Trąd to chyba najdosadniejszy obraz odrzucenia.
Na trwałe fizycznie naznacza chorego swym piętnem. Spycha na margines życia społecznego – każdy, kto zapadał na tę chorobę, miał zgodnie z Prawem Izraela trzymać się z dala od wspólnoty, z której pochodził, i ostrzegać o swojej obecności wszystkich, którzy się do niego zbliżali, przez okrzyk „Nieczysty, nieczysty”. Ponadto, co może dla nas najbardziej dziś wstrząsające, choroba była traktowana jako wyraźny znak kary za grzech – nie było tylko jasne, czy chodzi o osobistą winę, czy też o winę rodziny. Jakież musiało być życie trędowatego!
W Ewangelii przypominanej nam tym razem Jezus nie tylko uzdrawia trędowatego, ale także go dotyka. To ważne, bo przez ten niesłychany – biorąc pod uwagę realia życia w Palestynie I wieku – gest odbudowuje wspólnotę z trędowatym. Jak gdyby mówił: dla Syna Bożego nie ma już odrzuconych, wykluczonych. Każdy, niezależnie od tego, jak bardzo czuje się nieczysty i niegodny, ma prawo do braterskiej bliskości.
Jak wiadomo, jesteśmy wezwani do naśladowania Jezusa. Jak tę opowieść podjąć?
Nie wolno nam w najmniejszym stopniu zamazać przesłania, które z niej płynie. Dla Jezusa nie ma trędowatych. Każdy człowiek, niezależnie od tego, z jak wielkiej biedy materialnej bądź duchowej się dźwiga, ma prawo do spotkania z Nim, ma prawo prosić Go o radę i łaskę. Jeśli zdarzyłoby się, że jako wspólnota Kościół o tym zapomni, będzie to koniec Ewangelii. Sól utraci swój smak.
Z drugiej jednak strony, pamiętajmy, że nie wystarczy być trędowatym, by mieć rację. A taka – wcale nierzadko – bywa ideologia naszego czasu. Nie każdy trędowaty chce swój trąd uznać i przynieść do Jezusa. Nierzadko przecież chory przyzwyczaja się do swojej choroby, która nie tylko go upokarza, ale też przynosi pewne przywileje. Bywa, że woli ich nie tracić, niż ryzykować życie przemienione przez Jezusa.
Wezwanie do uszanowania przesłania Ewangelii nie jest zatem propozycją zamazania różnicy między dobrem i złem, zdrowiem i chorobą. Ważne jest, byśmy jako chrześcijanie zachowali zdolność do nazywania trądu trądem. Inaczej uzdrowienie staje się niemożliwe – sól także traci swój smak i nadaje się jedynie do wyrzucenia i podeptania przez ludzi.