Logo Przewdonik Katolicki

Przekraczanie kolejnych granic

Piotr Zaremba
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Adresatami gromkiego „wyp...ć” byli też katolicy, których świątynie były atakowane i pstrzone obscenicznymi napisami. Oto nowa kultura życia publicznego, akceptowana przez liberalne elity

Incydent podczas proukraińskiej demonstracji przed ambasadą Rosji w Warszawie. Marta Lempart, liderka Strajku Kobiet, wygłosiła przemówienie wymierzone w Rosjan, także tych, którzy wyemigrowali z państwa Putina, ale jej zdaniem nie dość się angażują przeciw wojnie.
Emocje wobec Rosjan rozumiem. Czy jednak rytualne zalecanie im, aby „wyp...li”, nie stało się czymś w rodzaju mimowolnej autoparodii? Ale oto na jej pretensję, że zawiedli, wystąpił młody człowiek, 19-letni Iwan, reprezentant tej lepszej Rosji, wstydzącej się tego, co robi większość jego rodaków. I wtedy to już do niego Marta Lempart skierowała to słowo klucz: „Wyp...j”. Zdaniem świadków wytworzyła atmosferę sprzyjającą linczowi. Rosjanina z tłumu wyprowadziła policja.
„Gazeta Wyborcza” relacjonowała zdarzenie z wyraźnym zakłopotaniem. Niektórzy sojusznicy Strajku Kobiet zaprotestowali. Oto uwagi Pawła Kasprzaka, lidera organizujących antyrządowe zadymy Obywateli RP.
– „Wyp ...” nigdy nie było moim ulubionym środkiem wyrazu, podobnie jak „to jest wojna”. No, oba hasła były natomiast oczywiście prawem brutalnie zaatakowanych kobiet i nie mnie – podstarzałemu samcowi, który w tych sprawach powinien przede wszystkim i najpierw zastanowić się nad własną współodpowiedzialnością za patriarchalizm – nie mnie oceniać to i komentować. Ale ta scena jest jak z seansu nienawiści. Nic się nikomu nie stało, ale to była okrutna scena – mówił.
Zgadzam się z dwoma ostatnimi zdaniami wypowiedzi Kasprzaka. No tak, tyle że według niego wcześniej istniało uzasadnienie dla skandowania wulgarnej inwektywy. Tu – nie. Pominę pytanie, czy zwiększenie rygorów prawa antyaborcyjnego jest istotnie „brutalnym atakiem na kobiety”. Ale to hasło było kierowane nie przeciw abstrakcyjnemu „patriarchatowi”, a przeciw konkretnym ludziom. Przeciw politykom czy sędziom, którzy mają inne przekonania. Ale także przeciw policjantom, którzy wypełniali swoje obowiązki. Patrzyłem na to z zażenowaniem, oni musieli słuchać odczłowieczających ich zdań, jeszcze zanim podjęli jakiekolwiek działanie. Adresatami gromkiego „Wyp...ć” byli też katolicy, których świątynie były atakowane i pstrzone obscenicznymi napisami. Oto nowa kultura życia publicznego, akceptowana, nawet jeśli czasem z zakłopotaniem pana Kasprzaka, przez liberalne elity.
Ja się nie godzę na poniżanie kogokolwiek. I zauważę, że Lempart sprawia wrażenie charakteropatki, a może i socjopatki. Możliwe, że czasy radykalnych starć sprzyjają takim postawom, ale czy to znaczy, że trzeba się temu bezwarunkowo podporządkować? Nawet to wystąpienie Marty Lempart, choć akurat nie agresja wobec konkretnego człowieka, znalazło obrońców. Renata Kim z „Newsweeka” dostrzegła w tym rozpacz. Rozpaczliwe odruchy w obliczu strasznej wojny, w obliczu bezkarnej przemocy, mogę zrozumieć. Ale myślę, że przesłania je agresja, tak łatwo wybaczana, kiedy dotyczyła innych.
Po raz pierwszy Marta Lempart wywołała wątpliwości u „swoich”. Ale przecież, jak mi się zdaje, na krótko. Niedawna wizyta Donalda Tuska na feministycznym kongresie kobiet zapowiada raczej coś odwrotnego. Nagrodą za mroczną agresję będą zapewne miejsca na listach niegdyś łagodnie konserwatywnej, a dziś popierającą wszelkie antyprawicowe radykalizmy Platformy Obywatelskiej.
Zatęsknimy jeszcze do Klaudii Jachiry, też wykorzystywanej przez polityków błazeńskiej happenerki, ale jakby mniej ponurej i mniej wulgarnej. Kolejne granice będą przekraczane. Komentowanie życia publicznego staje się coraz częściej babraniem się w gnojówce.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki