Świeccy wierni są na równi i obok duchownych Kościołem, na mocy chrztu wcieleni są w Chrystusa, tworzą Lud Boży, uczestniczą na swój sposób w kapłańskiej, nauczycielskiej i królewskiej funkcji Chrystusa, a wobec tego mają do spełnienia w Kościele i na świecie swą własną, niezastąpioną rolę”.
„Droga świeckich jest tak samo niezastąpiona jak droga kapłaństwa”.
Przytoczone przeze mnie słowa, choć są niezmiernie aktualne, pochodzą sprzed niemal 60 lat. Zdecydowanie współbrzmią z wymową opublikowanych niedawno syntez synodalnych.
Pierwsze zdanie pochodzi z artykułu ks. Andrzeja Zuberbiera, opublikowanego w „Przewodniku Katolickim” w 1965 r. Autor był już wówczas doktorem teologii dogmatycznej, później został wykładowcą Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, redaktorem naczelnym pisma naukowego „Studia Theologica Varsaviensia”, uczestnikiem przygotowań do II Polskiego Synodu Plenarnego na początku lat 90., profesorem zwyczajnym. Autorem drugiego zdania jest bp Ignacy Tokarczuk, który za swoją postawę wobec systemu komunistycznego był inwigilowany, a wśród ludzi zyskał miano „biskupa niezłomnego”. Napisał je dla „Przewodnika Katolickiego” w 1967 r.
W tamtym czasie mocno podkreślano na łamach naszego tygodnika konieczność wyzbycia się przez katolików świeckich uczucia niższości względem duchownych.
Co myśleć o zmianach?
Mamy to szczęście, że w czasie, gdy w Watykanie w latach 60. obradował sobór, „Przewodnik Katolicki” po wojennej zawierusze i pierwszych latach komunizmu znów się ukazywał. Numery z tamtego czasu mają wartość nie tylko historyczną, ale przede wszystkim pozwalają zrozumieć nadzieje i obawy tamtego czasu.
A że obok nadziei były również obawy, wskazują choćby słowa opublikowane w numerze 46 w 1963 r.: „To co się dzieje na soborze, pomimo «rewolucyjnych» pozorów, wcale nie jest zrywaniem z przeszłością. Prawdziwy postęp nigdy z nią nie zrywa, lecz bierze z przeszłości wszystko, co w niej było dobre i twórcze”.
Co ciekawe, wciąż żywe są tendencje do odczytywania soboru jako starcia między konserwatystami i liberałami. Podczas Ogólnopolskiego Forum Duszpasterskiego w Poznaniu mówił o tym kard. Angelo Scola: „Dziś na nowo odkrywamy w nowych formach klimat i treść debaty, która powstała bezpośrednio po soborze, ale która miała swoje korzenie w samym soborze. Mam na myśli opozycję, która często przybiera radykalne tony, pomiędzy tzw. konserwatystami i progresywistami. Między racjonalistycznie i sztywno pojmowanymi «strażnikami Tradycji» a rzekomymi innowatorami życia wiary poprzez praktyki i doktryny, które są ostatecznie światowe. Dla pierwszych to «innowacje» wprowadzone przez Sobór spowodowały odpływ wiernych, dla drugich nieadekwatna odpowiedź na oczekiwania społeczeństwa była główną przyczyną oderwania się od Kościoła”.
Gdy kończył się sobór, wybitny poznański biblista, ks. prof. Marian Wolniewicz, pisał na naszych łamach: „Uwzględniając potrzeby wszystkich, liczy się Kościół zarówno z tymi, którzy niecierpliwie wybiegają do przodu, na nowe drogi, jak z tymi, którzy ciągną z tyłu. Nie jest on alpinistą, szukającym efektownych, brawurowych przejść, ale przewodnikiem, któremu powierzono wielką grupę niedoświadczonych turystów; nie prowadzi swoich podopiecznych ryzykowną drogą, ale wybiera przejścia, które gwarantują pełne bezpieczeństwo i są dostępne dla wszystkich. Licząc się z potrzebami wszystkich, żąda Kościół ustępstw z obu stron. Dla wspólnego dobra jedni muszą rezygnować ze zbytniej nowoczesności, drudzy ze zbytniego konserwatyzmu”. Artykuł zatytułowano: Co myśleć o zmianach w Kościele?
Radość i entuzjazm
Jedno z ostatnich wystąpień w roli następcy św. Piotra Benedykt XVI poświęcił wspomnieniom obrad soborowych. Było to podczas spotkania z rzymskim duchowieństwem w auli Pawła VI, 14 lutego 2013 r. Papież nie wygłaszał mowy, nie odczytywał referatu, raczej w sposób niezwykle uporządkowany, jak to miał w zwyczaju, dzielił się wspomnieniami. „Pojechaliśmy na sobór nie tylko z radością, ale także z entuzjazmem. Były ogromne oczekiwania. Mieliśmy nadzieję, że wszystko się odnowi, że nadejdzie naprawdę nowa Pięćdziesiątnica, nowa epoka Kościoła, gdyż był on jeszcze dość silny, dobra była praktyka niedzielnej Mszy św., powołania do kapłaństwa i życia zakonnego już nieco spadły, ale było ich jeszcze dostatecznie dużo. Niemniej jednak czuło się, że Kościół się nie rozwijał, zmniejszał się, że wydawał się raczej czymś z przeszłości a nie niosącym przyszłość. W tamtym czasie mieliśmy nadzieję, że ta relacja się odnowi, zmieni; że Kościół na nowo stanie się siłą przyszłości i dnia dzisiejszego” – mówił papież, który na soborze pełnił rolę eksperta u boku kard. Fringsa z Kolonii.
Należy zwrócić uwagę, z jakim naciskiem Benedykt podkreśla podmiotowość ojców soborowych. „Nie chcemy jedynie aprobować tego, co zostało przygotowane, ale my chcemy być podmiotem, to my chcemy nieść sobór” – streszczał postawę zebranych w Watykanie biskupów. Oceniał ją nie jako akt rewolucyjny, ale akt sumienia, odpowiedzialności ze strony ojców soborowych.
Nie wszystko poszło dobrze
60 lat od rozpoczęcia Soboru Watykańskiego II można postawić pytanie, co pozostało z tej radości i entuzjazmu, o których mówił Benedykt XVI? Czy spełniły się nadzieje pokładane w soborze? Czy to, co wydarzyło się w Kościele po zamknięciu ostatniej soborowej sesji, było tym, czego oczekiwali ojcowie soborowi?
Te i wiele innych pytań o sobór, jego dokumenty i realizację nie są bezpodstawne. Kiedy Benedykt XVI ogłosił Rok Wiary, wezwał wszystkich do ponownego odczytania soboru. Chciał, by powrócić do treści dokumentów. Prosił, by czytać Katechizm Kościoła katolickiego, wydany w 1992 r., który sam określił jako jeden z najważniejszych owoców Vaticanum II.
W liście Porta fidei, ogłaszającym Rok Wiary, który rozpocząć się miał w 50. rocznicę zwołania Soboru Watykańskiego II, Benedykt XVI napisał, że konieczne jest należyte odczytanie, poznawanie i przyswajanie dokumentów soboru jako miarodajnych i normatywnych tekstów Magisterium, należących do Tradycji. Papież nawiązał też do swoich słów wypowiedzianych na temat soboru na początku pontyfikatu: „Jeśli go odczytujemy i przyjmujemy w świetle prawidłowej hermeneutyki, może on być i coraz bardziej stawać się wielką mocą służącą zawsze potrzebnej odnowie Kościoła”.
Trudno nie odczytać tego w kluczu poczucia niespełnionych, a przynajmniej nie w pełni spełnionych nadziei z lat 60.
Sobór mediów
Kończąc swoje spotkanie z rzymskim duchowieństwem w połowie lutego 2013 r., Benedykt XVI zwrócił uwagę na jeszcze jeden aspekt trwającego w latach 1962–1965 soboru. Było to pierwsze tak wielkie zgromadzenie relacjonowane przez środki przekazu. W tym kontekście papież stwierdza: „Był sobór ojców, prawdziwy sobór, ale był też «sobór mediów»”. Sobór obracał się wokół wiary, podczas gdy „sobór mediów” toczył się w hermeneutyce politycznej – był postrzegany jako walka między różnymi nurtami w Kościele. Analizując to dwojakie podejście papież wskazał na banalizację idei soboru. Jego zdaniem wiele klęsk i nieszczęść, które dotknęły Kościół po soborze, jak zamknięte seminaria, klasztory czy banalizacja liturgii, nie wynikały z samego soboru, ale jego zniekształconego obrazu. „Prawdziwy sobór napotkał na trudności, aby przybrać konkretny kształt, aby się dokonać. Sobór wirtualny był silniejszy niż sobór realny. Ale prawdziwa siła soboru była obecna i coraz bardziej się dokonuje, stając się prawdziwą siłą, która jest prawdziwą reformą, odnową Kościoła” – mówił Benedykt XVI. Ustępujący papież wypowiedział na koniec słowa dające nadzieję: „Widzimy, jak ten sobór wirtualny się załamuje, gubi i jawi się prawdziwy sobór, z całą swoją siłą duchową. Naszym zadaniem (…) jest praca, aby realizowany był prawdziwy sobór, ze swoją mocą Ducha Świętego, aby prawdziwie odnowił się Kościół”.
Skoro więc nie wszystkie nadzieje czasów Vaticanum II spełniły się, warto się zastanowić nad tym, czy i jak ten brak można uzupełnić. Będziemy więc w najbliższym czasie na łamach „Przewodnika” o spełnione i niespełnione nadzieje pytać i zastanawiać się, jak wcielać w życie myśl ojców soborowych, aby przyniosła Kościołowi prawdziwą odnowę.