W minionym tygodniu ukazały się dwa interesujące teksty. Jeden odnosi się do aktualnej debaty, która toczy się między władzą a wierzącymi we Francji, drugi do wniosków, jakie wyprowadza się z nadzwyczajnej sytuacji życia religijnego w czasie epidemii w Polsce. Oba, choć diametralnie różne, dotyczą sprawy ważnej – istoty Eucharystii, liturgii, kapłaństwa.
Ponieważ nie rozumiem…
We Francji 17 marca zostały kompletnie zamknięte wszystkie „miejsca kultu”. 21 kwietnia prezydent Macron zgromadził na wideokonferencji „przedstawicieli kultu”: katolików, protestantów, prawosławnych, żydów, muzułmanów, buddystów oraz… osoby reprezentujące loże masońskie. Oświadczył przy tej okazji, że od 11 maja zostanie zniesiona część restrykcji związanych z epidemią koronawirusa. Chodzi o szkoły, przedsiębiorstwa, urzędy, handel, transport publiczny. Należy jednak – dodał i tak zostało to zapisane w oficjalnym komunikacie – „pozostać roztropnym”, jeśli chodzi o miejsca kultu, które powinny zostać zamknięte co najmniej aż do czerwca. W piątek 24 kwietnia biskupi francuscy, chyba pod presją krytyki środowisk katolickich, że okazują zbyt dużą ustępliwość wobec władz, zwrócili się do prezydenta z apelem o większe zrozumienie dla charakteru wspólnotowego życia Kościoła.
Tekst pierwszy
Księża są mniej dyplomatyczni. Duże wrażenie robi list otwarty jednego z nich, skierowany 26 kwietnia do ministra spraw wewnętrznych Christophe’a Castanera (przytaczam w wolnym przekładzie i ze skrótami):
„Jestem księdzem od 35 lat i należę we Francji wraz z wieloma moimi współbraćmi do gatunku na wymarciu. Nie chcę być ani związkowcem w sutannie, ani człowiekiem zrewoltowanym wobec współczesności. Niczego się od Pana, Panie Ministrze, nie domagam i o nic Pana nie proszę. Nie błagam też o łagodność czy wyrozumiałość wobec katolików.
Piszę ten list z poczucia obowiązku. Obowiązku wiążącego i niezwykle ważnego. Obowiązku oddania tego, co należy do Boga – Bogu, a co należy do cezara – cezarowi. Obowiązku wyznania wobec Pana, że uczestnictwo we Mszy stanowi o godności osoby ochrzczonej. Że Eucharystia jest źródłem i szczytem życia chrześcijańskiego. Że nie jest ona na pierwszym miejscu „zgromadzeniem osób”, ale spotkaniem z kimś. Tym Kimś jest sam Bóg. Wątpię, czy pojmuje Pan wysokość ceny, jaką od 17 marca przychodzi płacić katolikom, skoro, jak pamiętamy, miał Pan problem ze zrozumieniem, że Notre Dame jest katedrą.
Oto od 11 maja będzie można iść do szkoły, korzystać z transportu publicznego, biegać w lesie, spotykać sąsiadów, ale nie wolno będzie uczestniczyć w Eucharystii. Jak nie protestować wobec takiego niezrozumienia potrzeb duchowych? Wobec zaliczania ich do nieistotnych potrzeb człowieka?
Dla Republiki Francuskiej drogie są: wolność, równość, braterstwo. Jaka to jednak wolność, gdy policja z bronią w ręku wkracza do kościoła, żeby przeszkodzić w sprawowaniu Mszy św. księdzu, zachowującemu wszelkie przepisy sanitarne? Trudno sobie wyobrazić podobną scenę, rozgrywającą się w meczecie w Colmar. Trudno to też zrozumieć w sytuacji, gdy prefekt Bouches-du-Rhône zezwala na wspólne świętowanie ramadanu muzułmańskim sąsiadom.
I jakie to braterstwo, gdy daje się wolny wstęp do supermarketów, a w pogrzebie może uczestniczyć tylko 12 osób i reszta rodziny żegna swojego bliskiego zza krat ogrodzenia cmentarnego?
Jest sprawą najbardziej elementarnej sprawiedliwości, by życie religijne odnalazło swój zwyczajny rytm z tych samych powodów, co życie społeczne i ekonomiczne”.
…
Tyle francuski ksiądz. Można oczywiście ironizować, czy katolikom francuskim aż tak bardzo zależy na udziale w niedzielnej Eucharystii, skoro statystyki, dotyczące dominicantes, są tam takie, jakie są. Ale list kapłana do ministra policji dobrze diagnozuje sytuację w kraju, w którym na dyskusję o zgromadzeniach wiernych zaprasza się biskupa katolickiego i reprezentantów masonerii, gdzie rząd czyni bardziej przyjazne gesty wobec muzułmanów niż wobec katolików, gdzie religię traktuje się jako nieistotną potrzebę człowieka. Przypomina także wymownie, jakie jest miejsce liturgii w zwyczajnym rytmie życia Kościoła. Że Eucharystia jest źródłem i szczytem życia chrześcijańskiego. Że jest ona spotkaniem z Bogiem. Że uczestnictwo w niej stanowi o godności osoby ochrzczonej.
Tekst drugi
Moją uwagę zwrócił wywiad, którego udzielił w tych dniach znany polski ksiądz publicysta ks. Adam Boniecki w „Tygodniku Powszechnym”. Stwierdził on, że życie religijne w czasie epidemii pomogło odkryć kilka znaczących aspektów wiary: „Nie musisz pędzić do kościoła – możesz uczestniczyć w Mszy przy telewizorze. Nie musisz iść do spowiedzi – wzbudź w sobie żal za grzechy. Nie pędź do Komunii, bo Komunia to także pragnienie spotkania z Chrystusem. Jest Wielka Sobota, pobłogosław pokarmy w domu. Błogosławieństwo nie jest zastrzeżone dla księdza. Wszyscy możemy się nawzajem błogosławić, czyli prosić Boga, by swoja łaską i opieką objął tych, których błogosławimy. Wydobywamy teraz stare tradycje chrześcijańskie. Przypominamy sobie, że zanim wybudowaliśmy świątynie, chrześcijanie spotykali się we wspólnotach, często rodzinnych i przyjacielskich”. Prawdziwe kryterium katolickości to „pójście za Chrystusem, naśladowanie Chrystusa. Praktyki mają być w tym pomocą”. To, co ujawniło się w tych dniach, to dobry środek na „kurację z klerykalizmu”, bo „nagle się okazało, że ksiądz nie jest nam niezbędnie potrzebny do zbawienia”.
…
Michał Szułdrzyński w ostatnim wydaniu „Przewodnika Katolickiego” ironicznie zauważa, że łatwiej wyszukać sobie w internecie „pasującą Mszę”, niż włączyć się w konkretną wspólnotę eucharystyczną. „Czasem aż trudno się zdecydować którego modnego kaznodziei tym razem posłuchać”. Ale właśnie to, podkreśla naczelny „Plusa Minusa”, powinno prowadzić nas do pytań: Czym jest nasza wiara? Czym katolicyzm? Czym Kościół? Dodałbym: czym liturgia?
…pytam…
Żyjemy i pewnie jeszcze dość długo będziemy żyli w dramatycznej, nadzwyczajnej sytuacji. Dotyczy to oczywiście także życia religijnego. Dla wielu minione tygodnie stały się sposobnością, żeby spojrzeć na nie głębiej, wsłuchać się w słowa mądrych rekolekcjonistów, poczuć bardziej pełnoprawnym członkiem Kościoła, przeżyć osobistą odpowiedzialność za liturgię domową, nauczyć się błogosławić dzieci, chleb, pracę i inne dary Boga, powrócić do modlitwy w domowym zaciszu, odkryć obecność Chrystusa w służbie lekarzy, pielęgniarek, opiekunek społecznych, zagrożonych zarażeniem. Ktoś opowiada, że dopiero nabożeństwa Wielkiego Tygodnia i Triduum Paschalnego, transmitowane przez telewizję, pozwoliły mu odkryć sens tych dni i tajemnic. Dla innych rekolekcje wielkopostne, głoszone przez „telewizyjnych kaznodziejów” i przeżywane nie w tłumie, lecz wśród najbliższych, były pierwszymi „prawdziwymi” rekolekcjami. Odnowiliśmy zapomnianą teologię żalu doskonałego i komunii duchowej. Medioznawcy katoliccy wypracowywali reguły, odnoszące się do przeżywania Mszy św. i „adoracji” Najświętszego Sakramentu w telewizji.
Nie sposób jednak nie pytać się, czy to wszystko nie idzie za daleko, jak w przytoczonym fragmencie sympatycznego skądinąd wywiadu polskiego publicysty. Nie za dużo dezynwoltury i niefrasobliwości? Czy naprawdę liturgia i tzw. praktyki religijne to tylko pomoc, dodatek do autentycznego chrześcijaństwa?
…i rozumiem, że
Francuski ksiądz w swoim liście przypomniał istotną dla katolicyzmu prawdę, że „przez liturgię Chrystus, nasz Odkupiciel i Arcykapłan, kontynuuje w swoim Kościele, z Kościołem i przez Kościół dzieło naszego odkupienia” (Katechizm). Katolicyzm to przecież „sakramentalne widzenie świata”. Nauczył nas tego widzenia sam Jezus, gdy w Nazarecie i w Betlejem, przez Zwiastowanie i Narodzenie wszedł w materię i uczynił swoim ludzkie ciało. Gdy w bardzo konkretnych miejscach odwoływał się do bardzo konkretnych rzeczy i zjawisk tego świata, by opowiadać o Ojcu. Gdy chleb i wino czynił „miejscami” swojej obecności. Gdy gromadził wspólnotę „Dwunastu”, którą ustanowił jako fundament swojego Kościoła.
W tej wizji przyjmowanie Ciała Chrystusa jest czymś więcej niż komunia duchowa. Telewizyjna transmisja Mszy pozwala więc na budowanie wspólnoty z Chrystusem, ale nie w takim stopniu, w jakim buduje się ją na wspólnym sprawowaniu Eucharystii, która jest wydarzeniem Komunii.
Niepokój budzi też swoboda, z jaką mówi się dzisiaj o żalu doskonałym, który zapewnia oczyszczenie serca porównywalne z sakramentem pokuty i pojednania. Owszem, ale Chrystus chciał, aby w zwyczajnym biegu życia Jego Kościoła grzechy były poddane „pod władzę kluczy”, pod osąd tegoż Kościoła. Z katolickiego punktu widzenia ważne jest wreszcie to, aby kapłan godnie sprawował święte czynności i mądrze przemawiał. Ale nie to jest istotą. Istotą jest to, że ten, kto przyjął święcenia kapłańskie, ma być ikoną Chrystusa, najwyższego Kapłana w konkretnym czasie i miejscu. Jego gesty, słowa mają tę rzeczywistość odsłaniać. Nie przesadzajmy zatem.