Wiedział, że nie ma już wiele czasu. Brakowało tchu, czuł się coraz słabszy. Skupił się, by zebrać siły i utrzymać w ręku pióro, które otrzymał od Elisy, młodej opiekunki. Była jedną z niewielu osób, która w domu opieki dawała mu kilka uśmiechów. Dawała, bo odkąd zaczęła nosić maskę, mężczyzna nie mógł już ich dostrzec. Chwycił pióro i napisał ostatni list w swoim życiu – do najbliższych. Ostatnie lata spędził w złotym więzieniu, w którym nie brakowało niczego, poza dotykiem bliskich. W obliczu samotnej śmierci żałował, że chciał trafić do placówki. Gdyby mógł, zostałby ze swoimi bliskimi do ostatniego oddechu. Nie widział w swojej śmierci sensu. Nazwał ją bólem biednego starca, anonimowego, odizolowanego i traktowanego jak zardzewiały i niebezpieczny przedmiot. „Ten koronawirus zaprowadzi nas na szubienicę (…). Pewnego dnia pielęgniarka ogłosiła, że jeśli mi się pogorszy, może mnie zaintubują, a może nie. Wiedzcie, że przed koronawirusem jest coś jeszcze poważniejszego, co zabija – brak najmniejszego szacunku dla drugiego”.
Cicha rzeź
List nieznanego staruszka – już po jego śmierci – został opublikowany 22 kwietnia przez portal Interris.it. Kilka dni wcześniej świat dowiedział się o tragedii we włoskich domach opieki. Symbolem tej cichej rzezi – jak nazywa to prasa – stał się dom opieki Pio Albergo Trivulzio w Mediolanie. Jest to jedna z największych placówek tego typu we Włoszech, która mogła pomieścić aż tysiąc osób. Stało się o niej głośno, gdy poinformowano, że od marca zmarło tam 190 mieszkańców.
Oficjalnie przyczyną zgonów nie był COVID-19. Jednak błyskawiczna reakcja prokuratury pozwoliła stwierdzić, że były one wynikiem zaniedbań w czasie pandemii koronawirusa. Dyrekcja ignorowała rządowe zalecenie oraz zabraniała personelowi noszenia maseczek. Ich widok w połączeniu z odzieżą ochronną miał wywoływać niepotrzebną panikę wśród mieszkańców. Jeszcze innym problemem była niedostateczna liczba medyków.
Zaniedbania
Szacuje się, że nawet połowa ofiar pandemii koronawirusa w Europie zmarła w domach opieki. Szczególnie widać to na przykładzie Włoch. Według danych Wyższego Instytutu Zdrowia (ICC) od 1 lutego do 14 kwietnia w domach opieki zmarło 6773 osób, z czego 40 proc. w wyniku zakażenia koronawirusem. ICC próbował uzyskać informacje od wszystkich 3420 domów opieki, jednak odpowiedziała niespełna jedna trzecia.
Najwięcej zgonów odnotowano w regionie Lombardii, gdzie w wyniku zakażenia koronawirusem zmarło aż 3045 mieszkańców domów opieki. Pozostałe regiony z największą liczbą zmarłych to Wenecja Euganejska (1093), Piemont (684) i Emilia-Romania (520). Warto wspomnieć, że są to też regiony, gdzie znajduje się najwięcej placówek tego typu.
Według raportu 2724 zgony były spowodowane COVID-19, z czego tylko w przypadku 364 wykazał to test. O uznaniu pozostałych za spowodowane koronawirusem decydowały objawy grypopodobne, które zmarli wykazywali przed śmiercią. Raport nie pozostawia też złudzeń co do braków kadrowych we włoskich domach opieki. Aż 10,8 proc. placówek deklarowało wakat na stanowisku lekarza.
Niejasna sytuacja
Inaczej wygląda sytuacja w Polsce, gdzie też trwa walka o zdrowie i życie mieszkańców DPS-ów. Już na początku marca zakazane zostały odwiedziny. W jednej chwili pensjonariusze stracili kontakt ze swoimi bliskimi. O tym, że sytuacja nie jest łatwa, świadczą kolejne doniesienia medialne. Tylko w ciągu ostatnich kilku dni poinformowano o kolejnych ogniskach zakażeń w domach opieki lub o ewakuacji tych, które znajdują się w najtrudniejszej sytuacji.
Według danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w całym kraju funkcjonują 824 DPS-y zarządzane przez samorządy. Na co dzień mieszka w nich 80 tys. osób. 16 kwietnia MRPiPS deklarowało, że koronawirus pojawił się w 20 domach opieki oraz u 247 mieszkańców (0,3 proc.), a hospitalizowano 199 osób. Raport informuje też o sytuacji pracowników wspomnianych DPS-ów: 87 było zakażonych, 42 hospitalizowanych, przy czym 13 pozostało w placówce, a pozostali znaleźli się poza DPS-em. Uwzględniono też dane na temat prywatnych domów, których w Polsce funkcjonuje 634 i mieszka w nich 24 tys. osób. Odnotowano chorobę u 64 pensjonariuszy (0,27 proc.), a 31 osób trafiło do szpitala. Koronawirusa stwierdzono też u 12 pracowników.
Co ciekawe, inne dane przedstawia Stowarzyszenie Instytut Niezależnego Życia. W badaniu ujęte zostały też placówki, które nie znajdują się pod nadzorem MPRPiPS. Przypadki COVID-19 odnotowano w 53 domach oraz u 969 osób, z czego 728 to mieszkańcy, a pozostali to członkowie personelu.
Sytuacja w DPS-ach jest stale monitorowana. MRPiPS podkreśla współpracę z samorządami, a także deklaruje wsparcie placówek środkami ochrony osobistej. W pierwszej transzy przekazano 30 tys. litrów płynu dezynfekcyjnego, 975 tys. maseczek, 174 tys. przyłbic i 964 tys. par rękawiczek medycznych. Przekazane środki nie rozwiązały jednak problemów wszystkich placówek. Niektóre zdane są na pomoc wolontariuszy i organizacji pozarządowych, które przeprowadzają własne zbiórki niezbędnych środków.
Wegetacja
Sytuacja w DPS-ach jest nadzwyczajna, z czego zdają sobie sprawę sami mieszkańcy. – Czuję się fatalnie, bo jak mam się inaczej czuć – opowiada pani Krystyna*, mieszkanka jednego z takich domów. – To nie jest życie, tylko wegetacja. Siedzimy w pokojach, nie możemy z nich wychodzić. Nie ma nawet do kogo się odezwać. Najgorzej było podczas Wielkanocy. Można po prostu oszaleć.
Dni zlewają się w jeden. Dojmująca jest samotność, której nie da się zaradzić. Mieszkańcy chwytają się różnych sposobów: oglądają telewizję, słuchają radia lub czytają. Nie mogą się przemieszczać po ośrodku. Siedzą w swoich pokojach, czekając na posiłki i lekarstwa.
– Jedzenie przywozi nam wojsko – mówi pani Krystyna. – Jest dużo gorsze od tego, które mieliśmy wcześniej, ale nie ma co wybrzydzać. Lubię, gdy przychodzą opiekunowie, bo to jedyny moment, kiedy mogę z kimś porozmawiać. Brakuje mi ruchu. Jest śliczna pogoda, a my musimy siedzieć w swoich pokojach. Można wyjść na balkon, ale to raptem kilka kroków.
Czekanie
Pani Krystyna cieszy się, że do tej pory nie odnotowano przypadków COVID-19 w domu, w którym mieszka. Docenia postawę opiekunów, którzy przestrzegają wszystkich reguł. – Zawsze mają na sobie odzież ochroną – wymienia. – Opowiadają, że największe zapotrzebowanie jest na rękawiczki. Mieszka nas prawie 150, więc proszę sobie wyobrazić, jak wielu par potrzeba. Do tej pory były dwa podejrzenia koronawirusa. Od razu przewieziono te osoby na badania. Na szczęście okazało się, że były zdrowe. Gdy wróciły do ośrodka, miały już zdezynfekowane pokoje.
Przykład Włoch pokazuje, że domy opieki są szczególnie narażone podczas pandemii koronawirusa. Występuje w nich duże zagęszczenie i bliskość kontaktów międzyludzkich. Dodatkowo czynnikiem, który ułatwia rozprzestrzenianie wirusa, jest słaba odporność osób starszych. DPS-y rozpoczęły walkę z wirusem całkowicie nieprzygotowane. Późniejsza pomoc ma charakter jedynie doraźny. Brakuje personelu, testów i środków ochrony osobistej. Walka jest nierówna, o czym donoszą kolejne nagłówki prasowe. Walczą również mieszkańcy tych placówek. Osłabieni brakiem bliskich i czułości, czekają na dzień, kiedy wszystko wróci do normy i będą mogli cieszyć się życiem. Nie wiadomo, ilu z nich doczeka tego momentu.
* imię zmienione