Logo Przewdonik Katolicki

30 lat Jamnej

Małgorzata Bilska

Rozmowa z Andrzejem Chlewickim OP - współtwórca Domu św. Jacka i przełożony domu zakonnego na Jamnej; były duszpasterz akademicki i przeor klasztoru w Poznaniu; poeta

Ośrodek na Jamnej obchodzi 30-lecie istnienia. Ojciec tworzył go razem z o. Janem Górą OP, a od 2001 r. mieszka tu jako kustosz sanktuarium. Czym wyróżnia się Jamna na dominikańskiej mapie?
– Jamna jest autentycznym domem. Każdy czuje się tu bezpiecznie, jest u siebie. W domu nikogo i niczego się nie udaje – na dłuższą metę się nie da. Tu każdy jest akceptowany takim, jakim jest.

Włącznie z uchodźcami wojennymi, którzy dziś tu mieszkają.
– Tak. Chcieliśmy stworzyć miejsce, gdzie można „być sobą u siebie”. Jamna to przede wszystkim wolność i odpowiedzialność.
Przyjeżdża do nas wiele grup z duszpasterzami: na dni skupienia, rekolekcje, spotkania. Z chwilą zamieszkania przestają być gośćmi. Stają się domownikami. Inna jest jakość domownika niż gościa, który jest tu niezobowiązująco. Choć domu trzeba się uczyć. On wymaga zaangażowania, nawet w drobiazgach (w dzień nie włącza się lamp, szkoda prądu; jeśli na trawie leży papier, domownik go podniesie).

To było odkrycie po latach PRL-u. Uczyliście młodzież prawa własności. Państwowe, kościelne to nie znaczy „niczyje”.
– W komunizmie mówiono „jak ktoś coś ma, to ukradł”. My zaczęliśmy uczyć: „mam, więc jestem za to odpowiedzialny”. To, jak dbam o własność, o mnie świadczy. Po latach zamknięcia duszpasterstwo wyszło z salek. Do myśli i modlitwy doszedł czyn.
Ojciec Jan pochwalił się tym w liście do Jana Pawła II. Papież odpisał: „Cieszę się, że macie Jamną. Niech tam powstanie wioska, a nawet miasto dla tych, którzy będą mieli odwagę przekroczyć próg nadziei”. Pan Bóg przesuwał granice naszej wyobraźni, bo nikt z początku nie przypuszczał, że dom aż tak się rozrośnie.

W jego historii kluczowa jest data 25 marca 1992 r. O mały włos, a Jamnej by nie było!
– Dom zrodził się z upokorzenia. Wszystko, co Boże, musi wyrosnąć z czegoś, co bardzo boli. Wtedy ma wartość.
Rok wcześniej był VI Światowy Dzień Młodzieży w Częstochowie, gdzie duszpasterstwo z Poznania osiągnęło tzw. sukces (słowo nie jest ewangeliczne). Pieśń autorstwa Jana Góry Abba Ojcze poniosła się w świat. W zimie o. Jan, jak co roku, zaprosił młodzież na sylwestra. Na Jamną. Znał te tereny, bo w pobliskiej Paleśnicy proboszczem był kiedyś jego stryj, ks. Jan Góra. Wieś Jamna to pojedyncze domy rozrzucone po lesie. Na szczycie wzgórza stał drewniany budynek. Po wojnie mieściła się w nim szkoła, potem – schronisko PTTK. Nie było nawet drogi, tylko taka leśna. Na sylwestra zgłosiło się jednak mnóstwo chętnych. Pojechały… dwie dziewczyny i chłopak. Ojciec był załamany. Co tu z nimi robić? Pomyślał: gdyby to było nasze, może młodzi chętniej by przyjeżdżali? W sklepie w Paleśnicy spotkał gospodarzy, którzy poradzili mu iść w tej sprawie do wójta. Może gmina da? Na drugi dzień odwiedził wójta Stanisława Chrobaka, który okazał się wychowankiem duszpasterstwa akademickiego w Lublinie. Zgodził się dać schronisko i kawałek ziemi.

Co na to zakon?
– Przyjechał wysłannik prowincjała i uznał, że budynek się sypie. Zakon nie miał zamiaru finansować remontu. Nie wierzył, że młodzież będzie przyjeżdżać z odległego Poznania. Jan się załamał. W nocy z 24 na 25 marca w akcie desperacji zawierzył dar Matce Bożej. Rano zadzwoniła do niego Wanda Plucińska-Augé, żona… ambasadora Argentyny w Teheranie. Przekazała – pod natchnieniem Ducha Świętego – kilkaset dolarów na remont. Klasztor w Poznaniu zdecydował, że przyjmie dar. 24 kwietnia, w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, będziemy obchodzić 30-lecie podpisania aktu darowizny.

Obecnie to duży ośrodek: kilkanaście domów, stajnie, winnica. I sanktuarium z obrazem Matki Niezawodnej Nadziei w zielonej sukience, koronowanym przez Jana Pawła II.
– Znajdują tu nadzieję ludzie w rozpaczy. Ostatnio zamieszkały z nami kobiety z dziećmi z Ukrainy, które uciekły przed wojną. Uchodźcy zaraz po przyjeździe siadali do posiłków w kurtkach, jakby za chwilę musieli uciekać przed bombami. Ale to już odtajało. Czują się tu jak w domu.
Jesteśmy otwarci na poharatanych życiowo. Ich rany najczęściej wynikają z braku miłości. Znajdują tu ciepło. I nadzieję na lepszą przyszłość.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki