Jak podaje Organizacja Narodów Zjednoczonych, od wybuchu wojny Ukrainę opuściło już ponad 3,5 mln jej obywateli. Z danych publikowanych przez polską Straż Graniczną wynika, że granicę polsko-ukraińską przekroczyło już ponad 2 mln uchodźców (dane z 24 marca). Jeśli sytuacja się nie zmieni, można się spodziewać, że nawet 7 mln Ukraińców zdecyduje się opuścić swój kraj.
Polska już w tej chwili zaczyna mieć trudności przede wszystkim z zapewnieniem dachu nad głową uciekającym przed wojną. Problem ten dotyczy głównie województw znajdujących się najbliżej Ukrainy oraz dużych miast. Rozwiązaniem jest relokacja uchodźców zarówno w granicach samej Polski, jak i Unii Europejskiej. Tymczasem zdecydowana większość ukraińskich uchodźców chce być jak najbliżej swojej ojczyzny.
Stąd bliżej do domu
– Nasi żołnierze dzielnie się biją i pokonają Rosjan – mówi Irina, której ojciec, mąż, brat oraz inni mężczyźni z bliższej i dalszej rodziny walczą lub są w obronie terytorialnej. Ona sama wraz z siostrą, kuzynką oraz dziećmi przyjechała do Polski. Chodziło właśnie o dzieci, aby były bezpiecznie i nie musiały patrzeć na okropności wojny, ale i tak nie jest lekko. Dwóch najstarszych chłopców domaga się powrotu, gdyż także chcą walczyć i dosłownie każdego dnia matki przekonują nastolatków, że muszą pozostać z nimi w Polsce. Natomiast młodsze ciągle dopytują, kiedy zobaczą tatę i dziadka.
– Ta wojna się skończy i wrócimy do domu – kontynuuje Irina. – Nie chcemy jechać gdzieś dalej. Na początku zatrzymaliśmy się w okolicach Lublina, bo tam już od kilku lat są nasi krewni, ale było tak ciasno, że nie dało się żyć. Po kilku dniach zadzwoniła do nas kuzynka, która pracuje pod Lesznem i trafiliśmy tu. Mamy mieszkanie, Polacy nas przyjęli i dzięki ich pomocy radzimy sobie. Gdy tylko będzie można, to wrócimy, a przecież stąd jest bliżej na Ukrainę niż z Niemiec czy Anglii.
Takich matek jak Irina są w tej chwili w Polsce setki tysięcy. Mimo że wojna trwa nadal, są przekonane, że wrócą do bliskich do swojego kraju. Z racji tego, że już wcześniej ich rodacy jeździli do Polski za pracą lub nawet tu się osiedlili, nasz kraj nie jest dla nich obcy. Ogromne znaczenie ma także otwartość, z jaką przyjmują ich Polacy.
Ale pojawiły się pierwsze problemy. – Ze znalezieniem wolnych mieszkań jest coraz gorzej, a przecież nasi ciągle tu przyjeżdżają – dodaje Irina.
Miasteczka i wsie też przyjmują
– W tej chwili osoby, które się do nas zgłaszają, udaje się nam głównie zakwaterować w mniejszych miejscowościach – mówi Karolina Łączek, która wraz z innymi wolontariuszami oraz pracownikami Urzędu Miasta Leszna rejestruje przybywających do miasta uchodźców i im pomaga. – Mamy coraz większe problemy z zakwaterowaniem. W samym Lesznie właściwie te możliwości się już kończą. Pozostają kwatery w mniejszych miastach i wsiach w okolicach Leszna.
Najczęściej jest tak, że Ukraińcy rejestrując się, od razu zaznaczają, że dotarli do miasta wraz z innymi krewnymi. – To są często dwie, trzy lub nawet więcej kobiet z dziećmi, które chcą pozostać razem. Staramy się tłumaczyć, że nie dysponujemy tak dużymi mieszkaniami czy domami. To są trudne rozmowy. One chcą być razem, bo czują się pewniej i bezpieczniej. To jest zrozumiałe. Ale czasami nie mamy innego wyjścia, bo po prostu nie mamy ich gdzie skierować – dodaje Karolina Łączek.
W znacznie trudniejszej sytuacji, jeśli chodzi o zapewnienie stałego dachu nad głową, są w Polsce duże miasta, takie jak Warszawa, Kraków czy Katowice, dokąd do tej pory trafiało najwięcej Ukraińców (nie licząc oczywiście miast znajdujących się znacznie bliżej granicy, czyli Przemyśla, Rzeszowa i Lublina). W miastach w zachodniej części kraju, jak Wrocław i Poznań, także jest już dużo uchodźców i również sytuacja, jeśli chodzi o zakwaterowanie, robi się coraz trudniejsza. Pewnym zapleczem pozostają małe miasteczka i wsie, jednak stały napływ Ukraińców spowoduje, że także i te możliwości mogą się skończyć. Dlatego pomagające uchodźcom samorządy oraz sami wolontariusze coraz częściej szukają miejsca dla nich w krajach Unii Europejskiej.
Na Zachód
Takie działania podjęto na przykład w Lesznie. W 1989 r. miasto nawiązało współpracę z jedną z gmin w Holandii. Lata samorządowej współpracy przyniosły wiele kontaktów, co w tej chwili skutkuje otwarciem możliwości na wyjazd Ukraińców właśnie do Holandii. Pierwszy autokar z Leszna wyjechał w połowie marca. Holendrzy gwarantują mieszkania, utrzymanie, edukację dla dzieci, a także perspektywy na podjęcie pracy. Kolejnym kierunkiem może być Francja.
– Odezwano się do nas z gminy Montluçon w środkowej Francji, z którą współpracujemy od 2004 r. – mówi Adam Mytych, wiceprezydent Leszna. – Są zainteresowani przyjęciem u siebie grupy Ukraińców. Przedstawiliśmy im, jak wygląda sytuacja, jak może wyglądać nasze zaangażowanie w relokację, i teraz czekamy na ich decyzję.
Równolegle nowych miejsc poza Polską na schronienie dla Ukraińców szukają osoby od dłuższego czasu zaangażowane w pomoc, które często same wcześniej jakiś czas przebywały za granicą. – Uruchamiamy osobiste znajomości i kontakty. W ten sposób udaje się nam załatwić miejsca dla poszczególnych osób i rodzin. To nie są oferty dla dużych grup, ale szczególnie w sytuacjach kryzysowych, gdy już nie możemy od ręki znaleźć dla kogoś mieszkania, wyjazd dalej na Zachód jest rozwiązaniem – mówi Agnieszka Ptaszyńska, jedna z wolontariuszek grupy Leszno dla Ukrainy. – Anglia, Szkocja, Hiszpania to kraje, do których – dzięki naszym znajomym, którzy tam mieszkają – udaje się nam wysłać tych Ukraińców, którzy się na to zdecydują. Zazwyczaj są to osoby, które już wcześniej wyjeżdżały z Ukrainy gdzieś dalej niż tylko do Polski. Czasami decyduje także wykształcenie, znajomość języków lub to, że w którymś z tych krajów mają znajomych. Większość jednak chce pozostać w Polsce i dla tych nadal będziemy szukać dachu nad głową.
– Jestem zdecydowana jechać, choć na Ukrainie nadal jest mój mąż i część mojej rodziny – mówi Natalia. – Jeszcze przed urodzeniem najmłodszej córki przez pewien czas pracowałam w Niemczech, znam też trochę angielski. Pomyślałam, że w ten sposób ta trudna sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, może stać się okazją do tego, aby dzieci poznały świat, może im się to przyda. Zawsze możemy wrócić.