Zdjęcie przedstawia dwóch mężczyzn. Starszy z nich siedzi na wózku inwalidzkim. Najprawdopodobniej jest mu zimno, na co reaguje jego towarzysz – zapina mu zamek w bluzie aż po samą szyję. Jest wdzięczny za reakcję, o czym świadczy jego wzrok. Mało brakowało, by to zdjęcie nigdy nie powstało. Starszy mężczyzna to 81-letni Jan Andersson, którego dramat rozpoczął się pod koniec marca w domu opieki w Maersta pod Sztokholmem. Mężczyzna został zakażony koronawirusem. Pracująca w ośrodku pielęgniarka skontaktowała się telefonicznie z lekarzem, który zalecił zastosowanie opieki paliatywnej z morfiną, która w rzeczywistości utrudnia oddychanie. Wszystko odbyło się bez zgody pacjenta oraz bez poinformowania jego rodziny. Sprawa wyszła na jaw na początku kwietnia, gdy o sytuacji dowiedział się Thomas Andersson, syn Jana, i młodszy mężczyzna ze zdjęcia. Zażądał, by wobec jego ojca zastosowane zostało standardowe leczenie z kroplówką i lekami zamiast morfiny. Dzięki interwencji mężczyzna wrócił do zdrowia, a o sprawie napisał dziennik „Dagens Nyheter”. Szybko okazało się, że to nie jedyny taki przypadek w Szwecji.
Świat patrzy na Szwecję
Szwedzi walczą z koronawirusem w zupełnie inny sposób niż reszta świata. Przedszkola, szkoły podstawowe czy restauracje pozostały otwarte. Nie wyhamowała gospodarka, nie wprowadzono też restrykcji typowych w ostatnich tygodniach dla reszty świata. Nie znaczy to jednak, że Szwedzi nie przygotowali się na koronawirusa. Utworzono szpitale polowe, zakupiono dodatkowe respiratory i uczulano obywateli, by nie wychodzili z domu, jeśli zauważą u siebie objawy przeziębienia. Nakłaniano też seniorów do samoizolacji.
Odmienność obranej drogi sprawiła, że Szwecja znalazła się w centrum zainteresowania. Początkowo zastanawiano się, czy szwedzki eksperyment się powiedzie, udowadniając tym samym bezsensowność twardych restrykcji. Dzisiaj dyskutuje się o popełnionych błędach i alarmujących danych.
Te najnowsze, pochodzące z 24 maja, mówią o 33 459 potwierdzonych przypadkach zakażenia (3238 przypadków na milion osób) oraz 3998 zgonów. Z kolei według danych, które opublikował Reuters, Szwecja zanotowała najwyższą śmiertelność per capita w Europie. Udostępniono też wyniki badania przesiewowego, które przeprowadzono w centrum szwedzkiej pandemii, w Sztokholmie. Przeciwciała pomagające zwalczyć koronawirusa rozwinęły się jedynie u 7,3 proc. poddanych badaniu. Warto przypomnieć, że to właśnie rozwój przeciwciał miał być głównym elementem budowania odporności społeczeństwa, na której bazować miała szwedzka strategia.
Brak leczenia
Niepokojące dane dotyczące wysokiej śmiertelności doczekały się reakcji ze strony szwedzkich uczonych. 22 naukowców wystosowało apel do władz o zmianę strategii walki z koronawirusem. Ich zdaniem zbudowanie odporności stadnej jest nierealne i niemożliwe, choćby dlatego, że tylko niewielka część społeczeństwa ma przeciwciała. Odporność grupową nabywa się w sytuacji, gdy 50–70 proc. populacji przebyło daną chorobę, uodporniając się na wywołującego ją wirusa. Nową strategią powinno być przede wszystkim niedopuszczenie do śmierci osób zakażonych i utrzymanie chorych przy życiu do czasu wynalezienia skutecznych metod leczenia oraz szczepionki.
Apele pozostały bez odpowiedzi. Nie zanosi się też, by Szwecja zmieniła swoją strategię. Na razie uderza ona głównie w osoby najstarsze. Szacuje się, że mniej więcej połowa wszystkich zmarłych to osoby, które przekroczyły 70. rok życia i mieszkały w domach opieki.To właśnie w tych placówkach sytuacja jest najtrudniejsza.
Zakażonym seniorom zamiast leków podawana jest morfina, która utrudnia i hamuje oddychanie. Mówi się o paliatywnych koktajlach ze środkami uspokajającymi i przeciwbólowymi, a nawet o aktywnej eutanazji. Zamiast leczyć chorych, skazuje się ich na śmierć. Kroplówki z substancjami odżywczymi, tlen, antybiotyki i leki przeciwzakrzepowe są zastępowane przez morfinę, haldol i midazolam.
Zasłona milczenia
Dużo rzadziej seniorzy zakażeni koronawirusem trafiają na oddział intensywnej terapii, gdzie leczy się ich za pomocą respiratorów. Mimo wiedzy o tym, że to właśnie osoby starsze są najbardziej narażone na koronawirusa, nie stosuje się wobec nich odpowiedniego leczenia i profilaktyki.
Zdaniem szwedzkich lekarzy rezygnuje się z osób starszych pod pozorem opieki paliatywnej. Zakłada ona podanie osobom chorym na COVID-19 szkodliwych substancji. Ten niebezpieczny proceder odbywa się w większej skali w szpitalach oraz w domach opieki. Mimo że jest to ważny temat, mówią o nim pojedynczy lekarze oraz profesor geriatrii Yngve Gustafson.
Co ciekawe, podanie paliatywnego koktajlu zalecane jest przez Zarząd ds. Opieki Zdrowotnej i Pomocy Społecznej w przypadku pacjentów, którzy znajdują się u kresu życia i gdy już nie ma możliwości, by podtrzymać ich życie. Zatem wobec pacjentów zakażonych koronawirusem postępuje się identycznie jak w przypadku osób z nieuleczalnym nowotworem. Podane środki wywołują niedobór tlenu, który sprawia, że pacjent szybciej umiera. W kwestii seniorów zmagających się z koronawirusem ta praktyka odbywa się za zamkniętymi drzwiami: obowiązuje zakaz odwiedzin oraz nie informuje się krewnych o podjętych środkach leczenia. Zdaniem lekarzy wielu zmarłych mogłoby przeżyć, gdyby zamiast paliatywnego koktajlu zastosowano u nich leczenie tlenem.
Niebezpieczny system
W dyskusjach o błędach szwedzkiej strategii wobec koronawirusa nie brakuje tematu osób starszych i mieszkańców domów opieki. Zamiast standardowego leczenia zastosowano opiekę paliatywną, która w wielu przypadkach doprowadziła do śmierci pensjonariuszy. Obecnie trwa szukanie źródeł tej sytuacji. Podkreśla się wysoką średnią wieku mieszkańców domów opieki oraz częste zmiany personelu tych placówek. Nie zrobiono jednak wystarczająco dużo, by ochronić osoby starsze przed niebezpieczeństwem ze strony groźnego wirusa, a tym bardziej by ochronić je przed niebezpieczeństwem, którego się nie spodziewali – ze strony bezdusznego systemu.