Trzeba się nieustannie modlić o sprawiedliwy ustrój gospodarczy na ziemi, ale równocześnie trzeba rozwijać w sobie wolę dzielenia się posiadanymi dobrami. Trzeba się modlić o chleb powszedni dla wszystkich, ale trzeba także uwrażliwiać siebie na głodnych, nagich i bezdomnych, na wszystkich, którzy są bez dachu nad głową. Jest to może dla nas trudne, bo mamy poczucie „własnego” ładu, które nas utwierdza w przekonaniu, że „to jest moje”. A co moje, to nie twoje. Jakże jesteśmy jeszcze pod tym względem nieustępliwi i bezwzględni.
Trzeba mieć ducha wielkiej, wewnętrznej swobody, aby zrozumieć cały ruch proletariacki i nie gorszyć się miotaniem mas ludzkich zatrwożonych o swoje niedożywione dzieci, nagie żony, puste mieszkania (o ile je w ogóle mają!). Za bardzo gorszyliśmy się proletariatem, a za mało tymi, którzy żyją z wyzysku, w niewoli pieniądza, nadużywając darów Bożych.
Kiedyś, w pewnej parafii, którą wizytowałem, obserwowałem dzieci. Stały koło siebie, na przemian: dziewuszka z całą pychą paradująca w jakiejś egzotycznej sukience – widać było, że dziecko całkowicie zajęte jest tylko sukienką – a obok niej chuda „słomeczka”; same kosteczki, obojczyki sterczą, nędzna sukienczyna, a pod nią brudniuchna koszulka. Dzieci jednego Ojca, jedno obok drugiego! To było dla mnie straszne przeżycie! Wtedy dopiero człowiek myśli: jak my nieuważnie mówimy: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”.
Książkę można kupić tutaj