Karina była drobną, niską brunetką koło sześćdziesiątki. Zawsze życzliwa, z czujnym spojrzeniem na potrzeby drugiego człowieka. Jakiś czas temu nagle umarł jej mąż, nie zdążyli się pożegnać. Spotykałam ją prawie codziennie. Wiedziałam, że ma dwóch dorosłych synów, ale nie wiedziałam, że nosi w sobie głęboko skrywany dramat. Jeden z mężczyzn był chory psychicznie. Kobieta próbowała prosić o pomoc różne ośrodki, gdyż jak się później okazało, groził jej wielokrotnie. Wszyscy byli bezradni, ponieważ syn nie był jeszcze ubezwłasnowolniony. Któregoś dnia kobieta nie przyszła do pracy. Jej współpracownicy zaniepokojeni pojechali pod jej dom. Na miejscu był prokurator i syn, który od dwóch dni siedział w mieszkaniu z ciałem zabitej mamy. Długo nie mogłam się podnieść po sprawie Kariny i dramatu, jaki rozgrywał się w jej domu. Najbardziej przeraziła mnie cichość, z jaką Karina znosiła znęcanie się syna i świadomość, że spotykałam ją prawie codziennie, a o niczym nie wiedziałam.
Eksmisja ratująca
Dr Anna Pawlukojć jest adwokatem. Od kilku lat udziela porad prawnych w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w jednej z miejscowości na Mazowszu. Wśród osób, które zwracają się do niej po pomoc, znaczną część stanowią ludzie starsi. – Do ośrodka przychodzą głównie osoby 60-, a nawet 80-letnie, u których mieszkają dorosłe dzieci, nierzadko uzależnione od alkoholu lub chore psychicznie. Takie sytuacje generują przemoc domową. Razem z psychologiem, z którym współpracuję, usiłujemy pokazać tym zastraszonym rodzicom, że dziecko powinno być już na swoim, i że czasem jedynym dobrym rozwiązaniem jest eksmisja – opowiada prawniczka. Sąd na podstawie zdjęć, nagrań i zeznań świadków może podjąć m.in. środek prawny, jakim jest eksmisja, często szybciej skuteczny niż postępowanie karne. Niestety rodziny tkwią w tak silnych zależnościach, że mimo rozwiązań systemowych nie są w stanie z nich wyjść. – Zdarzyła się sytuacja, że po wielu miesiącach starań udało się eksmitować syna, który znęcał się nad ojcem, matką, a nawet skatował psa. Z prośbą o pomoc zwróciła się do nas matka, z którą problem przerobiliśmy psychologicznie. Niestety po kilku miesiącach syn znowu zamieszkał z rodzicami – wpuścił go ojciec. W takich sytuacjach mam związane ręce, już nic więcej prawnie zrobić nie mogę – przyznaje Anna Pawlukojć. Przemoc fizyczna, mimo iż pozornie bardziej dotkliwa, bywa prostsza do udowodnienia niż znęcanie się psychiczne. – 88-letni pan opiekował się leżącą po wylewie żoną. W domu mieszkał także chory psychicznie syn. Cierpiał na chorobę afektywną dwubiegunową, a do tego zaczął pić. W ośrodku robiliśmy wszystko, aby uruchomić tryb szybkiego wywozu do szpitala psychiatrycznego. Niestety mężczyzna świetnie się kamuflował, stwarzając pozory normalności podczas rozmów z przedstawicielami służb interwencyjnych. Dopiero gdy ojciec został poważnie pobity, prokuratura zadziałała i eksmitowano syna w trybie ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie – opowiada prawniczka.
Niebezpieczne stereotypy
Według Anny Pawlukojć nie można mówić o systemie prawnym jako środku zaradczym, a na pewno nie jako o głównym czynniku zapobiegającym eskalacji przemocy w naszym społeczeństwie. – Dobry system jest ważny, ale nie możemy zapominać, że przede wszystkim opiera się on na ludziach i to głównie od nich zależy, czy działa wydolnie, czy totalnie nie funkcjonuje. Jeśli np. w postępowaniu karnym trafi się na niezaangażowanego psychologa, to nawet najlepsze rozwiązania prawne nic nie pomogą – zauważa adwokat. Niestety w przestrzeni prawnej silnie funkcjonują różne stereotypy, które wywierają wpływ na przebieg weryfikacji sytuacji i zapadające wyroki. – Najtrudniejsze w pracy z klientami, którzy doświadczają przemocy, są utarte poglądy sądów, np. że nawet najgorsza matka lepsza jest dla dziecka niż najlepszy ojciec. W swojej wieloletniej praktyce adwokackiej obserwuję powiększającą się liczbę przemocowych kobiet. Z niepokojem patrzę na fundacje działające na rzecz kobiet, które nie weryfikują danych, tylko z góry zakładają, że kobieta zawsze jest ofiarą mężczyzny. Jakiś czas temu przemocowa żona mojego klienta uzyskała pomoc jako ofiara od znanej w Polsce fundacji. Dostała darmowe wsparcie psychologów, prawników, a nawet mieszkanie, mimo że się znęcała nad dziećmi. Nikt nie zweryfikował dogłębnie sprawy. Założono, że na pewno padła ofiarą przemocy ,,okrutnego” mężczyzny – opowiada Anna Pawlukojć.
Zakamuflowana pomoc
Marta uczyła Zosię od roku. Dziewczynka miała autyzm, więc trudno było dowiedzieć się, co dzieje się w domu. Pewnego razu nauczycielka została wezwana przez szkolnego psychologa. Okazało się, że rodzinie Zosi została założona Niebieska Karta. Sprawa została zgłoszona przez jednego z sąsiadów po tym, jak w sylwestra ojciec pobił matkę. Niestety po pewnym czasie okazało się, że kobieta wycofała skargę na swojego partnera. Szkoła, miejski ośrodek pomocy rodzinie – wszyscy mieli związane ręce. Pozostała czujność wobec nietypowych zachowań Zosi i obserwacja matki podczas wizyt w szkole.
Przemocy domowej nie da się włożyć w żadne ramy. Nie można wyciągnąć średniej i wskazać cech szczególnych ofiary czy oprawcy. Zazwyczaj wdziera się ona za zamknięte drzwi mieszkań powoli. Kilka sytuacji jest w stanie uruchomić lawinę agresji, zarówno fizycznej, psychicznej, jak i seksualnej. Ofiarami są dzieci, rodzice, kobiety, mężczyźni, niezależnie od wieku i statusu społecznego. Media alarmują o wzroście przemocy domowej w czasie pandemii koronawirusa. Eskalacja nastąpiła nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach Europy i świata. Sytuacja jest na tyle poważna, że przeróżne organizacje zastanawiają się, jak dotrzeć z pomocą do zagrożonych osób. W Polsce powstał sklep internetowy ,,Rumianki i bratki – naturalne kosmetyki”, w którym składając fikcyjne zamówienie, daje się sygnał, że padło się ofiarą przemocy domowej. We Francji i Hiszpanii do walki z przemocą włączyły się apteki. Farmaceuci na konkretne hasło usłyszane w okienku aptecznym zobowiązani są wezwać policję. W Hiszpanii tym hasłem jest ,,Maseczka 19”. Nie ma szczegółowych danych, na ile pomysł jest trafiony, niezaprzeczalnym pozostaje natomiast fakt, że każda, nawet najmniejsza forma pomocy jest dziś szalenie istotna.
Weryfikacja niekonieczna
,,Za drzwiami” to kampania, która narodziła się w Chorwacji, a w Polsce prowadzona jest przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę. – Od początku pandemii docierają do nas niepokojące sygnały, że przemoc podczas izolacji się nasila. To jest czas koniecznego działania, chcemy pomagać, ale także zapobiegać. Ta kampania, mimo że nie mówimy o tym wprost, skierowana jest do tych wszystkich, wokół których dochodzi do aktów przemocy: do rodziny bliższej lub dalszej, do sąsiadów w bloku, do znajomych. Kwintesencją całej inicjatywy jest przekaz: nie bądźmy obojętni! Mimo że większą część czasu spędzamy teraz w domach, to przecież wychodzimy na zakupy, na spacer czy z psem. To są momenty, w których musimy być uważni. Być może dostrzeżemy niepokojące sygnały, które skłonią nas do działania –wyjaśnia Michalina Kulczykowska, psycholożka i konsultantka Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111. Znaków ostrzegawczych może być wiele: niepokojące dźwięki, krzyki, wyzwiska, wołanie o pomoc, wszystko, czego na co dzień nie słyszymy. Zdarza się, że nie chcąc wtrącać się w cudze życie, bagatelizujemy te sygnały i pośrednio dokładamy swoją cegiełkę do dramatu rozgrywającego się za zamkniętymi drzwiami. – Zwykle jest tak, że mamy duże wątpliwości, czy reagować i wzywać pomoc, i ja to rozumiem – wyjaśnia psycholożka. – Musimy jednak pamiętać, że mamy prawo reagować w każdej niepokojącej nas sytuacji, nawet jeśli byłaby to reakcja na wyrost. Nie jesteśmy od tego, aby weryfikować daną sytuację, czy rzeczywiście jest przemocowa, czy to zwykła kłótnia rodzinna. Ocena jej jest odpowiedzialnością służb, które zawiadomimy, a naszą odpowiedzialnością jest niebycie obojętnym.
Czarne statystyki
Bardzo często dochodzi do tragedii rodzinnych, ponieważ wszyscy coś podejrzewali lub wiedzieli, ale nikt nie zareagował. – Policja czy ośrodki pomocy rodzinie często nawet nie wiedzą, że w danym domu dzieje się coś niedobrego. Bo niby skąd mają wiedzieć, skoro nikt im o tym nie powiedział. Dlatego to dalsza rodzina, sąsiedzi czy znajomi powinni być pierwszymi osobami, które zawiadomią odpowiednie służby – wyjaśnia psycholożka. W ramach Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę działa Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży. Nie jest to miejsce, w którym grupa dorosłych wysłuchuje skarg dzieci na ,,złych” rodziców. – Konsultantami naszego telefonu są psychologowie i pedagodzy, osoby maksymalnie przeszkolone, aby świadczyć pomoc na linii. Mamy świadomość, że rozmawiając z dzieckiem, poznajemy sytuację tylko z jego perspektywy, jednak jako doświadczeni konsultanci prowadzimy rozmowę w taki sposób, aby właściwie ocenić, czy to, o czym opowiada dziecko, to zwykły konflikt rodzicielski, czy przemoc. Zdarzają się sytuacje, że dzwoni do nas rozgoryczone dziecko, skarżąc się na rodziców, którzy za karę zakazali mu używania telefonu. Nie zawsze z automatu stajemy po stronie dziecka, naszą rolą jest wysłuchać, zrozumieć, ale także psychoedukować. Pokazujemy dzieciom, co jest prawem rodzica, kłótnią rodzicielską, a co przemocą – wyjaśnia konsultantka.
Niestety statystyki telefonu zaufania są zatrważające. – Zdarza się, że po rozmowie z dzieckiem od razu zawiadamiamy policję. Są to tzw. interwencje podejmowane w sytuacji bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia. Od początku 2020 r. było ich już ponad 220. Z każdym rokiem liczba ta rośnie, a w ostatnich latach drastycznie – przyznaje Michalina Kulczykowska. W czasie izolacji nasza czujność może zdecydować o czyimś bezpieczeństwie, a nawet życiu – przekonuje psycholożka. – W rodzinach, w których już była przemoc, podczas izolacji dochodzi do jej natężenia. Zdarzają się także sytuacje, gdy izolacja okazuje się bodźcem uruchamiającym przemoc w rodzinie dotychczas bezprzemocowej – dodaje.
***
Papież Franciszek w homilii na Niedzielę Miłosierdzia Bożego powiedział, że podczas pandemii światu grozi jeszcze gorszy wirus: obojętnego egoizmu. Przemoc domowa to nie abstrakcyjne liczby w kronikach kryminalnych. To dramaty, które toczą się w naszych dzielnicach, na naszych osiedlach, w domach naszych sąsiadów. Czujne spojrzenie wokoło siebie, żywe zainteresowanie ludźmi, których spotykamy na co dzień, dostrzeganie czegoś więcej niż czubek własnego nosa pozwolą nam uniknąć zakażenia najbardziej śmiertelną chorobą duszy: obojętnością. W którymś momencie może się okazać, że nasza uważność uratowała komuś życie.
Imiona bohaterów zostały zmienione.