Logo Przewdonik Katolicki

Długi cień II wojny światowej

Tomasz Budnikowski
fot. Wikipedia

Temat reparacji wojennych nie wywołuje jak na razie w Niemczech większego zainteresowania. Ci, którzy zajmują stanowisko, w większości są zgodni: nie ma o czym mówić.

Pierwszego września obchodzić będziemy 80. rocznicę niemieckiej agresji na Polskę. W tym czasie, po obydwu stronach Odry wyrosło już trzecie pokolenie Niemców i Polaków. Zarówno Republika Federalna Niemiec, jak i nasz kraj są sojusznikami w NATO i partnerami w Unii Europejskiej. Po wielu dziesięcioleciach bardzo nieraz napiętych relacji, początek obecnego stulecia określany bywał przez niektórych obserwatorów sceny politycznej mianem kiczu pojednania.
Od jakiegoś czasu mamy do czynienia z wyrażanym coraz głośniej przez przedstawicieli obozu rządzącego w naszym kraju brakiem zaufania do zachodniego sąsiada. Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk postrzegany bywa niejednokrotnie bardziej jako reprezentant interesów niemieckich niż polskich. W ten nurt narracji wpisują się artykułowane coraz wyraźniej roszczenia, jakie strona polska zamierza wysunąć pod adresem Republiki Federalnej Niemiec z tytułu strat wojennych spowodowanych przez hitlerowską Trzecią Rzeszę.
Według niektórych niemieckich publicystów do podjęcia tego problemu przyczyniła się coraz częściej podnoszona w Niemczech kwestia odpowiedzialności zachodnich aliantów za zniszczenia niemieckich miast w wyniku nalotów bombowych realizowanych pod koniec II wojny światowej.
 
Sprawa nieaktualna
Polskie działania koordynowane przez posła Arkadiusza Mularczyka nie wywołują jak dotąd nadmiernego zainteresowania niemieckiej opinii publicznej, która zdaje się znacznie bardziej interesować się przyszłymi losami niezbyt stabilnej wielkiej koalicji, w tym w szczególności schedą po zwalniającej niebawem kanclerski fotel Angeli Merkel. Nie znaczy to oczywiście, że podnoszone przez polską stronę roszczenia pozostają tam zupełnie bez echa.
Zarówno zachodnioniemieccy politycy, jak i publicyści opiniotwórczych mediów niemalże in gremio odrzucają stanowisko prezentowane przez PiS. Wspierają się przy tym opinią Służb Naukowych niemieckiego Bundestagu. Wskazując na poprzedzający zjednoczenie państw niemieckich układ „dwa plus cztery” oraz pomijający kwestie majątkowe polsko-niemiecki traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 1991 r., niemieccy prawnicy uznali wysuwanie roszczeń przez polską stronę za bezzasadne.
Jak zawsze tak i w tym przypadku strona niemiecka przywołała oświadczenie rządu polskiego z sierpnia 1953 r., mocą którego z początkiem następnego roku Polska Rzeczpospolita Ludowa zrezygnowała z dalszych odszkodowań wojennych. Warto także zauważyć, że z opinii przygotowanej przez Służby Naukowe niemieckiego parlamentu jednoznacznie wynika, że ewentualne indywidualne roszczenia obywateli polskich uległy przedawnieniu.
 
Z troską o pracowników
Jako wyraz dobrego samopoczucia powojennych pokoleń uznać można przywoływane w tym kontekście często świadczenia realizowane na rzecz polskich ofiar przez zachodnioniemieckiego podatnika. Zwraca na to uwagę pracujący w Uniwersytecie Technicznym w Chemnitz prof. Stefan Garsztecki, który pisze o realizowanej już od lat 70. ubiegłego wieku symbolicznej pomocy humanitarnej dla ofiar pseudomedycznych eksperymentów czy podjętej nieco później przez rząd Gerharda Schrödera decyzji o wypłacie odszkodowań dla polskich pracowników przymusowych ewakuowanych w czasie wojny do hitlerowskich Niemiec i zmuszanych tam do ciężkich prac fizycznych.
À propos pracy, ale już we współczesnym ujęciu, warto przywołać opinię Svena Kellerhoffa. Na łamach „Die Welt”, szef działu historycznego tego dziennika, wyraża opinię, że zgoda na wypłatę odszkodowań pociągnęłaby za sobą więcej szkód niż pożytku. Oznaczałoby to, według niego, drastyczne pogorszenie nastawienia Niemców wobec Polaków, pogłębiając znacznie trudności w podejmowaniu przez nich pracy na terenie Niemiec. Trudno zgodzić się z tak karkołomną argumentacją. Chociażby dlatego, że potencjalny niemiecki pracodawca podejmujący decyzję o zatrudnieniu kierować się będzie przede wszystkim kwalifikacjami oraz kosztami pracy. Sprawy wielkiej polityki, w tym relacji między państwami, mają dlań co najwyżej drugorzędne znaczenie.
 
Odszkodowanie w ziemiach
Generalnie należy stwierdzić, że w odniesieniu do zgłaszanych – na razie nieoficjalnie – roszczeń polskiej strony za zniszczenia wojenne, tak wśród niemieckich polityków, jak i tamtejszej prasy istnieje daleko idący consensus co do tego, że w pełni wystarczającym ekwiwalentem jest przyłączenie do Polski ziem, które przed wojną stanowiły część Rzeszy Niemieckiej. Argumentacja ta przybiera często niespodziewanie agresywny ton. I tak np. na łamach jednego z niedzielnych wydań renomowanej i opiniotwórczej „Frankfurter Allgemeine Zeitung” znany niemiecki historyk Gregor Schöllgen zauważa, że podnoszenie kwestii wojennych reparacji musi pociągnąć za sobą dyskusję odnośnie do zachodniej granicy Polski. Wyrażając taką opinię, jej autor jest w pełni świadom zbrodni dokonanych na ziemiach polskich przez reżim hitlerowski. Niemiecki historyk pisze expressis verbis: „Żaden inny kraj nie ucierpiał tak bardzo jak Polska w wyniku niemieckiej agresji, eksterminacji i łupiestwa”.
Wydaje się, że tego rodzaju podejście dominuje w dyskusjach tzw. Stammtischu, jak się lapidarnie określa dominującą opinię przeciętnego obywatela Republiki Federalnej Niemiec. Często znajduje ona odbicie w listach, jakie do redakcji niemieckich gazet kierują ich czytelnicy. I tak np. jeden z nich pisząc do „Braunschweiger Zeitung”, zauważa, że strona polska próbuje podłożyć płonącą pochodnię pod europejski dom. Warunkiem fiaska takiego postępowania musi być rozważna reakcja niemieckiego rządu.
Na uwagę zasługuje też dość powszechna w swej wymowie reakcja na znaczenie podnoszonych przez polską stronę okoliczności, w jakich PRL zrezygnowała z roszczeń wojennych. I tak w jednym z listów do redakcji czytamy: „Kaczyński nie chce zaakceptować tej decyzji, gdyż została ona podjęta pod wpływem nacisków ze strony Związku Radzieckiego. Tak, presja taka na pewno istniała, ale pragnąłbym Polakom i ich rządowi przypomnieć, że to radzieckie siły zbrojne wyzwoliły Polskę spod faszyzmu i to za sprawą Związku Radzieckiego niemieckie tereny wschodnie przypadły Polsce”.
 
Co w zamian
Jako osoba uczestnicząca na różnych szczeblach i konfiguracjach niemiecko-polskiego dyskursu wiem dobrze, że nie wszyscy Niemcy byliby skłonni podpisać się obydwiema rękami pod przedstawionym powyżej fragmentem listu. W gronie moich niemieckich przyjaciół znam także i takich, którzy wstydząc się za zbrodnicze czyny swoich dziadów, są głęboko przekonani, że nasz kraj nie otrzymał należnych mu reparacji. Sami jednak przyznają, że trudno dziś, po tylu dziesięcioleciach, określić ich wysokość oraz, co również ich zdaniem nie jest bez znaczenia, jakie koszty polityczne musiałoby to za sobą pociągnąć.
Te zresztą, według dość zgodnej opinii niemieckich publicystów, strona polska już płaci. Podnoszenie sprawy roszczeń przez rządzących dziś w naszym kraju przysporzyło bowiem niemało zwolenników radykalnej „bardzo niemieckiej” Alternatywie dla Niemiec (AfD). Do takiego wniosku doszli analitycy niemieckiej sceny politycznej obserwujący przebieg niedawnych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Jeśli zaś tzw. kicz polsko-niemieckiego pojednania się wszystkim się podobał, to można być pewnym, że AfD zrobi wszystko, aby odejść od tego typu estetyki.
 
"Żaden inny kraj nie ucierpiał tak bardzo jak Polska w wyniku niemieckiej agresji, eksterminacji i łupiestwa"
Niemiecki historyk Gregor Schöllgen, który uważa, że podnoszenie przez Polskę kwestii wojennych reparacji musi pociągnąć za sobą dyskusję o naszej zachodniej granicy

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki