Tytuł wystawy: „Paul Gauguin – twórca mitu”, od razu naprowadza nas na właściwy trop. Kuratorzy z Tate Modern w Londynie chcą skonfrontować Gauguina z mitem, w którym się zanurzał i który sam stwarzał. Szukał rzeczywistości przepojonej religią, tradycją, baśnią. Taka rzeczywistość miała dać ożywczy powiew jego twórczości. Idealny dla siebie świat znalazł w tak zwanych kulturach prymitywnych. Niewielkie wioski w Bretanii, gdzie wszyscy żyli według rytmu natury, a wreszcie wciąż dzikie Tahiti. Czy ucieczka od cywilizacji na coś mu się zdała? Na pewno najpełniej wyraziła się w jego sztuce. Zanurzając się w lokalną kulturę, nadał jej głębsze znaczenie: rytuału i mitu.
Urzędnik przy sztalugach
Oglądając jego dzikie, pełne barw i formy, obrazy, trudno wyobrazić sobie, że ponad dziesięć lat Gauguin był przykładnym i ułożonym urzędnikiem. Ożenił się i miał pięcioro dzieci, mieszkał w coraz okazalszych domach i kupował dzieła sztuki. Miał całkiem pokaźną kolekcję impresjonistów, których obrazy zaczął gromadzić, gdy poznał Camille Pissarra. To pod jego wpływem Gauguin odkrył, że ma talent i że jego prawdziwym powołaniem jest sztuka. Nie potrafił połączyć tych światów, nie umiał być jednocześnie urzędnikiem, mężem i ojcem oraz artystą. Kiedy rodzina pogrążyła się w biedzie, żona wróciła z dziećmi do rodzinnej Danii. Mimo tego rozstania Gauguin do końca życia wysyłał do niej listy. Pisał w nich o sztuce, objaśniał swoje dzieła, traktował małżonkę z szacunkiem i przyjaźnią.
Od roku 1887 życie artysty zmieniło się w ciągłą ucieczkę. Wyruszył na poszukiwanie świata poza cywilizacją, świata ludzi żyjących według instynktownych uczuć, miejsc, gdzie nie żądzi pieniądz i konwencje. Szukał ziemskiego raju, w którym można żyć w zgodzie z naturą. Najpierw wydawało się, że znalazł to wszystko w Bretanii.
Komuna artystyczna z Pont-Aven
W Bretanii czas się dla Gauguina zatrzymał. Wszystko było archaiczne i dzikie, otoczenie, ludzie, ich ubiory, zwyczaje, architektura i wiara. Zamieszkał w niewielkim miasteczku Pont-Aven, wkrótce gromadząc wokół siebie sporą grupę malarzy. Zdominował ich swoją osobowością, stał się ich mentorem i przywódcą. Zafascynował swoją niechęcią do impresjonizmu, symbolizmu i naturalizmu. Poszukiwał nowych środków wyrazu, w czym przypadkowo pomógł mu jeden z jego znajomych malarzy z Pont-Aven, Emile Bernard. Pod wpływem jego obrazu Gauguin skonkretyzował swoją teorię koloru, która stała się potem jego znakiem firmowym. Od tego momentu jego dzieła szokowoły plamami czystego koloru często wzmocnionego przez ciemny kontur, niczym w witrażach. Wprowadził do obrazów realność, wizyjność i dramatyczne napięcie. Jednym z pierwszych obrazów w tym stylu były Wizje po kazaniu: walka Jakuba z aniołem. Chcial, żeby płótno to zawisło w romańskim kościółku w sąsiedniej wsi Nizon. Ksiądz odmówił, przestraszony widokiem bandy artystów i samym obrazem, którego zupełnie nie rozumiał. Wkrótce wystawiono go w jednej z paryskich galerii, gdzie został dobrze przyjęty, a Gauguina uznano za twórcę nowego stylu.
Epizod w Arles
Vincent van Gogh żył marzeniami o artystycznej przyjaźni, wspólnym życiu i wspólnej pracy. Bardzo szanował Gauguina, więc był on pierwszym, z którym chciał to marzenie urzeczywistnić. Kupił dom w Prowansji, w Arles. Połączył mieszkanie z pracownią. Gauguin skorzystał z zaproszenia i zamieszkał w „żółtym domu”, pracując razem z van Goghiem przez dziewięć tygodni. Jednak nie pasowali do siebie. Ciekawe na początku dyskusje o sztuce stopniowo zaczynały irytować Gauguina, a sam van Gogh go po prostu drażnił. Wydaje się, że Gauguin nie potrafił współpracować z kimś, kto miał równie silną osobowość, jak on sam. Mimo to okres Arles był bardzo płodny artystycznie dla obu malarzy, choć skończył się tragicznie. Van Gogh w szale zaatakował Gauguina, a potem brzytwą obciął sobie ucho. Gauguin wystraszony, myśląc już tylko o swoim bezpieczeństwie, uciekł z Arles, zostawiając przyjaciela na pastwę losu. To wówczas Vincent van Gogh po raz pierwszy trafił do szpitala dla obłąkanych.
Po tych doświadczeniach Gauguin odpoczywał znów w Bretanii, zamieszkal w rybackiej wiosce Le Pouldu, dalej poszukując źródeł autentycznego życia. Malował codziennie, wtapiając się niemal w chłopskie środowisko. Kontemplował jakiś widok całymi godzinami, a kiedy znał go na pamięć, po swojemu odtwarzał go w pracowni. Pracował powoli, bez poprawek.
Tropiki
„Nieodwołalnie jadę na Madagaskar. Kupię tam sobie domek, sam będę uprawiał coraz większe tereny i będę żyć w sposób prosty. Modeli i wszystkiego, co potrzebne do studiów, mi nie zabraknie. (…). Toteż, jeżeli mi się uda, wyruszam w świat, będę robić to, o czym ci mówiłem, będę żyć jak człowiek wolny i zajmować się sztuką” – pisał Gauguin do Bernarda. Ostatecznie w roku 1891 pojechał na Tahiti, gdzie - z krótką przerwą - mieszkał do śmierci w 1903 r. Żył w takich samych chatach jak tubylcy, poznawał ich obyczaje i mity, spędzał czas jak oni, w otoczeniu pełnym dzikości i intensywnych kolorów. Czy był szczęśliwy? Ciągle narzekał na brak pieniędzy, na choroby, które go nękały, i w końcu na samotność. Na tę ostatnią nie poradziły nawet kolejne, coraz młodsze, tubylcze kochanki – w naszym rozumieniu jeszcze dziewczynki. Były jego modelkami, rodziły mu dzieci, wprowadzały go w świat tahitańskich zwyczajów, tradycji i legend. To właśnie baśnie i wierzenia stały się największą inspiracją artystyczną Gauguina. Bardzo dużo malował, obrazy wysyłane do Paryża jednak nie znajdowały nabywców. Spisywał swoje maoryskie refleksje w zeszytach, które złożyły się na książkę Noa Noa.
Jednak nawet tam nie znalazł szczęścia, skoro próbował popełnić samobójstwo, trując się, bezskutecznie, arszenikiem. Krótko przedtem namalował najsłynniejszy swój obraz, w stylu olbrzymiego fryzu, o niepokojącym tytule: Skąd przybywamy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?. Filozoficzne pytania? Raczej rozpacz człowieka, który widzi, że nic z tego, co zaplanował w swoim życiu, nie wyszło. Duchy i życiowy bankrut umarł na zawał serca po przedawkowaniu morfiny na wyspie Hiva Oa. W chacie, którą sam zbudował i nazwał – o ironio! – „Domem rozkoszy”.
Testament
„Jestem dziś powalony na ziemię, zwyciężony przez nędzę, a zwłaszcza chorobę, przedwcześnie postarzały. Czy będę miał trochę wytchnienia dla ukończenia mego dzieła – nie mam odwagi w to wierzyć; w każdym razie robię ostatni wysiłek i jadę w przyszłym miesiącu zamieszkać na Fatu-Iva; jest to jedna z wysp Markiz, nieomal jeszcze w okresie ludożerstwa. Myślę, że tam ów czynnik zapełnej dziczy, ta całkowita samotność da mi przed śmiercią ostatni płomień entuzjazmu, odmładzający moją wyobraźnię i spowoduje spełnienie się mego talentu” – pisał pod koniec życia do swego przyjaciela. Sztuka była najważniejsza. „Należało myśleć o wyzwoleniu kompletnym, wybić okna, nawet narażając się na pokaleczenie palców” – zapisał w testamencie. Ze swojego życia uczynił mit.
„Jak piękne myśli można wyrażać za pomocą formy i koloru!” – to wyznanie Paula Gauguina można uznać za credo jego twórczości.
Londyn, Tate Modern Paul Gauguin – Maker of Myth
Wystawa czynna do 16 stycznia 2011