Logo Przewdonik Katolicki

Radość w ciemności

Monika Białkowska
fot. archiwum prywatne

Chrześcijańska radość jest radością na przekór lub pomimo. Nie wyrasta z dobrostanu, ale pojawia się w ciemności, niedosycie, goryczy, wówczas, kiedy człowiekowi brakuje już siły.

To znamienne, że Kościół o radości przypomina nam w momentach najciemniejszych. Nie obchodzimy święta radości tuż po Wielkanocy, nie ma go w czasie wakacji. Radość w liturgii jest szczególnie wspomniana w Adwencie i w Wielkim Poście, kiedy świat na chwilę cichnie, czeka, z czymś się zmaga. Na dodatek nie jest łaską – darem, który na człowieka spada, chwilowym szczęściem, subiektywnym odczuciem przyjemności. Chrześcijańska radość jest cnotą, czyli umiejętnością i nawykiem, który mamy w sobie wypracować. Jak dbać o swoją radość w ciemnym świecie?

Szukać i znaleźć
Radością zajmował się już św. Tomasz w swojej Sumie teologicznej. Rozumiał radość jako cnotę, ale nie cnotę odrębną, możliwą do wypracowania samą w sobie. Twierdził, że radość jest z jednej strony przejawem miłości, a z drugiej strony – jej skutkiem. Jeśli w miłości nie byłoby radości, taka miłość nie byłaby prawdziwa. Trudno przecież wyobrazić sobie człowieka kochającego, który nie cieszy się z towarzystwa i bliskości osoby kochanej i który nie chce dawać jej dobra, nie chce sam być jej radością. Im więcej daje jej dobra, tym większa jest radość z samego dawania.
Setki lat później Benedykt XVI pisał: „Na twarzach ludzi młodych widzimy dzisiaj dziwne zgorzknienie, zwątpienie, uczucia dalekie od właściwego młodości dążenia ku temu, co nieznane. Najgłębszą przyczyną tego smutku jest brak wielkiej nadziei i nieosiągalność wielkiej miłości”. Jest to w zasadzie ta sama intuicja, która towarzyszyła wcześniej św. Tomaszowi: o radości, rodzącej się z miłości i o smutku, który zajmuje tę przestrzeń, w której miłości brakuje.
Ale wysnuć z tego możemy jeszcze jeden wniosek, ważny już na samym początku. Jeśli będziemy szukać radości samej w sobie, zapewne jej nie zdobędziemy. W ten sposób człowiek uzyskać może jedynie przyjemność, krótkotrwałą i nie dotykającą serca. Radość pojawia się nie tam, gdzie jej szukamy. Pojawia się jako skutek uboczny wówczas, kiedy dajemy innym dobro i miłość – przy okazji zdobywając radość również dla siebie.
Być może właśnie dlatego Kościół o radości mówi nam właśnie w ciemnym i cichym czasie Adwentu i Wielkiego Postu? Bo właśnie w czasach ciemnych, w momentach bez sił i bez nadziei mamy najwięcej okazji? Może właśnie najbardziej potrzebni jesteśmy jako ci, którzy niosą innym dobro i miłość? Adwentowe wezwanie do radości nie jest wezwaniem do śmiechu, zabawy czy tańca. Jest wezwaniem do takiego życia, którego owocem i skutkiem będzie głęboka i spokojna radość z dobra, które daliśmy drugiemu.

Radość wrodzona
Cały dokument poświęcił radości papież Paweł VI, który w 1975 r. napisał adhortację Gaudete in Domino. Papież zwraca w nim uwagę na kolejny aspekt chrześcijańskiej radości i pisze, że chrześcijanin powinien być głosicielem radości.
Bóg stworzył świat dobrym i to On, zanim jeszcze siebie objawił, sprawił, że ludzkie serce jest zdolne do radości. Jej szukanie nie jest więc złem – jest naturalną potrzebą człowieka, wręcz zapowiedzią i znakiem szukania Stwórcy.
Szukając radości i szczęścia, człowiek sięga po różne środki. Znajduje radość kochania drugiego człowieka, ale też radość podziwiania przyrody, ludzkich relacji, współdziałania, radość poezji, muzyki, sztuki. Już dzięki temu – zauważa Paweł VI – wszyscy ludzie, i współcześni, i żyjący przed Chrystusem, mogą doznawać choć części z tej radości, która jest w Bogu, choć wciąż jest to radość ulotna i niedoskonała. Jednocześnie doświadczając tych małych radości ludzie wszystkich czasów na nowo odkrywają, że mają w sobie głód większego szczęścia, którego nie zaspokoi sztuka ani ludzka miłość.
„Społeczność ludzka, bogata w wynalazki techniczne, mogła pomnożyć okazje do rozrywek, ale z trudem przychodzi jej rodzenie radości – pisze Paweł VI. – Pochodzi ona bowiem skądinąd, jako że jest duchowa. Chociaż często nie brakuje pieniędzy, wygody, opieki zdrowotnej, zabezpieczenia materialnego, to jednak niestety wielu podlega zniechęceniu, nudzie i smutkowi, prowadzą one niekiedy do lęku i rozpaczy, których nie potrafi usunąć ani pozorna wesołość, ani szaleńcza żądza przyjemności na zawołanie, ani sztuczny tzw. raj. Czyżby ludzie czuli może, iż nie potrafią opanować postępu przemysłowego, albo że nie potrafią należycie, po ludzku kierować życiem społecznym? Czyżby przyszłość wydawała się wielce niebezpieczna, a życie ludzi tak bardzo zagrożone? Czy raczej nie chodzi o samotność, o gwałtowne a niespełnione pragnienie miłości i przyjaznej obecności, oraz o jakiś czczy i próżny stan rzeczy, który trudno należycie określić?”

Fałszywi świadkowie
Wracamy tu do Tomaszowej koncepcji radości, która nie istnieje sama w sobie, ale jest skutkiem miłości. Paweł VI pisze o tym, jak wyobraża sobie dzieło bycia głosicielem miłości. Głoszenie to odbywać się powinno nie słowem, ale czynem: wspólnym dążeniem do tego, żeby przezwyciężać ludzki niedostatek, żeby dawać ludziom dobrobyt, bezpieczeństwo i wsparcie. „Takie solidarne działanie już jest dziełem Bożym i odpowiada wyraźnie Chrystusowemu przykazaniu. Przynosi ono pokój, przywraca nadzieję, umacnia wspólnotę, otwiera na radość dusze, tak tych co dają, jak i tych co przyjmują” – pisze. „Niech każdy uważa, by nie zapomniał o tym pierwszym obowiązku miłości względem bliźniego, bez którego mówienie o radości brzmiałoby fałszywie”.
Nie można mówić o radości, nie niosąc innym radości, to znaczy: nie kochając im i nie niosąc im wymiernego dobra. Taki świadek radości będzie niewiarygodny, będzie fałszywym świadkiem. Ale też papież Paweł VI zwraca uwagę na drugą stronę sprawy: na to, by samemu uczyć się radości z rzeczy prostych tak, by nie pochłonął nas materializm. Pisze, że chodzi mu „o głęboką radość z istnienia i życia; o radość połączoną z czystą, uświęcającą miłością: o radość uspokajającą, czerpaną z przyrody i milczenia: o radość surowej powagi, jaką rodzi dzieło dokładnie wykonane; o radość i przyjemność spowodowane wypełnieniem obowiązku, o radość czystą, jaka płynie ze skromności, służby i uczestnictwa we wspólnocie; o radość mozolną, pochodzącą z poświęcenia się. Chrześcijanin może te formy radości oczyszczać, uzupełniać, uszlachetniać, ale nie wolno mu nimi pogardzać”.

Radość Jezusa
Zaskakująco aktualnie brzmią refleksje Pawła VI o świecie, który nie umie szukać radości. Choć pisane były blisko pół wieku temu, nie przestają skłaniać do refleksji. W świecie, który zerwał swoją naturalną więź z Bogiem i sam siebie desakralizował, człowiekowi trudniej jest znaleźć sens życia i zrozumieć swoje powołanie. Już samo to staje się dla człowieka źródłem smutku. Jednak Bóg i do człowieka współczesnego próbuje docierać ze swoim Objawieniem: z orędziem miłości, którego owocem będzie radość.
Robił to już w czasach Starego Testamentu: w radości Abrahama, w radości pokoleń Izraela, wyzwalanych z kolejnych niewoli, w darze przymierza, zawartego z Mojżeszem, w wyjściu z ziemi niewoli. To wszystko były zapowiedzi radości, która w pełni objawiła się w Jezusie Chrystusie – i nikt z tej radości nie jest wykluczony.
Choć Ewangelie nie zapisują, że Jezus się śmieje, nie brakuje w Jego publicznym życiu radości. Podziwia On przecież ptaki niebieskie i polne lilie, mówi o radości człowieka siejącego i zbierającego plony, cieszyć się musiał ten, kto znajdował ukryty skarb i pasterz, który prowadził do stada zgubioną owcę. „Jezus widział w tych ludzkich radościach taką wagę i moc, że posłużył się nimi jako znakami duchowych radości w Królestwie Bożym: radości ludzi wchodzących do tego Królestwa, powracających do niego, i tam pracujących, czy też Ojca, który ich przyjmuje” – mówi Paweł VI. Również łaski i cuda Jezusa są dla ludźmi znakami dobroci i źródłem radości.
Jest jednak w Jezusie coś więcej, niż zwykła, ludzka radość z miłości i dobra. Ta głębsza radość opisana jest szczególnie w Ewangelii wg św. Jana i płynie wprost z bliskości Jezusa z Ojcem: z miłości, spokoju, bezpieczeństwa i całkowitego oddania. „Tej pewności ducha nie można wyłączyć ze świadomości Jezusa. Z powodu tej obecności Ojca nigdy nie był On sam” – pisze Paweł VI.

Radość krzyża
Trudno nie zauważyć, że to jest kolejne wezwanie, kierowane do uczniów Jezusa i kolejny, wyższy już stopień bycia głosicielem radości. Radość owszem, płynie z miłości i czynienia dobra. Ale jeszcze głębsza radość rodzi się z przylgnięcia do samego Boga. „Ta radość trwania w miłości Bożej zaczyna się wprawdzie na ziemi i jest właściwa Królestwu Bożemu. Ale udzielana jest tym, którzy idą wyboistą drogą. Dlatego potrzebne jest całkowite zaufanie do Ojca i Syna oraz duch przedkładający Królestwo Boże nad inne sprawy. Ewangelia Jezusa Chrystusa obiecuje radość, wszakże radość bardzo wymagającą. Czy nie taka miłość jawi się w błogosławieństwach? Błogosławieni jesteście ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem będziecie nasyceni. Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie”.
Dopiero w tym momencie zaczynamy dotykać tajemnicy cierpienia i krzyża. Chrześcijańska radość nie stoi w opozycji do cierpienia. Nie można wybrać albo – albo. Jezus gotowy był na krzyż z posłuszeństwa i miłości. Ojciec nie pozostawił Go w śmierci. Z tego bezgranicznego oddania możliwe było zmartwychwstanie, a ono stało się źródłem radości, która już nie będzie mieć końca.
Jeśli chrześcijanin szukać będzie radości, uciekając od krzyża, jego radość umrze wypalona, pozbawiona korzenia miłości. Jeśli chrześcijanin szukać będzie krzyża, unikając radości, da świadectwo miłości martwej, która nie owocuje. Chrześcijańskie przeżywanie cierpienia, podobnie jak chrześcijańskie przeżywanie radości, wyrasta z jednego ziarna miłości i jest ze sobą nierozłącznie splecione. Kto naprawdę kocha, będzie przeżywał cierpienie i radość: z nadzieją, że w wieczności pozostanie już tylko ta druga.

Pogodne zaufanie
Dopiero taki chrześcijanin może być autentycznym świadkiem Jezusa: kiedy ma w sobie radość i kiedy dźwiga krzyż, we wszystkim po prostu kochając. Paweł VI pisze, że dopiero taki chrześcijanin może odpowiedzieć na pełen tęsknoty głos świata, głos tych, którzy szukając miłości i sensu. Nie niepokój, podziały, krytyka, ataki i rozbicie będą świadczyły o Jezusie w świecie, ale pogodne zaufanie w to, że źródłem życia, wszelkiego dobra i każdej radości wszystkich ludzi w świecie jest ten sam Bóg.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki