Logo Przewdonik Katolicki

Królowanie Boga

Elżbieta Wiater
fot. Donatas Dabravolskas/Adobe Stock

Z drugą prośbą Ojcze nasz mam pewien dylemat. Jak ludziom, dla których monarchia to pieśń przeszłości, ciekawostka tudzież forma ustroju znana z książek fantasy, wytłumaczyć to wezwanie?

Zacznę od tego, że Izrael miał przez całe swoje dzieje tylko jednego króla – Boga. Kiedy przedstawiciele ludu przychodzą do Samuela, domagając się ustanowienia monarchii, sędzia nie jest zachwycony tym pomysłem. Pyta więc Boga i słyszy w odpowiedzi: „Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówi do ciebie, bo nie ciebie odrzucają, lecz Mnie odrzucają jako króla nad sobą” (1 Sm 8, 7). Aż do niewoli babilońskiej to Bóg będzie wskazywał, kto ma sprawować władzę nad narodem wybranym – najpierw Saula, a potem dynastię wywodzącą się od Dawida. Tym samym ziemski monarcha był tylko, i aż, Jego namiestnikiem, namaszczonym na ten urząd. Nie był utożsamiany z bóstwem, miał nad sobą Prawo, którego nie ustanowił (w cytowanym tu rozdziale Pierwszej Księgi Samuela Bóg nakazuje przekazać, jakie prawa daje królowi), wreszcie Pan mógł mu odebrać władzę, co zresztą kilkakrotnie miało miejsce w historii tego narodu.
Kiedy więc Jezus poleca, byśmy modlili się o przyjście Bożego królestwa, ma na myśli nie tyle „koronację” Boga, ile ujawnienie się w pełni Jego panowania. Tu warto się na chwilę zatrzymać, by przyjrzeć się, czym ta pełnia jest.

Dobry władca
Jakie cechy ma dobry panujący? Zależy, kogo zapytamy – Machiavelli, autor Księcia, czyli klasycznego opracowania o sprawowaniu władzy, powie nam, że powinien być skuteczny i umieć rozgrywać ludzi, bo ci z natury są skłonni do złego. Do tego mieć ciężką rękę, jeśli chodzi o wymierzanie kar, a także starannie opracowany i działający jak szwajcarski zegarek mechanizm kontroli społeczeństwa. Biblia proponuje nieco inną wizję.
Król ma być silny, tak aby bali się go wrogowie, sprawiedliwy, czyli wierny Bogu i Prawu, wreszcie roztropnie zarządzający królestwem, czyli mądry. Ziemski władca Izraela był prawodawcą w ograniczonym zakresie, bo wszystkie jego decyzje miały być uzgadniane z Prawem danym przez Boga – to także było elementem jego sprawiedliwości. W sferze sprawiedliwych sądów umieszczano także, czy nam się to podoba, czy nie, sprawnie działający system karny. Machiavelli co do jednego miał rację – ludzie nie są aniołami, co sprawia, że są i tacy, dla których najskuteczniejszym motywatorem do postępowania uczciwie jest lęk przed karą. Kluczowa jednak, jeśli chodzi o tę wyliczankę cech, nie jest jej zawartość, ale to, czym one skutkują, czyli to, jak wygląda panowanie takiego władcy.
Otóż jest nim panowanie pokoju. Nie kolejne podboje, które stanowią tylko pewien etap rozwoju władztwa danego króla i w przypadku Izraela były widziane jako objęcie we władanie całej Ziemi Obiecanej, ale stan braku zagrożenia i związanego z nim spokojnego rozwoju. Rzeczywistość, w której przyszłość jest przewidywalna i to w tym dobrym sensie. Z powodu potęgi władcy nie ma zagrożenia zewnętrznego, z powodu jego sprawiedliwości panuje pokój wewnętrzny, a poszanowanie przez niego prawa pozwala widzieć we wszystkim pewien ład i harmonijnie budować relacje, szczególnie jeśli te prawa są mądre, czyli służą wzrostowi osób i społeczności, które im podlegają.
Między innymi dlatego za jednego z najdoskonalszych władców Izraela uważany jest nie Dawid (ceniony jednak wysoce za swoje zwycięstwa wojenne i wierność Bogu), ale jego następca, Salomon, oczywiście dopóki pod wpływem żon nie zaczął popełniać bałwochwalstwa. Za jego czasów panował w Izraelu pokój, kraj rozwijał się i bogacił, z Izraelitami się liczono. To on mógł zbudować świątynię, właśnie dlatego, że na jego rękach nie było krwi, zresztą samo jego imię – Salomon – zawiera w sobie słowo szalom, czyli właśnie „pokój”.
Jeśli byłoby nam mało opisów z Drugiej Księgi Samuela lub Księgi Syracha (zob. Syr 47, 12–22), wynoszących pod niebiosa władcę przynoszącego pokój i harmonię, warto spojrzeć na pieśń ku czci Szymona Machabeusza (1 Mch 14, 4–15). Zaczyna się ona od stwierdzenia, że za jego czasów w kraju panował pokój, i ta motywacja do pochwały jego rządów występuje tu więcej niż raz. Symbolem długiego trwania płynącej z bezpieczeństwa i braku walk szczęśliwości są figowce i winnice – nasadzenia potrzebujące czasu, by wydać owoce – oraz siedzący na ulicach starcy, którzy (w domyśle) mogli osiągnąć swój wiek, bo nie zginęli w wojnach oraz mieli dostatecznie dużo żywności, by nie umrzeć z głodu lub na skutek chorób. Spokojne gromadzenie i korzystanie z dóbr, radość z realizowania projektów wymagających czasu, dostatek i ład. A cała ta wizja jest zaledwie cieniem tego, czym ma być Boże panowanie.

Apokaliptyczna wizja
Opis pełni Bożego królowania znajdziemy oczywiście w Apokalipsie (Ap 21–22). Poprzedzają go zapowiedzi ostatecznego pokonania wrogów Boga, co podkreśla Jego wszechmoc, a w relacji z Nowego Jeruzalem mowa o tym, że nic i nikt nieczysty nie wejdzie do niego (Ap 21, 27), co oznacza, że nie ma już potrzeby stosowania kar, by zachować harmonię. Wizja zaczyna się od opisu przepychu miasta i tego, że będzie ono miejscem zamieszkiwania z Bogiem, który otrze z oczu tam wchodzących wszelką łzę. „Śmierci już nie będzie, żałoby, ni krzyku, ni trudu już nie będzie” (Ap 21, 4). Wszelki doczesny pokój kiedyś się kończy, nawet jeśli wolimy podświadomie zakładać, że tak nie będzie. Pełnia Bożego panowania zaś oznacza, że pokojowi, obfitości, a przede wszystkim zjednoczeniu z Nim nie będzie już końca. Przede wszystkim dlatego, że zostanie ostatecznie usunięty grzech i kara za niego, a więc śmierć.

Miejsca objawienia
W doczesności Jego panowanie już się objawiło, a był (i jest!) tym królestwem Chrystus. Orygenes określił Go mianem autobasileia – Królestwo Boże będące osobą. Bóg zaczyna odzyskiwanie naznaczonej z powodu grzechu śmiercią doczesności od objęcia rządów w konkretnej osobie. To nam pokazuje, że modlitwa o przyjście Bożego królowania jest prośbą o jego objawienie się przede wszystkim w nas samych – o pokonanie w nas grzechu, o stałe pogłębianie wiary w naszą nieśmiertelność, o narastanie tęsknoty za zjednoczenie z Ojcem. Machiavelli miał rację – jako ludzie nie jesteśmy godni zaufania. Jednak pomylił się co do diagnozy poprawy sytuacji – zmiana przychodzi nie ze strony władcy, systemu rządów, ale rodzi się we wnętrzu każdego z poddanych. Jeśli będą kochali władcę (i siebie nawzajem), system kontroli i surowość kar nie będą potrzebne.
Przemiana serca, czy jak woli nowotestamentowa greka, umysłu (metanoia), a więc przestrzeni w nas, w której podejmujemy decyzje, ostatecznie przekłada się na przemianę świata. Królestwa Bożego nie zbudujemy w doczesności, Jezus tego nam nie obiecał, a Apokalipsa jasno wskazuje, że ten świat musi przeminąć, byśmy mogli ostatecznie doświadczyć panowania Boga. Jednak świat potrzebuje, by ono objawiało się w nas, a przez to w nim. Dzięki temu w rzeczywistości, która wydaje się tylko mrokiem i otchłanią, obecne są światła wskazujące drogę do wyjścia. To my mamy nimi być i o to prosimy w drugim wezwaniu Ojcze nasz.
Wreszcie trzecie znaczenie tej prośby jest chyba najbardziej oczywiste – to wołanie: „Marana tha!” – Przyjdź! Na zdjęciu profilowym na jednym z portali społecznościowych mam nakładkę: „Byle do paruzji” i wybrałam ją nieprzypadkowo. Uważam, że chrześcijanin jest kimś, kto tęskni za przyjściem Pana, bo rozumie, że pełnia Jego panowania jest najlepszą rzeczą, która może się nam wszystkim – czy to jednostkom, czy społecznościom – przydarzyć. Przyjdź więc królestwo Twoje!
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki