Mimo iż wiedzieliśmy wcześniej, że toczy się jakieś postępowanie w sprawie Jeana, to i tak nie czułem się przygotowany na to, co przeczytałem tamtego dnia. Podejrzewałem, że śledztwo może dotyczyć w jakimś stopniu dominikanina Thomasa Philippe’a (duchowego przyjaciela i przewodnika Jeana Vaniera). Ewentualnie potencjalnej wiedzy Vaniera na temat wcześniej już ujawnionych nadużyć ojca Philippe’a wobec osób, którym towarzyszył duchowo (mowa tu jest o osobach pełnosprawnych – nie stwierdzono przypadków nadużyć wobec osób z niepełnosprawnością). Nie sądziłem jednak, że także sam założyciel Arki miałby się dopuścić podobnych czynów. Po opublikowaniu raportu nie mogłem już się łudzić, pewne fakty wyszły na jaw. Oczywiście wiele szczegółów może nadal być badanych i wyjaśnianych, ale co do samych zdarzeń – te raczej trudno podważyć. Choć nie ukrywam, że niepokoi trochę fakt, iż sam Jean nie miał już możliwości bronić się wobec postawionych zarzutów – ogłoszono je prawie rok po jego śmierci.
Czas żałoby
W każdym razie tego dnia poczułem jakby coś we mnie umarło. Jakby jakaś półka, na której przynajmniej częściowo się opierałem, pękła i wszystkie rzeczy, które na niej się znajdowały spadły z hukiem na ziemię, a ja wraz z nimi. Nie pamiętam wszystkich uczuć i myśli związanych z tą wiadomością, ale na pewno były wśród nich lęk, niepewność, poczucie straty i zawodu. I gdyby skończyć ten tekst w tym miejscu, to można by powiedzieć – no trudno, jest beznadziejnie, ale trzeba żyć dalej. Nie jest to ten sam kontekst, ale nie mogę się powstrzymać, żeby nie zacytować uczniów idących do Emaus: „a myśmy się spodziewali…”
A jednak to nie jest koniec. Nie w pełni jasna historia Jeana Vaniera, zawód związany z oczekiwaniem, że przecież on zawsze był (i musi być) wzorem do naśladowania we wszelkich dziedzinach wiążą się z trudnym procesem żałoby. Jednocześnie jest to czas oczyszczenia, ale też pytania samego siebie i całej wspólnoty, kim tak naprawdę jesteśmy, jaka jest nasza tożsamość i na czym chcemy ją budować. Choć odpowiedzi na tego typu pytania nie znajduje się w ciągu jednej nocy, to jednak wyłaniają się one już stopniowo i wprowadzają w nas nową nadzieję.
Lęki nie trzymają nas w szachu
Nie mogę mówić za innych, więc skupię się przede wszystkim na moich własnych odkryciach dotyczących tego, co musiało we mnie zostać oczyszczone i okazało się rzeczywistością, o którą warto walczyć. Pierwsza refleksja związana jest z tym, że sam zobaczyłem, iż popełniłem błąd. Zrobiłem z Vaniera kogoś, kim nie był – uczyniłem z niego guru, tak jakby za życia miał być już nieskazitelnym świętym. W moim obrazie Jeana podświadomie wprowadziłem wiele własnych oczekiwań i przynajmniej częściowo straciłem kontakt z rzeczywistością. A ta jest taka, że Jean Vanier był człowiekiem, z trudną i prawdopodobnie chorą częścią swojej historii, ale był też skutecznym narzędziem dobra i przyczynił się do powstania wielkiego dzieła. I to jest właśnie moja druga refleksja – niezależnie od tego, co dokładnie wydarzyło się u początku Arki i w życiu samego założyciela, dzieło pozostaje. Gdyby nie L’Arche i Wspólnota Wiara i Światło tysiące osób z niepełnosprawnością nie trafiłoby do miejsc, gdzie mogły poczuć się niekiedy pierwszy raz w życiu naprawdę chciane i pełnowartościowe. Gdyby nie okazja do zbudowania więzi między mieszkańcami domów L’Arche a asystentami i wolontariuszami, nie zmieniłoby się życie samych asystentów – nasze zranienia i lęki nadal trzymałyby nas w szachu i nie pozwalały zobaczyć piękna w tym, co słabe i kruche – także w historii każdego z nas. Gdyby nie nasze domy i wspólnoty na całym świecie, także gdyby nie inne organizacje, które inspirowały się wizją Vaniera, być może obraz osoby z niepełnosprawnością, jaki obecnie kształtuje się w społeczeństwie i Kościele, nadal pozostałby na poziomie lęku i chęci trzymania tych osób w zamknięciu, tak aby jak najmniej ludzi się o nich dowiedziało.
Ocala nas to, co codzienne
Misja L’Arche mówi jasno – chcemy ukazywać światu dary osób z niepełnosprawnością – sic! – nam nie chodzi tylko o opiekę nad potrzebującymi (choć oczywiście to jest ważne i realnie się dzieje), ale nasza wizja sięga znacznie dalej. Tu chodzi o przemianę sposobu myślenia, o przewartościowanie tego, na czym budujemy nasze społeczeństwa, ale także tego, jak wygląda nasz osobisty pogląd na życie.
Mniej więcej dwa tygodnie po ogłoszeniu raportu o nadużyciach Vaniera przyszedłem na obiad do jednego z domów L’Arche w Poznaniu – jak zwykle było dużo ludzi, panował mały rozgardiasz, jedni pytali się, kto ma tego dnia dyżur, inni zajęci byli opowiadaniem śmiesznych historii, jeszcze inni narzekali na to, co się wydarzyło tego dnia. Codzienność – tak po prostu. I wtedy zrozumiałem – nic tak naprawdę się nie zmieniło. Arka dalej tętni życiem, pojawiają się mniejsze lub większe problemy, ale ona ciągle jest, a właściwie dalej są w niej więzi i przyjaźnie, które stanowią o jej istocie. I o to życie trzeba dbać, o to życie trzeba walczyć.
---
Autor tekstu był asystentem w jednym z domów Wspólnoty w Poznaniu. Jest wieloletnim przyjacielem, wolontariuszem i obecnie członkiem zarządu fundacji.
Wspólnotę w Poznaniu można wspierać przelewem na konto:
Fundacja L’Arche – Wspólnota w Poznaniu
15 1020 4027 0000 1502 0316 9778 (PKO BP)
oraz odnaleźć na: siepomaga.pl i patronite.pl