Szalona Simona, która gadała z ptakami. Albo jadła przy stole z ogromnym dzikiem. To zdjęcie robi rzeczywiście wielkie wrażenie, bo dzik ma słuszne rozmiary, a Simona to przecież delikatna kobieta. A może: Simona aktywistka, zakochana w naturze, badaczka świata zwierząt i roślin, oddana Puszczy Białowieskiej przyrodniczka i propagatorka życia w zgodzie z naturą. Lub: Simona odrzucona przez rodzinę, zdradzona i oszukana, szukająca ucieczki przed bólem, jakiego doznała od najbliższych.
Historia Simony Kossak opowiedziana w filmie dokumentalnym Natalii Korynckiej-Gruz pokazuje, że człowiek nigdy nie jest jednowymiarowy, bo wpływ na jego osobowość i wybory mają różne doświadczenia życiowe. Simona jest taką skomplikowaną osobą. Szczęśliwą i nieszczęśliwą zarazem. Aktywną i wycofaną. Odważną i lękliwą. Okrywamy ją wraz z jej cioteczną wnuczką, Idą Matysek, która odziedziczyła po niej stosy dokumentów, prac, publikacji i fotografii. Szuka Simony w tych archiwaliach, w ostępach Puszczy Białowieskiej i w szczerych wspomnieniach swojej matki, Joanny Kossak.
Miała być artystką
Prawnuczka Juliusza Kossaka, wnuczka Wojciecha Kossaka, córka Jerzego Kossaka. Malarzy. Jej ciotkami były Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i Magdalena Samozwaniec, siostry ojca. Dzieciństwo spędziła w krakowskiej Kossakówce, dworku kupionym przez swego słynnego pradziadka, wśród pamiątek, obrazów i anegdot sprzed wojny. Bo bywali tam najwięksi i najsłynniejsi polscy artyści.
Urodziła się w 1943 r., dwa lata po swojej siostrze Glorii. Ród Kossaków wydawał artystów, nic dziwnego, że wobec braku chłopca to dziewczynki miały dziedziczyć talenty. Dorastały w pracowni ojca, który zresztą wielkiej kariery nie zrobił – „produkował kossaki”, żeby rodzina miała z czego żyć i tyle. Córki poddano testowi, który miał wyłonić, która zapowiada się na czwartego Kossaka: jeden z uczniów Wojciecha popołudniami prowadził z nimi zajęcia. Szybko okazało się, że Simona ma do malowania dwie lewe ręce, za to Glorii szło o wiele lepiej. Od tej chwili rozpoczęła się rodzinna izolacja Simony, pierwsze odrzucenie. Zamknięto przed nią drzwi pracowni jako kompletnemu beztalenciu. Potem próbowała wpasować się w rodzinne artystyczne tradycje, zdawała do szkoły teatralnej, nie przyjęto jej ze względu na wadę wymowy. Nie udała się jej także historia sztuki.
Za to Gloria brylowała, była nie tylko utalentowana, ale i ładna, niestety z paskudnym charakterem, jak przyznaje w filmie jej córka Joanna. Niszczyła siostrę z psychopatyczną wręcz przyjemnością. Apogeum ich wzajemnych stosunków był zakład między Glorią a jej znajomym, znanym krakowskim bywalcem. Zakład dotyczył uwiedzenia Simony. Trwało to kilka miesięcy, dziewczyna się zakochała i przyjęła jego oświadczyny. I wtedy ów mężczyzna z nic nierozumiejącą Simoną u boku publicznie oświadczył, że związek został skonsumowany, a on zakład wygrał. Przedmiotem zakładu była skrzynka wódki, którą przekazała mu… matka Glorii i Simony. Z tej upokarzającej i łamiącej serce sytuacji Simona podnosiła się długo. To wtedy przyjęła propozycję pracy z dala od Krakowa, choć nie uchroniło to jej od kolejnych bolesnych doświadczeń rodzinnych. Nie została artystką, została biolożką.
Azyl w puszczy
Mówiła o sobie, że jest „zoopsychologiem”. Matkowała zwierzętom, miała własne stado saren, które wykarmiła butelką, a one traktowały ją jak członka stada. Niezliczone ilości zwierząt zamieszkały w starej leśniczówce w środku Puszczy Białowieskiej, gdzie zamieszkała: bez bieżącej wody i bez prądu. Od tej chwili jej życiem były zwierzęta, poświęciła się „zasypywaniu przepaści między człowiekiem a przyrodą” – jak sama mówiła. Wydawała się dziwaczką, ale w końcu wszyscy się przyzwyczaili i znosili do niej ptaki z połamanymi skrzydłami, osierocone jeże, jelenie z połamanymi nogami. Udowadniała, że możemy z naturą nawiązać kontakt, bo jesteśmy jej częścią. Była pionierką dzisiejszych aktywistek i ekolożek. Kilka dekad temu mówiła: „Powinniśmy przyjąć do wiadomości, że Ziemia nie jest naszą własnością. My jesteśmy współlokatorami na Ziemi i możemy w sposób nie bardzo kosztowny dla nas samych ograniczyć swoje apetyty i pozwolić tym innym istotom żyć”. „Dziedzinkę”, bo tak nazywała się leśniczówka, dzieliła z fotografem, Lechem Wilczkiem. To on jest autorem niezliczonych zdjęć Simony dokumentujących jej życie. Życie osobne, ale w jedności z przyrodą i naturą. Praca naukowa, a później publicystyczna (Simona prowadziła audycje w regionalnym radiu) i pisarska miała jeden cel: propagować wiedzę i ekologiczne zachowania.
Ze zwierzętami miała relacje idealne. Z ludźmi szło jej gorzej. Gloria wpłynęła na umierającą matkę, która Simonę wydziedziczyła. Cały dorobek Kossaków przypadł jej siostrze, która nie potrafiła go przypilnować. Walczyła z myśliwymi („Zabijanie zwierząt wyłącznie dla rozrywki było i jest niegodne człowieka cywilizowanego” – przemawiała z okazji „Roku Myśliwca”. „Poglądy na myślistwo Juliusza Kossaka potępiam” – dodała), została oskarżona o kradzież pomocy naukowych, gdy usunęła je z lasu, bo szkodziły zwierzętom. Trudno jej było znieść to, że przeciwko niej stanęli ludzie z jej środowiska. Mówiła: „Nękanie i prześladowanie drapieżników, prowadzone przez pracowników Zakładu Badania Ssaków PAN, nie daje się porównać z żadną, nawet najbardziej intensywną działalnością myśliwską”. Ta bezkompromisowość nie ułatwiała jej zawierania przyjaźni. Pewnie odruchowo otaczała się ludźmi, którzy nie mogli jej skrzywdzić, takimi, którzy jej potakiwali i nie odważali się na krytykę. Nie zależało jej na współpracy, zawsze miała ostatnie zdanie, była więc coraz bardziej samotna, w końcu całkowicie zerwała kontakty z rodziną, także z siostrzenicą i jej córką, Idą.
Po śladach
Ida Matysek odbywa podróż śladami ciotecznej babci, Simony. Przyjeżdża z Finlandii, jedzie do Białowieży i porządkuje rodzinne pamiątki po Simonie i Lechu Wilczku. Towarzyszy jej kamera. Ukazuje nam się osoba wybitna, czuła i skrzywdzona. I ukazuje nam się puszcza, pradawny las, pierwotny ekosystem tętniący życiem. Wchodzimy w puszczę sprzed czterdziestu lat i tę dzisiejszą, na skraju wyginięcia. Słuchamy słów Simony, która już w 1992 r. wołała, że puszcza umiera. Spotykamy kobietę, która żyła w kontekście swoich traum, która ciągle musiała sobie i innym udowadniać, że jest ważna, zdolna, inteligentna, utalentowana, godna Kossaków. Osobę, która swoje cierpienie zamieniła w czułość do natury, bo to w jej objęciach szukała ukojenia, zabiegała o nią, tak jakby bała się utraty swojego ostatniego azylu.
Obecność przed kamerą Idy Matysek dodaje dokumentowi autentyzmu i emocji. Nie chodzi tylko o to, żeby poznać swoją bliską i sławną krewną, ale żeby pozaszywać rodzinne rany, toksyczne afekty przemienić w przebaczenie, ocalić naderwane więzi.