Z awłaszczony przez nas Canaletto okazuje się głównie malującym na zamówienie wędrowcem, który szuka zarobku to tu, to tam, zupełnie jak inni malarze jego czasów, a znane nam widoki Warszawy stanowią jedynie niewielką część jego prac.
Wystawa „Bernardo Bellotto. W 300. rocznicę urodzin malarza” była przygotowywana od niemal pięciu lat przez Zamek Królewski i Staatliche Kunstsammlungen w Dreźnie, gdzie znajduje się najwięcej dzieł artysty. Odsłona drezdeńska miała miejsce w miesiącach letnich w Gemäldegalerie Alte Meister, a warszawska trwać będzie do stycznia 2023 r. i jest jak dotąd największym pokazem dzieł artysty. Ponad 150 obiektów, grafik, rysunków i obrazów pochodzi z różnych muzeów europejskich, m. in. przyjechały z muzeów w Londynie, Wiedniu, Cambridge, Neapolu, Mediolanie, Turynie, a także z Los Angeles. Po raz pierwszy możemy zobaczyć niemal cały dorobek Canaletta, a polscy kuratorzy proponują nam ścieżkę chronologiczną, która uwidacznia rozwój jego malarstwa.
Malował tylko miasta. Był chyba najwybitniejszym wedutystą, a na pewno najsłynniejszym. W wedutach, czyli widokach miast, się specjalizował i osiągnął naprawdę wiele, choć nie brakowało w jego życiu sytuacji materialnie trudnych. I choć możemy sztukę wedutową traktować niezbyt poważnie, to jednak jest co podziwiać. Bellotto zaprasza nas do podróży po osiemnastowiecznej Europie, podczas której uda nam się zobaczyć znacznie więcej niż tylko wielkoformatowe pocztówki.
Wenecja i miasta włoskie
Dziadek, Bernardo Canal, malował dekoracje teatralne. Wujek, brat matki, Antonio Canal – widoki weneckie i to z dużym powodzeniem. Mały Bernardo pochodził z rodziny, w której zawód malarza był przekazywany z pokolenia na pokolenie, a wuj Antonio uzyskał swoimi wedutami spory rozgłos. Były modne zwłaszcza wśród turystów odwiedzających Wenecję. Miasto wprawdzie miało za sobą swoje złote lata, ale wciąż uroczą architekturą nabrzeży i oryginalnym klimatem zabawy i festynu ściągało gości z różnych zakątków Europy, nadal będąc obowiązkowym punktem grand tour. A z takich wycieczek przywoziło się pamiątki. Najlepiej wedutę: różnego formatu, w zależności od zasobności portfela, widoczek miejski namalowany przez miejscowego artystę. Wuj Antonio miał tyle zamówień, że w swojej pracowni zatrudniał pomocników, a jednym z nich był czternastoletni siostrzeniec Bernardo.
Canal był uczniem Luca Carlevarisa, który malował ulice, kanały i place Wenecji ze stojącymi przy nich budynkami, uwzględniając także, jako jeden z pierwszych, obrazy z ulicznego życia. Ale to Antonio Canal uchwycił klimat miasta jako organizmu żywego. Jego weduty tchnęły ciepłem, słonecznym nastrojem i życiem mieszkańców. Pierwsze widoki urbanistyczne Bernarda były bardzo podobne do tych wuja, niemal nie do odróżnienia, przy czym podobnie jak wuj, Bernard podpisywał się jako „Canaletto”. Maluje nie tylko Wenecję z jej turkusowymi kanałami, ale i Weronę, Turyn, Florencję i Rzym. Zwiedza Włochy i szkicuje, a potem rysunek bardzo realistycznie przenosi na płótno. Szuka własnego stylu: dokładniej niż wuj przedstawia detale architektoniczne, stosuje chłodniejszą kolorystykę, mocniej zaznacza kontrast między światłem a cieniem, przy czym światło ma zawsze takie samo natężenie, niezależnie od pory dnia i planu. Stosuje ostre kontury, uznaje światło dnia, nie znajdziemy u niego żadnych zachodów słońca, mgieł czy zmierzchów. Dążenie do realistycznych przedstawień na obrazach Canaletta będzie zapowiedzią sztuki następnego wieku, ale zanim dotrzemy do Warszawy, gdzie ów realizm będzie szczególnie widoczny, zatrzymamy się jeszcze w Dreźnie.
Drezno i miasta północne
Miał żonę i małego synka, kiedy wyruszył na północ, a konkretnie do Drezna, które wówczas przyciągało włoskich artystów obietnicą zarobku. Pracę obiecał mu Fryderyk August II, jednocześnie król Polski August III. Już po roku zostaje oficjalnym malarzem nadwornym elektora saskiego z pensją 1750 talarów rocznie, dużym mieszkaniem, gronem znajomych włoskich artystów i ciekawą pracą. Maluje panoramy i widoki Drezna i Pirny. Duże formaty dla króla i jego ministra, hr. Henryka Bruhla, mniejsze dla innych kupców. Posługuje się camera obscura, którą instaluje np. na balkonie, i szkicuje na kalce linie budowli. Sceny uliczne szkicuje podczas spacerów, w jego notesie znajdują się np. szczegółowe rysunki strojów i elementy ubiorów. W pracowni przenosi w powiększeniu zebrane przez siebie materiały na płótno, ale wcale nie tak dokładnie. Zaczyna eksperymentować z perspektywą, przybliża ważniejsze budynki, zbliża je do siebie, żeby kompozycja była harmonijna. Można powiedzieć: przestawia. Trochę manipuluje. Przetwarza. Ulice zaludnia postaciami ze szkicownika.
Rodzą się kolejne dzieci, ale stabilną sielankę przerywa wojna siedmioletnia, podczas której August III ucieka do Warszawy, a Canaletto przenosi się na dwa lata do Wiednia jako nadworny malarz Marii Teresy. Teraz maluje Wiedeń: tarasy pałacyków, okazałe kościoły, rezydencje, ale i zaułki, skromne kamienice i place miejskie. Wracając do Drezna, zahacza o Monachium, które uwiecznia na kilku płótnach. W Dreźnie – ruiny. Jego pracownia i mieszkanie zniszczone. Gruzy na ulicach. „Prace moje są mozolne i długie” – pisze w podaniu o pracę do Akademii w Dreźnie, dodając, że jeden obraz maluje nawet rok, choć tu chyba przesadził. Zostaje przyjęty jako profesor perspektywy, ale pensje są bardzo niskie, bo kraj przeżywa kryzys. Bywa ciężko. Z tego okresu pochodzą rzadko wspominane obrazy, te ukazujące grozę wojny: miasto zrujnowane.
Warszawa, miasto polskie
W niedobrej kondycji finansowej i trochę przypadkiem Canaletto trafia do Warszawy. Niby przejazdem, zdecydował się bowiem zaryzykować podróż w ciemno do Petersburga, mając nadzieję na pracę na dworze Katarzyny II. Wyjechał z synem, zatrzymał się w Warszawie. Spotkał się z pracującym wówczas na dworze królewskim Bacciarellim, który polecił kolegę królowi Stanisławowi Augustowi, a ten się jego twórczością zachwycił, skoro zaproponował mu wysoką pensję i posadę, a do tego dodatkowe i niemałe fundusze na mieszkanie. Siedemnaście lat spędził Bellotto w Warszawie, wydał za mąż dwie córki, pochował syna, żył ponad stan i namalował około 70 obrazów, wśród których najsłynniejszy jest zespół 22 wedut miasta i okolic.
Malował Warszawę w okresie dynamicznych przemian, był czujny na panujące w niej kontrasty i chętnie ukazywał wieś zmieniającą się w miasto, biedę obok bogactwa, pałace magnackie, przed którymi można utonąć w błocie. Nie rezygnując z realistycznego przedstawienia architektury zaczyna większą uwagę zwracać na mieszkańców miasta, tworzy scenki rodzajowe, które stają się na tyle ważne, że można je odbierać jako świadectwo życia społeczeństwa swoich czasów. Na obrazach Canaletta Warszawa „staje się”, a my dzisiaj możemy się temu procesowi przyglądać. Stanisław August po przebudowie Zamku Królewskiego postanowił na obrazy Canaletta przeznaczyć osobną komnatę zwaną Salą Prospektową lub po prostu Salą Canaletta. Na wystawie możemy więc widoki Warszawy oglądać tak, jak widział je król, tak jak zdecydował się je rozmieścić.
Tu kończy się podróż słynnego wedutysty, pochowany został w podziemiach kościoła kapucynów przy ul. Miodowej, a może na przykościelnym cmentarzu. Właściwie nie wiadomo, bo jego grób nie przetrwał. Za to jego obrazy przysłużyły się do odbudowy zburzonych w czasie
II wojny światowej Drezna i Warszawy.