jako priorytet. Jak poinformowała niedawno wiceminister edukacji Katarzyna Lubnauer, w połowie października ministerstwo rozpocznie pracę nad propozycjami zmiany przepisów, dotyczących kwalifikacji nauczycieli, w tym nauczycieli przedszkoli i ewentualnych dodatkowych rozwiązań dotyczących zatrudniania nauczycieli w przedszkolach. Jedną z rozważanych propozycji jest możliwość zatrudniania w przedszkolach studentów ostatnich lat jednolitych studiów magisterskich na kierunku pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna. Tymczasem niełatwa sytuacja przedszkoli masowych i ograniczenia w powstawaniu i zewnętrznym dofinansowywaniu przedszkoli alternatywnych dopominają się bardziej wielowymiarowej odpowiedzi na kryzys.