Podłoga ułożona z piankowych puzzli, miękkie kolorowe piłeczki. Na pierwszy rzut oka salka, w której odbywają się „KrasnoNutki” nie wygląda na miejsce, gdzie uczy się muzyki. Żadnych instrumentów, bębenków, cymbałków czy grzechotek. Na podłodze siedzą już Ignaś, Maksiu, Hania i Zosia, a obok trzy mamy i jeden tata. – Wita nas magiczny świat, kolory dźwięków, melodie barw. Wejdźmy razem w śpiewny gwar, muzykowania odkryjmy czar! – piosenkę stworzoną dla tych zajęć przez Olę śpiewa pięknym głosem Teresa, która prowadzi dzisiejsze zajęcia. Po chwili dołączają do niej rodzice. Maksiu wydaje spontaniczny okrzyk, który prowadząca powtarza i wplata do kolejnej melodii. Po chwili każde dziecko jest witane indywidualnie, a jego imię pojawia się w spontanicznej piosence, po czym następują gromkie brawa.
Nagle w pokoju pojawia się długi, pluszowy wąż. – Idzie wąż wąską dróżką, nie porusza żadną nóżką. Poruszałby gdyby mógł, lecz wąż przecież nie ma nóg! – Teresa rytmizuje wiersz Ludwika Jerzego Kerna, który już po chwili zachęca uczestników do improwizowania na neutralnych sylabach. Dzieci z zainteresowaniem podążają za maskotką i wydają coraz więcej dźwięków.
Początki
Teresa i Ola poznały się w Akademii Muzycznej w Poznaniu, gdzie studiowały razem rytmikę. – Od początku miałam w sercu pragnienie, by pracować z niemowlakami, a nasze studia przygotowywały nas bardziej do pracy z dziećmi od 2,5 roku życia. Przyznam, że czułam się niekompetentna, by prowadzić zajęcia z młodszymi dziećmi. Wiedziałam, że metody, których się uczę, nie są dla nich najlepszymi z możliwych. Podczas studiów dowiedziałam się, że jest ktoś taki jak profesor Edwin Elias Gordon. Osobiste poszukiwania zaprowadziły mnie do teorii uczenia się muzyki, którą stworzył, a w której bardzo dużo miejsca zajmuje niemowlęctwo i wczesne dzieciństwo. Gordon udowodnił, że najbardziej wartościowym czasem dla uczenia się muzyki jest ten pomiędzy narodzinami a trzecim rokiem życia; przypuszczał nawet, że być może ważniejszy jest okres prenatalny, dlatego zachęcał mamy, by będąc w ciąży, śpiewały swoim dzieciom. Poszłam na kurs i tak wszystko się zaczęło – tłumaczy Ola, twórczyni „KrasnoNutek”. Teresa dołączyła do niej po ponad roku. Zazwyczaj prowadzą zajęcia razem, śpiewając na dwa głosy. Obecnie Ola korzysta z krótkiej przerwy z powodu urodzenia bliźniąt, powoli jednak wraca na warsztaty jako uczestnik.
Podążamy za dzieckiem
Podczas zajęć maluszki rozchodzą się po całej sali, a Teresa podąża za nimi, naśladując dźwięki, które wydają, ale nie tylko. Stara się także odbijać jak lustro ich ruchy ciała. – Przez to, że naśladuję dźwięki i postawy dzieci, one czują się zauważone, ważne i wiedzą, że to, co robią, jest dobre. Budujemy w ten sposób ich poczucie własnej wartości – tłumaczy. – Na niektórych zajęciach dla dzieci uczy się je wykonywać to, czego chcą dorośli. Na przykład wybiera się jakąś piosenkę na Dzień Mamy, która jednak okazuje się zbyt trudna. My mamy inne podejście: chcemy robić coś dla dzieci i z dziećmi. Dla nas nadrzędną wartością jest wspólne muzykowanie, a nie realizowanie jakiegoś programu. Właśnie planujemy nasz pierwszy kameralny koncert dla niemowląt – dodaje Teresa.
W trakcie trwania warsztatów melodie przeplatają się z rytmiczankami, a pojawiające się w ich kontekstach motywy zmieniają się co kilka minut. – Dziecko uczy się melodii i tonalności w oderwaniu od rytmu, dlatego chcąc całą uwagę dziecka przekierować na muzykę, śpiewamy albo rytmizujemy, bez słów, na neutralnych sylabach, jednocześnie starając się, by prezentowany materiał muzyczny był jak najbardziej bogaty. Czasami dodajemy słowa, w piosenkach na powitanie lub pożegnanie albo w trudniejszych rytmiczankach, cały czas jednak jesteśmy skupione na muzyce. Zazwyczaj piosenki dla dzieci są wesołe, w tonacjach durowych, bardzo rzadko z jakimikolwiek urozmaiceniami. A my, bazując na wynikach badań kierowanych przez Gordona, posługujemy się różnymi skalami i tonalnościami, rytmizujemy nie tylko na dwa i trzy, ale także w metrach nieregularnych. Dzięki temu, że jest różnorodnie, dziecko lepiej się uczy. Nauka już wie, że dziecko uczy się – nie tylko muzyki – postrzegając różnice: żeby stwierdzić, że coś jest jakieś, musi zebrać różnorodne doświadczenia i dopiero na tej podstawie wnioskować, że „to” nie jest tym samym, co „coś innego”. Budujemy w ten sposób słownik muzyczny dziecka, bo muzykę przyswaja się tak jak język – to odkrycie Gordona. Im bogatsze środowisko językowe, w którym wzrasta dziecko, tym większe jest jego rozumienie świata i zasób wypowiadanych słów. W przypadku uczenia się muzyki, zachodzi dokładnie taki sam proces – tłumaczy Ola. – Wielu rodziców jest zaskoczonych tą prostą formą zajęć. Jednak wszystko, co robimy, jest bardzo przemyślane, świadomie wybierane i jednocześnie dostosowane do możliwości percepcyjnych niemowląt – dodaje.
Słuchanie oczami
Dzieci podczas zajęć gestykulują, uśmiechają się, otwierają buzię i… słuchają oczami – widać, że chłoną muzyką całymi sobą, co Gordon nazwał tzw. audiacyjnym wpatrywaniem się. W zajęciach gordonowskich rezygnuje się ze szkolnego podejścia. Nie ma tutaj nauczyciela, który ma absolutną wiedzę i rację i do tej wiedzy wychowuje dzieci. Dziecko nie musi robić dokładnie tego, co robi nauczyciel. Osoba prowadząca nadaje zajęciom kierunek, ale jednocześnie jest otwarta na spontaniczne zwroty akcji i elastyczna w podążaniu za dziećmi. Gordon zakładał, że każdy człowiek niesie ze sobą bogactwo i powinien umieć je wyrazić. Na zajęciach pojawiają się dobrze przemyślane rekwizyty. – Przede wszystkim chcemy, by dzieci miały zabawę. Pracujemy z muzyką, ale jeżeli dodamy do muzyki ruch chusteczką, bańki mydlane czy rzut piłeczką, w sposób świadomy podkreślając pewne muzyczne zależności, to mocniej oddziałuje to na dzieci, gdyż postrzegają one świat wielozmysłowo – tłumaczy Ola. Bardzo istotne jest to, aby rekwizyty pomagały, a nie rozpraszały i przeszkadzały podczas zajęć. Dzieci nie mogą być przebodźcowane i dodatkowo zmęczone – samo słuchanie wiąże się z dużą aktywnością mózgu.
– Chodzi także o to, by dzieci miały kontakt ze sztuką wysokiej jakości. Niestety wielu ludzi myśli, że skoro dziecięcy repertuar zachowań jest zdecydowanie prostszy niż możliwości dorosłego, to można poprzestać na tym, co proste, ale jednocześnie „byle jakie”. A to nieprawda – tłumaczy Ola. – Stanowczo sprzeciwiamy się infantylizacji. Gusta dorosłych kształtują się… w dzieciństwie. To bardzo ważne, by jakość była głównym wyznacznikiem w podejmowaniu wyborów. Często rodzice pytają, jaką muzykę prezentować małym dzieciom. I tutaj dochodzimy do ważnej kwestii, którą podkreślał także Gordon – niech będzie to muzyka, która sprawia przyjemność rodzicowi i jednocześnie taka, która jest dobra w swoim gatunku. Jeżeli rodzice są rozmiłowani na przykład w muzyce popowej, to nie muszą na siłę prezentować dziecku muzyki klasycznej, lecz niech wybierają to, co najlepsze spośród utworów, z których sami czerpią przyjemność.
Efekty
– Nadal spotykamy się z opinią, że dla takich małych dzieci jest za wcześnie na naukę muzyki. Na muzykę nigdy nie jest za wcześnie! Widzimy efekty naszej pracy; niektóre dzieci od razu żywo nas naśladują, inne potrzebują trochę więcej czasu. Po jakimś czasie jednak każde z nich powtarza z nami motywy muzyczne i… tworzy własne. Nie udowodniono tego naukowo, ale mam również poczucie, że ten rodzaj umuzykalnienia wspiera rozwój mowy u dzieci. Moja starsza córka, która intensywnie uczestniczyła w zajęciach, znacznie wyprzedzała rówieśników w procesie nabywania umiejętności komunikacyjnych – tłumaczy Ola.
Obecnie na warsztaty prowadzone przez Teresę uczęszcza raz w tygodniu kilkadziesiąt dzieci. – Na pierwsze zajęcia w 2014 r. przyszły trzy osoby. Na kolejne przyszło już 12 dzieci z opiekunami. To dodało mi skrzydeł – wspomina Ola. – Gdy po raz pierwszy zobaczyłam te zajęcia, byłam mocno zaskoczona, ale szybko się do nich przekonałam. To jest dla mnie niesamowita frajda, choć wymaga wysiłku głosowego i fizycznego – dodaje Teresa. W planach są grupy również dla starszych dzieci, bo Gordon opracował całościowy program nauki muzyki, w tym naukę nut i całej muzycznej teorii, w odpowiedniej sekwencyjnej kolejności, od praktyki do teorii, nie odwrotnie.
„KrasnoNutki” spełniają także rolę integrującą. To dzięki nim spotykają się też rodzice, którzy wymieniają się doświadczeniami. – Żyjemy w wielkim mieście i niestety jest tak, że każda mama będąc w swoim domu z dzieckiem, może czuć się samotna. Potrzeba wyjścia do ludzi jest bardzo duża. Rodzice często zostają jeszcze chwilę po zajęciach, aby porozmawiać – tłumaczy Teresa. Właśnie dlatego Ola i Teresa postanowiły zainwestować jeszcze więcej pracy i wynająć własny lokal – już wkrótce zajęcia będą odbywać się w Poznaniu, na osiedlu Batorego 16, gdzie oferta dla młodych rodziców i ich dzieci będzie jeszcze bogatsza.
Talenty
Dzieci spacerują po całej sali, a „impreza” przenosi się poza matę. Rodzice pozwalają dzieciom na swobodne poruszanie się. – „Idzie sobie jeż mały, najeżony grzbiet cały, najeżona też grzywa, małe oczka ukrywa” – rytmizuje Teresa w metrum nieregularnym, którego rodzice już nie potrafią powtórzyć. – Wszyscy rodzimy się ze zdolnościami muzycznymi, które w populacji są zgodne z tzw. rozkładem normalnym. Prawdopodobnie jedna na sześć osób ma te zdolności wybitne, a jedna na sześć niższe. Pozostałe dwie trzecie ma zdolności przeciętne – tłumaczy Ola. – Każdy z nas, tak jak mówi Ewangelia, otrzymał 10, 5 lub 3 talenty. To od nas zależy jednak, co z nimi zrobimy. Każdy ma potencjalnie taką samą szansę, by ze swoich zdolności wykształcić umiejętności. To zależy przede wszystkim od środowiska, w jakim wzrasta dziecko, a w późniejszym okresie życia od pracy własnej. Nawet osoba z niższymi zdolnościami, która miała wczesny kontakt z muzyką, może mieć więcej muzycznych umiejętności, niż ta o lepszych predyspozycjach. Warto więc świadomie dać dzieciom więcej narzędzi, by umożliwić im czerpanie z muzyki niesamowitej radości.
Edwin Elias Gordon (1927–2015)
Amerykański profesor, muzyk jazzowy, psycholog muzyki, twórca koncepcji sekwencyjnej teorii uczenia się muzyki. Stworzył pojęcie audiacji, czyli rozumienia muzyki, które zachodzi od momentu pierwszych doświadczeń słuchowych, jeszcze w okresie prenatalnym po absorpcję, imitację i koordynację w trakcie eksploracji muzyki w towarzystwie rodziców i opiekunów. Za pomocą badań naukowych udowodnił, że dziecko uczy się muzyki tak jak języka. Najpierw musi zgromadzić w sobie wszystkie jej elementy: rytm, melodie, dźwięki, a dopiero potem samo może ją tworzyć.