Logo Przewdonik Katolicki

Camille wychodzi z cienia

FOT. MARKO ILUMINATI. Wnętrze muzeum Camille Claudel w Nogent-sur-Seine

Nareszcie Camille Claudel doczekała się swojego muzeum. Dotąd – jak przez całe tragiczne życie – była łączona tylko z nazwiskiem Augusta Rodina jako jego kochanka, modelka i uczennica. Losy tej utalentowanej rzeźbiarki to smutna opowieść o zaprzepaszczonych szansach, toksycznej miłości i porzuceniu.

Niedawno mogliśmy oglądać pokazywaną w Warszawie i Krakowie wystawę zatytułowaną „Rodin/Dunikowski. Kobieta w polu widzenia”. Wśród zgromadzonych rzeźb Rodina także ta przedstawiająca Camille Claudel. Podobna do tej dziewczyny z najbardziej znanej fotografii: młodziutka, trochę naburmuszona, bardzo niewinna twarz. Pochodzi z roku 1881.
August Rodin ma wtedy lat 41, Camille zaledwie 17. Na razie jest jego uczennicą, pracowitą, jedną z niewielu kobiet w pracowni rzeźbiarskiej. Ta dziedzina sztuki była uznawana w tamtym czasie za wybitnie niekobiecą. Zresztą w ogóle to wciąż epoka, która traktuje obecność kobiety w atelier jedynie jako gospodyni, modelki lub kochanki. Można powiedzieć, że życie Camille Claudel nie mogło potoczyć się wobec tego inaczej. Z wybitnym talentem wkroczyła na teren wrogi swojej wielkiej wrażliwości. Stała się ofiarą wybujałego egocentryzmu Rodina, kompletnego niezrozumienia swojej rodziny i braku zainteresowania ze strony brata – czołowego katolika intelektualnych elit Francji.
 
Zła miłość
Camille nie wychowała się w idealnej rodzinie, ale nie było przecież aż tak źle. Matka może nie była zbyt wylewna i wyraźnie faworyzowała młodszego brata Paula, ale za to ojciec zwykle trzymał stronę córki. 12-letnia Camille wzrastała wśród pięknych krajobrazów Szampanii i właśnie w Nogent-sur-Seine – gdzie otwarto w tym roku jej muzeum – odkryła glinę, z której z łatwością przychodziło jej wyczarowywać wszystko, co tylko podpowiedziała jej bogata wyobraźnia. Tylko ojciec wziął na poważnie jej talent. Matka wolała literackie próby syna i fortepianowe uzdolnienie drugiej córki od wiecznie uwalanych żółtą gliną sukienek Camille. To ojciec zdecydował się zapisać ją na lekcje rzeźby, a potem uległ jej namowom i rodzina przeprowadziła się do Paryża, gdzie Camille miała szansę się rozwijać w prestiżowej szkole Augusta Rodina. Była pilną i tak zdolną uczennicą, że uznany już Rodin szybko ją zauważył. Wkrótce stała się jego najbliższą asystentką. On był zapatrzony nie tylko w jej talent, ale i młodość, inteligencję i osobowość. Ona wskutek pochwał znanego i podziwianego rzeźbiarza szybko straciła dla niego głowę. Pozowała mu, radziła, dokańczała jego dzieła, inspirowała go, podpowiadała mu, pocieszała go i spędzała z nim coraz więcej czasu. Nie była jedyna. Rodin związany był od kilkunastu już lat z kobietą, krawcową, która była jego modelką, miał z nią syna, ona prowadziła mu dom. Wszyscy znali jego skłonność do romansów, szczególnie z młodymi uczennicami. Camille jednak myślała, że mimo wszystko to ona jest mu przeznaczona. Historia stara jak świat.
 
Wyklęcie
Niemal dziesięcioletni romans z Rodinem nie przyniósł jej szczęścia. On ją ukrywał, choć i tak wszyscy o tym, co ich łączyło, wiedzieli. Dlatego Camille była wyklęta ze środowiska rodzinnego. Niektórzy biografowie uważają, że urodziła dwoje dzieci, które zostały oddane do przytułków i które utrzymywał Rodin. Potem podobno poroniła, a według innych Rodin zmusił ją do aborcji. I to niejednej – o czym pisał jej brat Paul. Nie była szczęśliwa. Mieszkała sama, traciła dzieci i nie miała nikogo, kto by dodał jej sił. Jej znany brat, poeta i dyplomata, który przeżył spektakularne nawrócenie w katedrze Notre Dame, skupiony był na sukcesach zawodowych, podróżach i neofickiej twórczości. Matka od dawna uważała ją za czarną owcę, nie znosiła jej. A Camille cierpiała – odrzucona przez ukochanego, nieustannie porzucana, niedoceniana, osądzana. Po aborcji dokonanej w 1892 r. artystka zerwała kontakty z Rodinem. Pisał do niej jeszcze listy, wyznawał jej miłość i oddanie. Ona mu odpisała: „Proszę mnie już więcej nie oszukiwać”. Dzisiejsi psychologowie dojrzeliby w objawach jej choroby, które wkrótce nastąpiły, syndrom poaborcyjny. Miała depresję, która przeobraziła się w okresy coraz większej psychozy. Piła. Nie wychodziła z domu. Miała obsesję na punkcie Rodina. Przestała jeść i się myć. Były chwile, kiedy podnosiła się z tego; poznała Debussy’ego, przyjaźnili się. Rzeźbę Walc, która przedstawia wirującą parę, kompozytor przechowywał w swoim domu do śmierci. Dzisiaj jest jedną z najsłynniejszych prac artystki.
Była w bardzo złym stanie, gdy zmarł jej ojciec: zniszczyła wiele swoich dzieł, lepiła z gliny popielniczki, awanturowała się z sąsiadami, dużo piła, żyła w nędzy i nikogo nie interesował jej los. Nie wychodziła miesiącami z pracowni i tygodniami nic nie jadła. Kilka dni po śmierci ojca (nie pojawiła się na pogrzebie) rodzina ubezwłasnowolniła ją i umieściła w szpitalu dla obłąkanych. Była wiosna 1913 r. W ciągu trzydziestu kolejnych lat ani matka, ani siostra nigdy jej nie odwiedziły, brat zaledwie kilka razy. W rodzinie była wyklęta, a wspominanie o niej – zakazane, i to jeszcze wiele, wiele lat po jej śmierci w 1943 r.
 
Odrzucenie
Paul Claudel był już znanym pisarzem, podróżnikiem i katolikiem. Prowadził dzienniki, w których opisywał codzienne Msze, pielgrzymki i swoje spowiedzi. Czytał Biblię, zachwycał się modlitwami i sakralną sztuką. W swoim dzienniku w 1927 r. zapisuje: „Instalujemy się na zamku Brangues. Po raz pierwszy znalazłem się w otoczeniu mojej żony i pięciorga dzieci pod własnym dachem. Odmawiamy wszyscy pacierz wokół figury Najświętszej Panny”. To jasne, że po takiej sielance nie ma się ochoty na wizyty w zakładzie zamkniętym dla obłąkanych, po których pozostają takie wrażenia: „Wariatki z Ville-Evrard. Zidiociała starucha. Inna niestrudzenie świergoląca po angielsku, głosem ściszonym, niby biedny chory szpak. Inne wałęsają się w milczeniu. Ta znów siedzi w korytarzu, głowę podparłszy ręką” i: „Camille stara, stara, stara! Głowa nabita obsesjami, nie myśli już o niczym innym, świszczącym szeptem opowiada mi na ucho rzeczy, których nie rozumiem”. Potem, w przypływie wyrzutów sumienia, opisuje, jaki na niego wywarła wpływ w młodości, jaka była mądra i utalentowana, z uczuciem zachwyca się jej rzeźbami. Ona ma chwile jasności umysłu, kiedy myśli zupełnie trzeźwo, tak że decyduje się żyć samodzielnie. Pisze do lekarzy z prośbą o zmianę diagnozy i cofnięcie ubezwłasnowolnienia, ale żyjąca jeszcze wtedy matka skutecznie temu zapobiega. Podobno Rodin stara się jej pomóc, ale nie jest dopuszczany do rodzinnych spraw Claudelów. Niewiele wiadomo o tych latach życia artystki, tyle co z lakonicznych zapisków brata. Ciekawy film o tym okresie życia nakręcił kilka lat temu francuski reżyser Bruno Dumont pod tytułem Camille Claudel. 1915. W szpitalu nie znano jej przeszłości, traktowano ją jak siostrę znanego pisarza. Gdy umarła z wycieńczenia w 1943 r., pochowana została jako bezdomna, a na pogrzebie nie było nikogo z rodziny. Brat zapisał tylko w swoim dzienniku: „Moja siostra! Tragiczna egzystencja!”. Dzisiaj o jej pamięć walczy między innymi wnuczka Paula, Reine-Marie Paris, historyczka sztuki, która jako pierwsza w rodzinie, będąc jeszcze nastolatką, przerwała tabu milczenia.
Dotąd rzeźby Camille można było oglądać w jednej z sal Muzeum Rodina, tak jakby wciąż pokutował pogląd, że w historii sztuki są nierozerwalni, że może być kojarzona tylko z nim, że istnieje tylko w jego kontekście. Otwarte w tym roku muzeum w Noget-sur-Seine ten kontekst poszerza, umiejscawiając jej twórczość wśród dziesiątek innych rzeźb, a Camille Claudel wreszcie wychodzi z cienia. „Pani za bardzo wycierpiała przez niego. Czas nada wszystkiemu właściwe proporcje” – napisał do niej proroczo w jednym z listów jej marszand.
 
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki