Logo Przewdonik Katolicki

O pandemii optymistycznie

Tomasz Królak
fot. Magdalena Książek

Także po pandemii w naszych parafiach będą potrzebujący – nie tylko chleba czy opieki lekarskiej, ale obecności, czyjegoś zainteresowania.

Podobnie jak wszyscy marzę o tym, by zagrożenie pandemią minęło i więcej nie wróciło. Ale dostrzegam i to, że w niektórych – a myślę, że wcale ich niemało – coś ta pandemia wewnętrznie zmieniła, skłaniając do tzw. głębszych pytań i poważniejszego traktowania życia, że tak to ujmę. Pisałem o tym parę tygodni temu, zaś lektura dziesiątków tekstów, które w międzyczasie przeczytałem, w przekonaniu tym jedynie mnie utwierdziła.
Ale nie tylko te zarówno udokumentowane, jak i utajone (ale rzeczywiste) przemiany wewnętrzne budzą mój optymizm. Gołym okiem widać bowiem w Kościele  także  inne pozytywne pomysły. Choćby – wspominałem już o tym – fenomen transmisji internetowych w parafiach jak Polska długa i szeroka (po powrocie do normy internetowe łącza mogłyby służyć parafialnym dyskusjom: o Biblii, problemach rodzin, niezbędnych inwestycjach w parafii itp., itd.). Ale w ostatnim czasie wystrzeliła także inna, bardzo konkretna inicjatywa charytatywna pod nazwą Wspólnoty Pomocy. Chodzi, w skrócie mówiąc, o stworzenie w parafiach możliwie dokładnej mapy rosnącej liczby osób potrzebujących różnych form wsparcia w związku z pandemią oraz zaradzania im za pomocą ciekawych i skutecznych metod działania. Inicjatywa, która obejmuje kilkadziesiąt warszawskich parafii, powoli „zdobywa” kolejne diecezje. I oby odmieniała oblicze tej ziemi, rozbudzała kreatywność parafian i tworzyła dobre pomysły przekuwające Ewangelię na konkretne dzieła. Zawsze będzie komu pomagać. Także po ustaniu pandemii w naszych parafiach będą potrzebujący – nie tylko chleba, ubrania czy opieki lekarskiej, ale rozmowy, obecności, czyjegoś zainteresowania, które przywróci wiarę w sens życia.
Myślę też, że innym, może nie tak spektakularnym jak Wspólnoty Pomocy, ale ważkim dla budowania zdrowego klimatu parafii skutkiem pandemii będzie zmiana relacji ksiądz–świecki. No bo spójrzmy: w kościołach były tłumy – dziś jest ich garstka. Świeccy tęsknią za sakramentami i to jest zdrowa tęsknota. Ale może i księża przestawią optykę i zauważą – ci zwłaszcza, którzy nie są tego świadomi – iż stojąc przy ołtarzu, mają przed sobą nie tłum, lecz sumę jednostek?
Pamiętam, że przed laty w Genewie zszokował mnie ksiądz, który stał przed kościołem i osobiście witał wiernych zdążających do świątyni na niedzielną Mszę. Z uśmiechem wyciągał rękę, żeby się przywitać, a nieznajomych pytał, skąd przybyli. Łza mi się w oku zakręciła, bo przecież w Polsce tworzymy jakby dwa różne światy. Panuje tu (pewnie są wyjątki) ta przedziwna separacja księży i parafian, powodująca, że poza spotkaniem na liturgii – nie ma normalnych relacji. Ale jeśli ich nie ma, to i spotkanie liturgiczne nie jest chyba w pełni tym, czym mogłoby być? Od jednego z biskupów usłyszałem niedawno, iż ma nadzieję, że jednym z owoców pandemii i wymuszonej przez nią separacji duchownych i świeckich będzie takie właśnie, bardziej zindywidualizowane wzajemne traktowanie i że już dostrzega symptomy przemian. Oby dobre owoce złej pandemii nabrały trwałego charakteru.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki