Jedna z dzielnic Hawany, lipiec 2012 r. Dwudziestoosobowa wspólnota Kubańczyków i kilku obcokrajowców bierze udział w Mszy św., odprawianej przez francuskiego księdza w jednym z prywatnych mieszkań. Poziom przeżywania przez nich wiary jest różny: od sceptycznego podejścia do istnienia Boga po osoby określające się jako głęboko wierzące. Mimo odmiennych doświadczeń religijnych łączą ich wzajemne relacje i chęć bycia razem. Potrzeba bliskości z drugim człowiekiem stanowi pretekst do spotykania się z Bogiem. W kraju, w którym Kościół za sprawą zawirowań polityczno-społecznych skurczył się do minimum, relacje ludzkie są jednym z głównych czynników pobudzającym tworzenie się i podtrzymywanie wspólnot parafialnych. Jest to bardzo widoczne nie tylko w kubańskich kościołach podczas liturgii, ale również w codzienności, w której osoby partycypujące w jednej parafii, są zainteresowane swoim życiem i wzajemnie się wspierają.
Poznań wrzesień 2022 r., dzielnica Łacina w centrum miasta, ten sam Kościół powszechny co na Kubie. Za dwadzieścia minut rozpocznie się Msza św. Zamiast w kościele, wierni będą modlić się w kaplicy stworzonej w budynku po dawnym sklepie. Po Mszy św. jedno z małżeństw obecnych na Eucharystii zaprasza wszystkich do wspólnego świętowania 15. rocznicy swojego ślubu. Z boku ołtarza jest stół, przy którym uczestnicy Eucharystii będą jedli ciasto i pili kawę. Tak jak sacrum przenika się z profanum, tak modlitwa przenika się z relacyjnością osób w niej uczestniczących.
Odtrutka
Głęboko zakorzenione jest w ludziach świeckich myślenie o księżach jako o osobach znikąd. W naszym mniemaniu nierzadko nie mają swojej historii, doświadczeń trudnych i wyborów, przed którymi stawali i stają, a depozyt wiary i mądrości został im powierzony ,,z nieba” w dniu przyjęcia święceń prezbiteratu lub w momencie wstępowania do seminarium. Rzadko patrzymy na ich życie duchowe jako na drogę, po której idą z mniejszymi lub większymi przeszkodami. To my, świeccy, upadamy, to my zmagamy się z dylematami moralnymi, a także to my czerpiemy z różnych duchowości, chcąc pełniej doświadczać Boga w swojej duchowości. Księża żyją w Bożej obecności niejako z automatu i nie muszą się rozwijać. Dodatkowo zawsze wiedzą, jak wspólnota Kościoła powinna wyglądać i czego potrzebuje. Takie myślenie stawia świeckich zawsze jako biorców, odbiera im ono poczucie współodpowiedzialności za tworzenie Kościoła, który już z samego źródłosłowu greckiego jest zwołaniem, zgromadzeniem wszystkich wierzących, a nie tylko tych, którzy w nim sprawują sakramenty.
– Mam dość słuchania o tym, jaki Kościół jest zły, jak wiele potrzebuje zmian, jak nie odpowiada na potrzeby współczesnego świata – przyznaje ks. Radosław Rakowski, proboszcz nowo powstałej parafii w poznańskiej dzielnicy Łacina. – Chcę ten Kościół zacząć budować od podstaw, od czytania Ewangelii i od zwykłego bycia wśród ludzi. Wiem, że na pewno nie zdziałam tego sam. Zgromadzimy Kościół razem z ludźmi, bo każdy z nas jest w nim na takich samych zasadach.
Transparentność
Niewielką kaplicę na Łacinie od chodnika oddziela tylko szyba. To nie dowód na idealistyczne podejście nowego proboszcza i sparafrazowana metafora szklanych kościołów, ale realny znak transparentności tego, co dzieje się w środku. – W czasach skandali kościelnych, niedomówień i afer pedofilskich Kościół musi być przeźroczysty. Wybrzmiało to jednoznacznie podczas ostatniego synodu. To, że ludzie stojąc, z ulicy mogą zobaczyć, co się tutaj dzieje, jest ważne nie tylko dla nich, ale również dla nas. Od pierwszego dnia naszego pojawienia się w centrum Poznania stajemy w prawdzie. Codziennie siadam na kanapie frontem do okna i jestem obecny dla każdego, kto tu zagląda. A obok kaplicy przechodzą wszyscy: ateiści, alkoholicy, wierzący, wytatuowani od stóp do głów, obcokrajowcy, dzieci, staruszkowie. I ciągle jeszcze mnie to zadziwia, ale i zachwyca, że większość z nich naprawdę spragniona jest rozmowy – przekonuje ks. Radosław. – W kaplicy nie ma zakrystii i bardzo mnie to cieszy. Od dziesięciu lat jestem księdzem i czasem miałem wrażenie, że ludzie myślą, że Msza przygotowuje się sama, w sposób magiczny. Tutaj wszyscy jak na dłoni widzą, że trzeba przygotować naczynia mszalne, wodę, wino, świece, szaty liturgiczne. Dopiero świadomość potrzeb jest motorem do działania. Od miesiąca nie przeczytałem ani jednego czytania, nie zapaliłem świec ani nie przygotowałem naczyń mszalnych, a przecież nie zawołałem tu żadnych ministrantów. Odpowiedzialność świeckich jest odpowiedzią na to, co widzą. I według mnie jest to klucz do budowania wspólnoty – podsumowuje.
Target
Poznańska dzielnica Łacina od lat postrzegana jest przez pryzmat pewnego stereotypu: to nowobogackie osiedle, stworzone z rodzin z wyższej warstwy społecznej, singli pracujących w korporacjach lub obcokrajowców, którzy do Poznania przyjechali tylko na chwilę. Schemat myślenia podbijają luksusowe bloki powstające jak grzyby po deszczu, liczne salony kosmetyczne i masażu, siłownie, winiarnie, kawiarnie, a także bliskość najnowocześniejszego centrum handlowego w mieście. – Według opinii wielu osób Łacina zdominowana jest przez ludzi niewierzących. Jestem przekonany, że tak nie jest. Większość z nich to ludzie zawiedzeni Kościołem w takiej formie, w jakiej doświadczali go od dzieciństwa – uważa ks. Radek. – Nie chcę, aby ludzie przystosowali się do obrazu starego Kościoła, często przechowywanego w głowie od najmłodszych lat. Przede wszystkim chcę usłyszeć o Kościele ich marzeń i potrzeb, a razem z nimi taki zbudować – dodaje.
Wśród sceptyków nowej wspólnoty parafialnej na Łacinie pobrzmiewają głosy o nowatorskim podejściu do tworzenia Kościoła, a tym samym o niedostosowaniu go do starszych osób, które stanowią jego sporą część. – Młodzi nie odnajdują się dziś w Kościele, bo nie ma dla nich alternatywy. Rodziny z dziećmi czują się wykluczone, osoby samotne są niezauważone, a pary żyjące w związkach niesakramentalnych czy osoby z innych przyczyn niemogące przystępować do sakramentów, mają poczucie bycia odrzuconymi. Osoby starsze i tak są w najlepszej sytuacji, one się w tym Kościele naprawdę odnajdują. Nie widzę przeszkód, aby ten Kościół stargetować – uważa ks. Radek. – Niech będą parafie, w których przeważają ludzie starsi, ale niech będą i takie wspólnoty, w których znaczną część stanowią młodzi.
Słowa o nowym Kościele mogą być odbierane jako synonim zmian, które mają doprowadzić do odrzucenia tradycji, a w konsekwencji nauczania Kościoła. – Praktykę diakonatu odbywałem w parafii o bardzo tradycyjnym podejściu do liturgii i nauczania Kościoła. Akceptuję, wypełniam i kocham tradycję. To właśnie zakorzenienie w niej daje mi możliwość i odwagę, aby odpowiedzieć na znaki czasu – stwierdza ks. Rakowski.
Team
Wspólnota na Łacinie zrezygnowała z używania dzwonków. Nie dzwonią na rozpoczęcie Mszy ani podczas przeistoczenia, nie słychać ich przed Komunią św. W kaplicy nie ma także głośników. – To były jedne z postulatów mieszkańców i uważam, że to dobry pomysł. Kościół naprawdę nie potrzebuje dziś być nachalny, a dzwonki czy głośniki nie są najważniejszymi elementami ewangelizacji. Nie przemawia przeze mnie konformizm, ponieważ naprawdę chcę wejść z Ewangelią w świat i usłyszeć, co ten świat mówi, dlatego w naszej wspólnocie odrzuciliśmy wszystko, co niepotrzebne. Pozostały nam Ewangelia i Eucharystia, czyli źródło naszego życia – uważa ks. Radek.
Ksiądz Radek Rakowski nie jest prezbiterem bezbarwnym. Przez to, że jest wyrazisty, wywołuje emocje, nie tylko te pozytywne. Będąc duszpasterzem akademickim w parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa na poznańskich Jeżycach, a potem w parafii pw. Świętego Stanisława Kostki na Winiarach, gromadził na wieczornych Mszach św. tłumy młodych ludzi. Zbudował również kolegia studenckie, w których mieszkają i tworzą wspólnotę młodzi. Żadne z jego działań nie było jednak jednoosobowym przedsięwzięciem. Kapitałem ks. Radka są ludzie. – Ostatni synod bardzo ujawnił, czego my wszyscy potrzebujemy w Kościele: relacyjności. Bez niej będziemy tylko masą ludzi gromadzących się wokół wzniosłych idei – uważa duchowny.
Damian nie wierzy w Boga, mimo to od dwóch tygodni uczestniczy w niedzielnej Mszy św. o godz. 19.00. – Jestem tu, ponieważ chcę tworzyć tę społeczność, a także szukam sposobu, jak mogę wraz z moją żoną i synami inaczej przeżyć niedzielę. Jestem tu drugi raz, jeszcze nie znam dużo ludzi, ale czuję, że będę tu stałym bywalcem – opowiada mężczyzna. – Mam wrażenie, że na osiedlu nie ma miejsc, wokół których gromadzą się ludzie, którzy wzajemnie chcą się wspierać.
Frustracja potrzeb
– Nowo powstająca wspólnota parafialna to esencja mojego życia i doświadczeń, które zbierałem od dzieciństwa. Przez to, że rodzice wozili mnie do Taizé, przez całe dzieciństwo nasiąkałem pewną prostotą tego miejsca. Później o. Jan Góra wychowywał mnie w dominikańskim duszpasterstwie akademickim i pokazywał mi rozmach i odwagę, z jaką głosi się Ewangelię. Dziś mogę w stu procentach zrealizować całkowitą wizję parafii, którą od lat noszę w sobie, i to jest świetne. Przede wszystkim jednak chcę żyć i być z tymi ludźmi jako chrześcijanin. A z tymi, którzy są wierzący, chcę się modlić – opowiada ks. Radek.
W przestrzeni kościelnej mało rozmawia się o potrzebach członków wspólnot parafialnych, ponieważ opacznie są one brane za synonim egocentryzmu i egoizmu. Tymczasem frustracja wynikająca z niezaspokojonych potrzeb, jak wskazuje psychologia, prowadzi do karłowacenia człowieka w jego istocie. Dlatego ważne jest, aby osoby przynależące do danej wspólnoty miały możliwość komunikacji tego, czego w ramach danej parafii potrzebują. – Pociąga mnie to, że parafię i kościół możemy budować od zera. Większość wspólnot parafialnych tworzy się według utartego od wielu lat schematu. Tymczasem, jak widzimy, powtarzane od lat scenariusze przestały działać. Cieszy mnie to, że w kreowaniu naszej wspólnoty na pierwszym miejscu brane są pod uwagę potrzeby mieszkańców dzielnicy. Chcemy ich usłyszeć, a nie wchodzić z gotowym planem. Przyświeca nam duch synodalny, w którym chcemy rozpoznawać potrzeby ludzi i nasze, a także szukać sposobów ich spełniania – uważa Kuba Krause, zaangażowany w tworzenie wspólnoty parafialnej na Łacinie. – Zdecydowanie nie chcemy przyjmować postawy wszechwiedzących, którzy wszystko już widzieli, wszystko przemyśleli i wiedzą, czego ludzie potrzebują lepiej od samych zainteresowanych. Jesteśmy otwarci na inny punkt widzenia i gotowi do rozmowy. Z naszych doświadczeń płynie wniosek, że sama obecność i chęć słuchania drugiego człowieka wystarczy, żeby rozpocząć proces zdrowego tworzenia. Wszystko to, co potem, dzieje się niejako samo. W spotkaniu z drugim człowiekiem pojawiają się pomysły, sugestie, a Duch Święty inspiruje nas do działania – dodaje Kuba Krause.
Odczarowanie
Nie ma nic wspólnego z gosposią, z sekretarką czy z tzw. prawą ręką proboszcza. Jest ni mniej, ni więcej, tylko menadżerką parafii. Choć, jak przyznaje, sama jeszcze odkrywa, co funkcja ta naprawdę oznacza. – Wraz z ks. Radkiem twardo postawiliśmy granice naszej współpracy. Jestem tu dla parafii, a nie dla proboszcza. Nie załatwiam jego prywatnych spraw, nie jestem jego gosposią czy sekretarką, mimo że część osób chce tak o mnie myśleć czy mówić. Zupełnie we mnie to nie godzi, ponieważ wiem, że praca którą wykonuję, jest ważna. Postawa ta pokazuje mi, jak ciągle umniejszana jest rola kobiet w Kościele – uważa Dominika Iwasiuta, menadżerka parafii na Łacinie.
Jak sama przyznaje, do jej głównych zadań należy organizacja wszystkiego, co wiąże się z parafią, a wykracza poza sferę duchową. – Załatwiam wszystkie przyziemnie sprawy dotyczące naszej wspólnoty: od spraw urzędowych, przez prowadzenie ksiąg parafialnych, po dbanie o przestrzeń kaplicy. Ksiądz Radek zna się na sferze duchowej, a ja na administracyjnej, dlatego w prowadzeniu parafii się uzupełniamy – przyznaje Dominika.
Księdza Radka poznała, gdy ten był duszpasterzem studentów na Winiarach. Ukształtował ją Ruch Światło-Życie. Po wielu latach formacji i nauki o odpowiedzialności za Kościół chce przekuć teorię w praktykę. – Wiele lat byłam formowana w Oazie, posługiwałam jako animatorka tej wspólnoty w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Doświadczyłam Kościoła i skrystalizowało się we mnie pragnienie, jak chciałabym, aby on wyglądał. Synod potwierdził moje przekonania i ukazał mi, że moje niezaspokojone potrzeby odnoście do wspólnoty Kościoła są tożsame dla wielu osób, które idą za Bogiem. Dziś pragniemy żywych wspólnot ludzi, którzy modlą się razem, ale przede wszystkim żyją w komunii i chcą mieć relacje – opowiada Dominika.
Głosów sceptycznych i obaw w związku z powstaniem nowej parafii nie brakuje, również wewnątrz Kościoła lokalnego. Istnieją lęki o przyszłość sąsiednich parafii, odejście od tradycji Kościoła i konformizm w stosunku do świata. – Jedyna obawa, która towarzyszy mi przy tworzeniu nowej wspólnoty, to taka, że ci, którzy mają wątpliwości lub patrzą krytycznie na to, co robimy, nie przyjdą do nas o tym porozmawiać. Nie będziemy mieli wtedy szansy wytłumaczyć, dlaczego tak widzimy wspólnotę Kościoła i dlaczego podejmujemy określone działania. Chcemy rozmawiać ze wszystkimi, a nie tylko z tymi, którzy się z nami zgadzają – przekonuje Kuba Krause.