Logo Przewdonik Katolicki

Z ufnością dziecka

bp Damian Muskus OFM
il. A. Robakowska

Kładł na nie ręce i błogosławił je - Mk 10, 2–16

Ewangelia, w której Jezus mówi o nierozerwalności małżeństwa i o dziecięctwie przyjmujących królestwo Boże, tylko pozornie dzieli się na te dwie części. Wspornikiem łączącym obydwa wątki jest odniesienie do Boga, od którego wszystko w naszym życiu zależy. Nierozerwalność związku między kobietą a mężczyzną istnieje nie z powodu ludzkich wysiłków czy naturalnej potrzeby przynależności, bezpieczeństwa, miłości. Oczywiście, każda para wie, ile wysiłku i zaangażowania wkłada w codzienną wierność, odnawianie więzi, jedność małżeńską. Jednak ostatecznie to Bóg ich złączył, to On ich podtrzymuje i błogosławi, to On stworzył ich miłość.
Nieszczęście zaczyna się wtedy, gdy choćby tylko jedna ze stron zaczyna szukać wyłącznie swojego dobra, nie dobra drugiej osoby, i siebie stawia w centrum, nie Boga. Na tym polegała utrata niewinności w raju – gdy człowiek zaczął zadawać sobie pytanie, czy może stać się jak Bóg. Taki jest początek rozłamu między ludźmi, rozerwania i zranienia ich miłości.
Tego, jak przyjmować Boga, uczą nas dzieci. Są niewinne, ufne i pełne prostoty. Pozwalają się kochać bez warunków i ograniczeń. Tylko dziecko potrafi przyjąć darmową miłość bez stawiania dodatkowych pytań, bez zastanawiania się nad tym, czy na nią zasługuje i w jaki sposób powinno na nią zapracować. Stan niewinności sprowadza się do tego, że człowiek potrafi przyjąć miłość z zaufaniem i prostotą. Utrata niewinności, to, co nazywamy grzechem, rozpoczyna się od tego, że przestajemy odnosić wszystko do Boga, zwracamy się ku sobie i chcemy sobie zapewnić miłość dzięki własnym wysiłkom, pytając wciąż: „Co mam zrobić, abyś mnie pokochał?”.
Jest w tym pytaniu pycha, której nie zna dziecko. Myśl, że możemy sobie zasłużyć na miłość Boga, oznacza ni mniej, ni więcej, tylko tyle, że jesteśmy w stanie się zbawić własnymi siłami. Bóg odpowiada na to przekonanie krzyżem swojego Syna. To tutaj dokonał się powrót do niewinności i prostoty. Jeśli nie potrafimy tego przyjąć, Jezus mówi, nie wejdziemy do królestwa Bożego.
Z dużym prawdopodobieństwem więc można powiedzieć, że przytłaczająca większość naszych problemów ma swoje źródło w fakcie, że utraciliśmy niewinność odnoszenia do Boga wszystkiego, co dzieje się w naszym życiu i w naszych wspólnotach. Jak często pytamy o to, co Pan chce nam powiedzieć przez dotykające nas, czasem niezrozumiałe i niesprawiedliwe wydarzenia i problemy, przez ludzi, których spotykamy? Jak często, w poszukiwaniu odpowiedzi, kierujemy się dziecięcą ufnością i prostotą, a nie przekonaniem wszystkowiedzących współczesnych mędrców, którzy potrafią rozwiać każdą wątpliwość, na wszystkie pytania mają gotowe odpowiedzi i na każdy problem – jedyne i najwłaściwsze rozwiązanie?
Nasza epoka w Kościele jest czasem stawiania pytań, bardziej niż dawaniem gotowych odpowiedzi. Sztuką jednak jest nie tylko zadać właściwe pytanie, ale jeszcze większą – wiedzieć, gdzie szukać i jakimi słowami formułować odpowiedź. Gotowe formułki, wypracowane przez wieki tradycji, już nie wystarczają poszukującym. Być może więc czas stawiania pytań jest dla nas jednocześnie wezwaniem, by zwrócić się na nowo ku utraconej niewinności, ku krzyżowi Zbawiciela, który nam ją przywraca, i z ufnością dziecka pozwolić Bogu, by nas kochał? Nawet jeśli nie przyznajemy tego głośno, nawet jeśli w zatroskaniu stanem Kościoła i perspektywami chrześcijaństwa w laicyzujących się społeczeństwach zapominamy o tym, to co najważniejsze, czego pragniemy, pozostaje niezmienne: „I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je”. Ostatecznie tego naprawdę potrzebujemy – bezpieczeństwa niewinnego dziecka w ramionach Boga, który kocha nas bez względu na wszystko.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki