Jesteś autorką książki Fundraising dla ludzi Kościoła. To zapożyczone z języka angielskiego słowo ciągle jest wielu osób enigmatyczne. Czym jest dla Ciebie?
– Budowaniem relacji z ludźmi i zapraszaniem ich do zrobienia czegoś dobrego. Mimo że w nazwie mamy „fund” czyli fundusze, to one nie są centrum fundraisingu. Są nim ludzie – darczyńcy. Pieniądze to tylko narzędzie do zrobienia czegoś dobrego, podobnie jak komputer, drukarka, sala spotkań czy dokumentacja. Fundraising to tworzenie społeczności, która jest aktywna i która robi coś, w co wierzy, i dzieli się pasją pomagania z innymi.
Kościół ma duże doświadczenie w zbieraniu pieniędzy: ofiara na Mszy św., kwesty, jałmużna. Dlaczego Twoim zdaniem istnieje potrzeba, aby tworzyć kolejną formę wsparcia ludzi związanych z Kościołem?
– Chodzi przede wszystkim o zmianę myślenia i o to, abyśmy jako osoby chcące robić coś dobrego nie wchodzili w rolę i mentalność żebraków. Chodzi o nowe nastawienie, które powoduje, że wszyscy czujemy się odpowiedzialni za Kościół. Wierni nie „muszą” utrzymywać parafii, ale „mogą” to robić. Ta semantyczna zmiana wiele znaczy. Celem fundraisingu jest pobudzenie ludzi do hojności, a nie to, aby dali nam ich pieniądze. Nie skupiamy się na pieniądzach, ale na wspólnej pracy i zaangażowaniu. Drugą sprawą, na której mi zależy, jest wykorzystanie fundraisingu do podniesienia jakości realizacji różnych kościelnych projektów. Wiele różnych dzieł ewangelizacyjnych, książek, płyt ciągle odstaje od współczesnych jakościowych standardów. Aby jednak stworzyć coś w dobrej jakości, potrzebne są odpowiednie środki. Często pokutuje w osobach wierzących myślenie, że Bóg potrafi posłużyć się wszystkim – nawet kiepskim plakatem. I tak – może, ale dlaczego nie stworzyć czegoś wysokiej jakości, co zwiększy nam zasięgi i stworzy lepszy wizerunek? Jeżeli chcemy prowadzić formację dla młodzieży, to cała komunikacja musi być do młodych ludzi dostosowana. Inaczej mając do wyboru internetowych infulencerów, którzy tworzą nowoczesne grafiki i filmy, i naszą średniej jakości treść, wielu pójdzie za pierwszym, atrakcyjnym przekazem. Nie chodzi o to, aby tworzyć pustą formę bez treści i zgubić gdzieś ewangelizację. Nie. Chodzi o to, abyśmy jako ludzie Kościoła byli na bieżąco i używali najlepszych sposobów, by realizować dobre inicjatywy. Jeżeli parafia, wspólnota czy inna organizacja kościelna jest ważną częścią naszego życia, to zasługuje na to, co najlepsze.
Brak jakości, o którym wspominasz, często wynika z tego, że nadal oczekuje się od świeckich, że będą robić wszystko za darmo: stronę internetową, plakat, logo. A żeby ktoś poświęcił na to wystarczającą ilość czasu, a nie pracował po godzinach, trzeba mu za to normalnie zapłacić.
– Myślę, że ciągłe szukanie osób, które wykonają dla nas pracę za „Bóg zapłać” nie jest dobrą drogą. Róbmy rzeczy na Bożą chwałę, ale jednocześnie zatrudniajmy profesjonalistów, a jeżeli trzeba – osoby na etat, które zatroszczą się na przykład o zbieranie funduszy czy prowadzenie różnych projektów zarówno w organizacjach, jak i parafiach. Wina oczywiście nie jest po jednej stronie, bo jako świeccy też powinniśmy zmienić mentalność i jeżeli coś mocno angażuje nasz czas, powinniśmy dbać o siebie i swoje potrzeby oraz o godną zapłatę za wykonaną dobrze pracę. To naprawdę miłość bliźniego. Są rzeczy, które ludzie mogą robić w ramach wolontariatu, ale jeżeli chcemy mieć co tydzień wspaniale nagłośniony kościół na uwielbienie, to potrzeba do tego profesjonalisty. Niestety, często bywa tak, że zgadzamy się na wolontariat, a potem za plecami narzekamy, że nam nie zapłacono. Ważne, abyśmy nawzajem uczyli się tego, jak żyjemy: duchowni mieli świadomość, jak wysokie są raty kredytu hipotecznego, a świeccy – jak wysoki jest rachunek za prąd, który parafia comiesięcznie płaci. Przecież wszystko kosztuje – oprócz miłości Pana Boga.
Wszystko kosztuje, ale skąd wziąć dodatkowe pieniądze, kiedy większość osób np. w parafii wrzuca do koszyczka po 2 zł? Jak wzbudzić w ludziach odpowiedzialność i hojność?
– Przejrzystość finansowa jest najlepszym sposobem do pobudzenia jednego i drugiego. Wiele osób ma lęk przed mówieniem, ile kosztuje ogrzewanie parafii, sprzątanie siedziby fundacji, remont, utrzymanie pracowników. Dopóki jednak nie powiemy, ile to wszystko kosztuje, to ludzi będą mieć błędne wyobrażenia i nie będą się odnosić do faktów. Jeżeli ja jako parafianka wiem, ile kosztuje ogrzewanie kościoła, to w sezonie grzewczym chcę, aby moja ofiara była większa. A jeżeli wiem, ile fundacja zatrudnia osób i ile wynosi czynsz, to daje mi realne wyobrażenie o potrzebach. Ważne jest też tłumaczenie, dlaczego decydujemy się na taką a nie inną opcję remontową i skąd te cena wynika – to daje poczucie jasności i zrozumienia. Ucząc organizacje zbierania pieniędzy, zachęcam, by podawać tzw. przeliczniki, a więc kwoty, które są w zasięgu wyobraźni naszych darczyńców. Jak wpłacę na zbiórkę 30 zł, a zbieramy pół miliona, to może się wydawać, że moja wpłata nic nie zmieni. Ale jeżeli na stronie organizacji przeczytam, że jest to koszt worka cementu, to daje mi realne spojrzenie i poczucie wpływu na osiągnięcie celu. Nie chodzi o rozliczanie się z każdej faktury, ale danie rzetelnej informacji o sytuacji naszej wspólnoty czy organizacji. Ważne są również sprawozdania roczne, a także w przypadku parafii założenie rady ekonomicznej, w której świeccy mogą wypowiadać się w kwestiach finansowych.
Załóżmy, że parafia lub organizacja pozarządowa chce zrealizować jakiś dobry projekt. Od czego powinno się zacząć?
– Należy zacząć od dawania. Jeżeli organizujemy pielgrzymkę, warto napisać kilka ciekawych tekstów o miejscu, do jakiego się wybieracie. Jeżeli zbiórka jest na wydanie płyty, to warto zrzucić w internet kilka piosenek i podzielić się muzyką. A jeśli mamy pomysł na rekolekcje dla młodzieży, to już wcześniej komunikujemy się z nimi, dając fajne materiały o duchowości. Kiedy widzimy pozytywny odzew, to to jest dopiero dobry moment na zaproszenie do współtworzenia naszej inicjatywy, bycia częścią tego dzieła. Nie chodzi o to, aby chwalić się swoimi osiągnięciami, ale dzielić się talentami, zaprosić do poznania inicjatywy, zorganizować spotkanie. To buduje relacje i kontakt z darczyńcami, którzy na zasadzie wzajemności będą chcieli odwdzięczyć się za piękną modlitwę, za to, że mogli doświadczyć dobra, i z chęcią wesprą naszą inicjatywę.
W książce napisałaś, że „ludzie zawsze dają ludziom, a nie szyldom organizacji”. Podkreślasz na każdym kroku rolę budowania relacji z darczyńcami. Jak dbać o relację z szybko rosnącą liczbą darczyńców?
– Rzeczywiście, jeżeli akcja nabiera rozgłosu dzięki mediom, to trudno z każdym darczyńcą mieć kontakt, ale naszym obowiązkiem jest, by zrobić co się da. Na początku oczywiście trzeba podziękować każdemu, kto nas wsparł, i to najlepiej w jak najkrótszym czasie. Niestety, rzeczywistość jest często inna – wpłaty darczyńców pozostają niezauważone i nie dziwię się, że nie chcą dalej wspierać organizacji. Warto komunikować na bieżąco, co się zmieniło w projekcie. Ważne jest też to, aby darczyńcy byli na bieżąco, czuli się uczestnikami tego, co robimy. To wielka satysfakcja towarzyszyć wspólnotom i organizacjom w tworzeniu pierwszych zbiórek, gdy na początku boją się prosić o pieniądze, a potem z radością opowiadają o tym, jakie relacje udało im się nawiązać i ile dobra zrobić!
Z czego wynika wstyd związany z proszeniem o pieniądze? Jak sobie z tym radzić?
– To jest kwestia nastawienia. Po pierwsze, trzeba zdać sobie sprawę, że nie prosimy o pieniądze dla siebie. Wierzymy, że to, co robimy, jest dobre i nie wstydzimy się, że bierzemy w tym udział. Fundraising to nie jest branie ludzi na litość, ale zaproszenie do bycia częścią czegoś wspaniałego. To zakłada bycie partnerami, bycie na równi. Chodzi też o zmianę myślenia i skupianiu się na ludziach i ich wsparciu – niekoniecznie materialnym.
Jak oceniasz wspływ pandemii na finansowanie projektów charytatywnych?
– Pandemia okazała się mocnym sitem. Część organizacji zamknęła się i od roku nic nie robią. Jest też wiele organizacji, które dostosowały się do nowych wymogów i działają bardzo prężnie. To właśnie te, które już wcześniej budowały relacje z darczyńcami i wiedziały, że mogą liczyć na ich wsparcie. Podobnie jest z parafiami, gdzie wierni zaczęli przesyłać większe przelewy na konto. Wspaniałe były akcje, w których ludzie masowo wpłacali np. na pomoc domom opieki społecznej. To naprawdę dobry znak, że potrafimy być hojni w kryzysie.
Dlaczego mobilizujemy się podczas kryzysów, a wciąż tak niewiele osób regularnie, co miesiąc wspiera różne organizacje?
– Z kilku powodów. Nie mamy jako społeczeństwo nawyku regularnego wspierania finansowego organizacji pozarządowych. To musi trwać. Po drugie, organizacje, które chcą mieć regularnych darczyńców, muszą ich o to poprosić. Dopóki tego nie zaproponujemy, to darczyńca nie będzie wiedział, że może to zrobić. Rzadko ktoś przeszukuje internet w poszukiwaniu organizacji, którą mógłby wspierać. Ten komunikat musi do niego jakoś dotrzeć. Ludzie wpłacają, gdy są o to poproszeni. To organizacja powinna to jasno komunikować. Gdy organizujemy większą zbiórkę, warto darczyńców, którzy już raz wpłacili, zachęcić do takich regularnych wpłat. Trzeba też zmienić nasze nastawienie i przepracować komunikację na bardziej pozytywną.
Obserwuję, że wiele internetowych zbiórek próbuje jednak wzbudzić te negatywne, trudne emocje. Jak do tego podchodzisz?
– Nie możemy darczyńców szantażować emocjonalnie. Prośba o wpłatę ma być propozycją uczestniczenia w czymś i powinniśmy być gotowi, że ktoś powie „nie”. Komunikaty, w których czytamy „wpłać, bo inaczej świat się skończy”, są nie w porządku. Darczyńca będzie się automatycznie bronił przed tak ciężkim komunikatem. Warto oczywiście rozróżnić sytuacje, gdy chcemy zmotywować ludzi do wpłacenie na cel „ratunkowy” i gdy chcemy, aby zostali naszymi stałymi darczyńcami. Łatwiej jest zebrać pieniądze jednorazowo na historię smutną, ale jeżeli zależy nam, aby te relacje były długotrwałe, to nie możemy ich w ten sposób traktować, ale trzeba dawać im przestrzeń do tworzenia czegoś. Na przykład organizując warsztaty dla młodzieży możemy zakomunikować, że chcemy przekazać młodym nasze talenty, aby wzrastali i wyrośli na odpowiedzialnych obywateli, a możemy też komunikować, że młodzież jest taka zaniedbana i biedna… i wpłaćcie chociaż 3 zł. To jest zupełnie inny komunikat. Fundraising relacyjny jest fascynujący właśnie dlatego, że daje ludziom poczucie uczestniczenia w czymś wspaniałym. I taka powinna być również jego komunikacja.
ANNA ANIOŁ
Fundraiser, współzałożycielka agencji fundraisingowej Armiger, która pomaga ludziom Kościoła i organizacjom pozarządowym zbierać więcej pieniędzy na dobre projekty i budować trwałe relacje z darczyńcami