Ewangelia jest tym razem okrutnie prawdziwa. Spośród dziesięciu uzdrowionych z trądu tylko jeden powraca, by podziękować Jezusowi za cud. Współczynnik naszej wdzięczności wynosi zatem 10%. Dotyczy to wspólnoty, ale powinniśmy odnieść to także do siebie samych. Nasze wspólnoty są przecież takie, jakie są nasze serca.
Nie chodzi przy tym o sprawy mało ważne. Skoro eucharistomai oznacza „dziękuję”, to jeśli nie będziemy w stanie odnaleźć w sobie źródła wdzięczności, nie będziemy w stanie odnaleźć się na swoim miejscu w Eucharystii, w rycie, który ma być źródłem i szczytem naszego duchowego życia. Co więc ma dla nas wyniknąć z przytaczanej tym razem Ewangelii? Jakie wnioski wyciągnąć z niej dla naszego życia?
Może najpierw słowo ewangelicznej, a więc wymagającej, pociechy. Jezus konsekwentnie przypomina nam swoim życiem i w swoim nauczaniu, że statystyka nie będzie w tym świecie po stronie Ewangelii. Dlatego nie ma co się spodziewać, że Ewangelia wygra w sondażach. Raczej należy się nastawić na to, że wybierając Chrystusa, będziemy mniejszością. Zgodnie z modelem: bądźcie solą ziemi. Soli jest mało w każdej potrawie, a jednak nadaje jej smak. Nie traćmy energii na oburzanie się na wyniki sondażów. Raczej nauczmy się dostrzegać – bez arogancji i frustracji – że czasem to 10% może mieć rację.
Rodzi się też oczywiście pytanie, dlaczego pozostałych dziewięciu uzdrowionych nie powróciło do Jezusa. Trudno zresztą nie zauważyć, że to nie Galilejczyk okazał się wdzięczny, ale Samarytanin, czyli według norm żydowskiej ortodoksji heretyk. Komentatorzy będą czasem spekulować, że stało się tak dlatego, że żydzi mieli Prawo. To praktykowaniu Prawa (Jezus odesłał ich przecież do kapłana), przypisali oni więc swoje uzdrowienie. Tylko Samarytanin potrafił dostrzec poza Prawem i rytem osobę Jezusa.
Jeśli pomyśleć o dzisiejszej Ewangelii idąc tym tropem, staje się ona dla nas ostrzeżeniem przed praktyką religijną, w której gubimy, że w naszym życiu ma chodzić o spotkanie z osobą, że wszelkie uczynki pobożne mają swój sens i smak tylko o tyle, o ile na ich dnie jest więź z Jezusem, osobista więź w Chrystusie z Ojcem.