Jest taka słynna scena w filmie Pora umierać Doroty Kędzierzawskiej. Główna bohaterka, starsza pani fenomenalnie grana przez Danutę Szaflarską, przychodzi do lekarza, który traktuje ją obcesowo, niby rzecz, zwracając się do niej w trzeciej osobie: „Niech się rozbierze”. Film jest z 2007 r., ale równie dobrze jego akcja mogłaby dziać się kilka dekad przedtem i potem.
Odskoczyła mi owa scena dokładnie wczoraj, kiedy towarzyszyłam mojej mamie w wizytach lekarskich. Natychmiast sobie przypomniałam, że właściwie większość moich dorosłych spotkań z lekarzami miało podobny klimat. Niektóre wręcz identyczny, jak wtedy, gdy w centrum onkologii dokładnie tak zwracał się do mojego ojca, starszego pana, znacznie od niego młodszy lekarz przepisujący chemię. Nie można było jednak w tym przypadku po prostu wyjść z gabinetu, bo leczenie było niezbędne, a do innego lekarza nie sposób się było dostać. Sceny, jakie rozgrywały się przed gabinetem, są w moich wspomnieniach kuriozalne. Chorzy pilnowali kolejki niczym waleczne lwy. Trzeba było się więc poddać upokorzeniom, bo taka była cena za wyleczenie. A nie zmieniło się nic.
Zastanawiam się, jak to się może dziać. Moje pierwsze zetknięcie na dużą skalę z lekarzami miało miejsce podczas pierwszej ciąży. Dziecko poroniłam, leżałam na fotelu ginekologicznym, młoda przestraszona dziewczyna, boleśnie badana przy kilku lekarzach. Mówiono o mnie tak, jakby mnie tam nie było. Długo płakałam. Przy kolejnych ciążach nie było lepiej. Lekarzom dorównywały pielęgniarki, a ja za każdym razem czułam się w szpitalu jak intruz, jak ktoś, kto ma kaprys poleżeć sobie parę dni w szpitalu i poddawać się badaniom. Niedawno znowu byłam w szpitalu i muszę przyznać, że było znacznie lepiej pod tym względem, pacjentom okazywano szacunek, więc byłam przez chwilę podbudowana. Gdyby nie te wizyty z wczorajszego dnia. Dodam, że prywatne.
Lekceważenie. To jest chyba odpowiednie słowo. Dlaczego niektórym lekarzom wydaje się, że są z innej bajki niż reszta ludzi, że należą do innego świata? Dlaczego człowiek, wchodząc do gabinetu lekarskiego czuje się gorszy, głupszy, zagubiony? Dlaczego tak wielu lekarzy nie potrafi rozmawiać ze starszymi ludźmi, okazać im szacunku, mówić głośno, wolno i wyraźnie, używać prostych słów, wyjaśniać i uśmiechać się. Na Boga, uśmiechać się! Nie nudzić się tak strasznie ostentacyjnie. Po prostu okazać szacunek. Kiedy towarzyszę mojej mamie u specjalisty, to tylko po to, żeby zapamiętać to, co być może ona zapomni. To ona jest pacjentką, to z nią lekarz powinien rozmawiać, do niej mówić, na nią patrzeć.
Ale może tak ma być, zawsze to jakaś szkoła pokory. Każdemu się przyda.