Najgorsze zmiany zaszły w mentalności, w sposobie traktowania swoich urzędów przez ludzi sprawujących władzę. Pojawiło się myślenie, że temu, kto sprawuje władzę, wolno wszystko” – tak pisałem parę miesięcy temu w „Przewodniku” (4/2024), podsumowując minione osiem lat. Cóż, władza się zmieniła, nowa koalicja umieściła na sztandarach bardzo słuszne hasło przywrócenia praworządności, jednak styl sprawowania władzy – przynajmniej jeśli chodzi o niektóre osoby – pozostał ten sam.
Wyproszone konsultacje
26 lipca 2024 r. minister edukacji Barbara Nowacka zmieniła rozporządzenie w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach. Paragraf 2 tego rozporządzenia dotychczas składał się z pięciu punktów, dodano do nich kolejne pięć oznaczonych numerami od 1a do 1e. Zmiana dotyczy sposobu organizowania grup dla uczniów uczęszczających na lekcje religii. Dotychczas zasada była prosta – jeśli zgłosiło się co najmniej 7 osób, szkoła miała obowiązek zorganizowania dla nich lekcji religii. Jeśli chętnych było mniej, należało zorganizować grupy międzyklasowe. Teraz rozporządzenie daje szkole możliwość (na szczęście nie obowiązek) organizowania grup międzyklasowych również w sytuacji, w której na lekcje religii zapisuje się więcej niż siedem osób. Co więcej, mogą to być grupy z różnych poziomów wiekowych – można łączyć uczniów klas I–III, IV–VI, VII i VIII. W ten sposób utworzone grupy nie mogą być większe niż 28 osób, a w klasach I–III i w przedszkolach 25 osób.
Każde rozporządzenie stanowi akt wykonawczy do ustawy, musi więc być z ustawą zgodne i regulować ściśle te kwestie, na które ustawa zezwala. Rozporządzenie, o którym mowa, zostało wydane na podstawie art. 12 ustawy o systemie oświaty. Otóż artykuł ten upoważnia ministra do wydania rozporządzenia określającego sposób organizacji lekcji religii, jednak takie rozporządzenie winno być wydane „w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych”. „W porozumieniu” – oznacza, że treść rozporządzenia winna być wypracowana wspólnie, albo co najmniej uzyskać zgodę kościołów i związków wyznaniowych.
Tymczasem w tym wypadku ograniczono się jedynie do konsultacji, czyli stworzenia możliwości zgłaszania uwag do projektu, które mogły lecz nie musiały być uwzględnione przez ministra. „Zespół roboczy KEP ds. kontaktów z Rządem RP, a dokładniej z Ministerstwem Edukacji (…) dwukrotnie spotkał się z przedstawicielami Ministerstwa Edukacji Narodowej” – powiedział bp Grzegorz Suchodolski. „W obu przypadkach były to spotkania niemalże wyproszone przez stronę kościelną. Stronie rządowej nie zależało, by zbyt często spotykać się z przedstawicielami Kościoła. W czasie tych spotkań strona kościelna zgłosiła swoje zastrzeżenia co do projektów rozporządzeń proponowanych przez ministerstwo. (…) Na spotkaniach uczestnicy Zespołu usłyszeli jednak, że strona rządowa może wysłuchać tych uwag, ale nie musi ich uwzględniać w finalnej wersji rozporządzenia, bo to rząd, a nie Kościół podejmuje ostateczne decyzje”.
Rozporządzenie wydane przez minister Barbarę Nowacką narusza więc delegację ustawową. Oczywiście ustawa może być zmieniona i obowiązek porozumienia z kościołami może zostać zniesiony. Jednak zmian w ustawie dokonuje parlament, a dopóki ustawa nie zostanie zmieniona, minister winien ją stosować. Skądinąd nie ma pewności, czy cała koalicja poparłaby tego rodzaju zmianę. Na pewno zaś w sejmie nie byłoby większości do obalenia raczej pewnego weta prezydenta.
Sprawa dla Trybunału
Co można w tej sytuacji zrobić? Normalną drogą jest złożenie skargi do Trybunału Konstytucyjnego. Tyle że Trybunał Konstytucyjny po wszystkich działaniach, jakie podejmowano wobec niego przez poprzednie osiem lat, całkowicie roztrwonił swój wypracowany przez lata autorytet. Trudno szanować organ, do którego powołano sędziów na miejsca obsadzone, w którym manipuluje się składami sędziowskimi, aby treść wyroku była zgodna z oczekiwaniami poprzednio rządzących, w którym niewygodne dla poprzedniej władzy sprawy są nierozpoznawane przez lata, a z kolei w sprawach wniesionych przeciwko decyzjom władzy obecnej są natychmiast wydawane postanowienia zabezpieczające, choć nie ma do nich podstaw. Doprowadzono do sytuacji, w której wyroki Trybunału Konstytucyjnego są ignorowane i właściwie wszyscy przyjmują to jako fakt oczywisty. Politycy w walce o poszerzenie zakresu swojej władzy gotowi są posunąć się do wszystkiego, a to prędzej czy później odbija się na prawach zwykłych obywateli. Ale oczywiście skargę do Trybunału złożyć trzeba. I nie wątpię, że Trybunał w tym wypadku zadziała szybko. Mam natomiast wątpliwości, czy sam wyrok coś zmieni. Z drugiej jednak strony znaczenie będzie miała sama rozprawa przed Trybunałem. Przedstawiciele rządu i sejmu będą musieli zająć stanowisko, a trudno będzie im udowadniać, że wypracowano jakieś porozumienie, skoro go nie było.
Pojawiają się głosy, że całe działanie ministerstwa zmierza do wyeliminowania nauczania religii ze szkół w ogóle. Państwo polskie przyjęło na siebie obowiązek organizowania nauki religii w ramach planu zajęć szkolnych i przedszkolnych, podpisując konkordat – mówi o tym art. 12 ust. 1 konkordatu. Czy umowa międzynarodowa okaże się wystarczającym zabezpieczeniem? Czas pokaże.