Może nie wszyscy wiedzą, to nadmienię, że Monika Sznajderman, szefowa wydawnictwa Czarne, a prywatnie żona pisarza Andrzeja Stasiuka, warszawianka z urodzenia, mieszka w Beskidzie od lat trzydziestu. Wrosła w społeczność i w ziemię. A teraz, po tylu latach oddaje to, co zyskała, prawowitym właścicielom tamtych ziem. Bo gdzie oni są? Gdzie są mieszkańcy Wołowca? Nie ci przyjezdni, ale ci, do których ta ziemia należała z dziada pradziada, którzy żyli pod tym niebem, kosili tamte łąki, wypasali na nich swoje krowy, modlili się w tamtych cerkwiach, grzebali tam swoich umarłych? Gdzie są matki i ojcowie, ciotki i wujkowie, gdzie są dzieci tych, którzy leżą na tamtejszych cmentarzach? A cmentarze to jedyne po nich ślady. I jeszcze drzewa, zdziczałe jabłonie, lipy sadzone zwykle wokół cerkwi, których też pozostało niewiele. Wcale nie przesadzam, a wie to każdy, kto kiedykolwiek zajechał na południe od Gorlic.
Otóż ja wiele lat temu zajechałam całkiem przepadkiem. Wysiadłam z samochodu, a dzień był pochmurny i wietrzny, to było gdzieś za Zdynią. Ten wiatr wiał po łąkach i poza nim nie było nic. I pomyślałam sobie, że oto jestem na końcu świata, a ten koniec wprawdzie jest pusty, ale tylko pozornie, bo pełno tu duchów. I tak już tam zostałam, każdego lata wracając, żeby leżeć na tych łąkach i chodzić drogami, mijając kamienne krzyże, dowody na to, że było tu kiedyś życie. Radocyna, Nieznajowa, Długie, Czarne, Lipna – to nazwy wsi, niektóre z nich były całkiem duże, które dziś mają tylko nazwy. I Monika Sznajderman przywraca w nich życie, przywołuje nazwiska ich mieszkańców, opowiada o ich codzienności. Beskid Niski do II wojny światowej był terenem zamieszkanym, w którym życie tętniło. Były jarmarki, była ropa, był interes.
Na tym spotkaniu autorskim niestety zadająca pytania autorce skupiła się na zagadnieniach krajoznawczych, a przecież to książka uniwersalna, o zapełnionej pustce po ludziach. Pewnie, że Łemkowszczyzna jest bohaterem tej opowieści, i to bardzo malowniczym, ale takich miejsc jest w Polsce sporo. To pejzaże po wypędzonych i po umarłych, po których żyjemy my. Wielu z nas mieszka na miejscu po kimś, nie zdając sobie sprawy, że czerpie jego powietrze. Pusty las chce, żebyśmy sobie to uświadomili, i zaprasza do rozmowy z tamtymi, którzy przeminęli. Żeby tak całkiem nie zniknęli. Żeby choć jakoś w naszej pamięci zaistnieli.