Tegoroczny Kongres Nowej Ewangelizacji odbędzie się pod hasłem „Droga do domu” i adresowany jest do rodziców młodych dorosłych odchodzących z Kościoła. Czy zjawisko niewierzących dzieci wierzących rodziców to coś w Polsce nowego czy jednak coś, co było od zawsze?
– Moment, w którym młody człowiek wychodzi z domu rodzinnego jest czasem jego własnych decyzji i własnych pomysłów na życie. Czasem to odejście z domu rodzinnego wiąże się również z odejściem od wartości, które były tam przekazywane, odejściem od pewnego kodu kulturowego stamtąd wyniesionego i od zwyczajów. Tak z pewnością było zawsze, jednak w ostatnich latach to zjawisko się nasiliło i zyskało rangę może nawet masowego. Statystyk dla Polski nie mamy, ale dane amerykańskie mówią, że nawet 80 proc. osób odchodzących z Kościoła to tzw. młodzi dorośli, czyli młodzi ludzie rozpoczynający studia i wraz z nimi pewien nowy etap w swoim życiu.
Z czego może wynikać to zjawisko?
– Jednej przyczyny tak nasilonej sekularyzacji młodych ludzi oczywiście nie podamy, ale myślę, że do głównych powodów należy kryzys metod, za pomocą których dotychczas przekaz wiary się dokonywał, a były to kultura i autorytety. Dziś kultura zasadniczo już nie jest chrześcijańska, albo mówiąc precyzyjniej, pewne ziarna chrześcijańskie pozostałe w kulturze nie tworzą już spójnego przekazu. No i mamy kryzys autorytetów. Nie są nimi już ani rodzice, ani nauczyciele, ani tym bardziej duchowni, do czego mocno przyczyniły się ujawnione przypadki skandali seksualnych. Na to nakłada się również nienowe zjawisko olbrzymiej presji rówieśniczej. Dla młodych szalenie ważne jest to, co inni myślą na ich temat. Ponieważ zaś niewiara czy obojętność religijna jest już dość powszechna, to znacznie utrudnia pozostanie przy wierze tych, dla których wartości wyniesione z domu są ważne i do kościoła nadal chcą chodzić. Przynależność rówieśnicza jest dla nich ważniejsza.
Zastanawiam się jednak, na ile ta sekularyzacja młodych byłaby mniejsza, gdyby w naszych kościołach był częściej głoszony kerygmat. Ewangelizacja jest jednak podstawą życia wiarą…
– Oczywiście! Nie ulega wątpliwości, że jedna z przyczyn odchodzenia młodych od wiary to obraz Boga, który mają. Gdy w rozmowie pytam młodego człowieka, deklarującego się jako niewierzący, w jakiego Boga on nie wierzy, często przyznaję mu, że w takiego to i ja nie wierzę. Głoszenie kerygmatu to więc głoszenie ewangelicznego obrazu Boga – który kocha człowieka i czeka, by go zbawić, uzdrowić, dać mu życie w obfitości. Dlatego tak ważne jest głoszenie takiego Boga w naszych parafiach i wspólnotach.
Stąd właśnie Kongres Nowej Ewangelizacji rozpoczniemy od panelu przeznaczonego wyłącznie dla księży, który poprowadzi pochodzący z Kanady ks. James Mallon. To kanadyjski kapłan, któremu udało się zadanie wskrzeszenia parafii, która była niejako wymarła: młodych w kościele nie było tam już wcale, chodzili wyłącznie starsi ludzie, powoli umierający. W kilka lat ks. Mallonowi udało się przyciągnąć tu wielu nowych ludzi, w tym także młodych. Nie byłoby to możliwe bez zaangażowania świeckich, dlatego w czasie naszego panelu ks. James poprowadzi warsztaty: „Jak współpracować ze świeckimi w budowaniu parafii?”.
To ważne, bo Kościół w Polsce ma na tym polu problem.
– Dlatego będziemy wspólnie się uczyć, jak tak budować parafię, by młodzi chcieli do niej wracać, by mieli do czego wrócić. By była przestrzeń spotkania z nimi, bo w wielu parafiach także nie jest to oczywiste.
Ale z drugiej strony na kongres zaproszeni są również, jeśli nie przede wszystkim, rodzice, których dzieci odeszły od wiary. Co im chcecie zaproponować?
– Dom i parafia muszą iść w parze w tym dziele ewangelizacji młodych ludzi. Często młodzi odchodząc od wiary, buntują się przeciwko religijności swoich rodziców, w której nie znajdują dla siebie miejsca czy odpowiedzi na swoje potrzeby. Na kongresie jednak nie tyle chcemy rodzicom wypominać błędy, bo oni sami nieraz mocno się obwiniają za niewiarę swoich dzieci, ile jakoś ich uczyć, pokazywać metody dotarcia do dorosłych młodych ludzi, którzy wiarę odrzucili. W całym szacunku do prawa młodych do własnych wyborów i własnej wiary lub niewiary. Chcemy pokazać, jak o Panu Bogu można mówić nie w sposób osądzający czyjeś wybory i nie skazany od razu na odrzucenie.
Wracając na chwilę znów do naszych parafii. Niedawno miałam rozmowę z moim znajomym z młodości księdzem, z którym 25–30 lat temu w wielu parafiach głosiliśmy ze wspólnotą rekolekcje ewangelizacyjne dla młodzieży ze szkół średnich. Zapytałam go, dlaczego teraz podobnych akcji – przynajmniej w Warszawie – nie widzę. Odpowiedział mi, że owszem, głoszą nadal rekolekcje ewangelizacyjne dla młodych, ale dziś jest zdecydowanie trudniej ich zaciekawić i przyciągnąć, by słuchali.
– Mam podobne doświadczenia. Wprawdzie mam do czynienia głównie ze studentami, ale w duszpasterstwach akademickich także przede wszystkim widzę tych, którzy już wiarą żyją, już są wstępnie zewangelizowani. Natomiast owszem, przyznaję, że nie mamy pomysłu na wyjście z kerygmatem do tych, którzy tego nie chcą. A tych jest naprawdę bardzo wielu. Statystyki mówią o tym, że przynajmniej w Krakowie w duszpasterstwach akademickich jest jedynie ok. 1 proc. studentów. 99 proc. to ci, którzy nie szukają i nie są zainteresowani. Jak w przypowieści o owcy, z tym, że tu mamy jedną owcę „w zagrodzie”, a 99 trzeba szukać.
I jak ich szukacie?
– Na różne sposoby. Jesteśmy w miasteczkach akademickich, kampusach, ale zainteresowanie jest nikłe. Ponadto przeszkodą czasami są kwestie formalne, np. zakaz bezpośredniej ewangelizacji w akademikach. Niemniej nie poddajemy się i robimy, co można. Stawiamy głównie na pracę wśród tych, którzy już u nas są, licząc, że uczeń przyprowadza następnego ucznia. Wciąż to chyba najważniejsza metoda ewangelizacyjna i wciąż pozostająca wyzwaniem. Bo nawet żyjący swoją wiarą młodzi są bardzo zalęknieni i niepewni w opowiadaniu o Panu Bogu rówieśnikom. Czują się niekompetentni. Ale też sporo wiarygodności i argumentów odbierają im zgorszenia ze strony księży, nagłaśniane przy okazji kolejnych skandali seksualnych. Dlatego też nawet w przypadku głoszenia jeden na jeden nie widać takich rezultatów, jakby się można było spodziewać. Skutek? Wspólnoty zaczynają zamykać się we własnych gronach, bo stają się dla wierzących młodych taką przystanią, gdzie nie boją się dzielić wiarą i czują bezpiecznie. Czują też coraz mniejszą potrzebę wychodzenia z niej do innych. Tymczasem nie o to chodzi, by się barykadować, skoro „wiary nie można trzymać pod korcem”.
Czyżbyśmy jako Kościół byli więc trochę w impasie?
– Muszę przyznać uczciwie, że tak. Działamy jak umiemy, spotykamy się w różnych gremiach, by dzielić się pomysłami, ale, jeśli mogę posłużyć się metaforą, próbujemy trochę zdobyć twierdzę dzidami. Niemniej ja osobiście nie jestem pesymistą, nie składam broni, mówiąc, że tak się nie da walczyć. Mam mocne przeświadczenie, że najważniejsze jest to, żebyśmy robili swoje najlepiej jak się da. Pięknie celebrowali liturgię, głosili dobre, pogłębione kazania i katechezy, mieli wspólnoty otwarte i gotowe do przyjęcia nawracających się. I najważniejsze zadanie dla nas księży: samemu prowadzić pogłębione życie duchowe, by móc towarzyszyć młodym tak jak papież Franciszek do tego zaprasza.
Podobnie pewnie czują się wierzący rodzice dorosłych dzieci, które odeszły od wiary.
– Oczywiście.
I im pewien głoszący w internecie ksiądz ewangelizator powiedział niedawno coś, co do mnie bardzo przemówiło: „Rodzice, nie zrażajcie się tym, że wasze modlitwy pozostają niewysłuchane, bo może się tak zdarzyć, że wasze dziecko nawróci się dopiero na końcu życia. Ale wasza modlitwa zawsze ma moc”.
– Owszem, ja też w to wierzę. Ale myślę, że zarówno my – księża ewangelizujący – jak i rodzice czekający na nawrócenie swoich dzieci, musimy pamiętać, że to Panu Bogu przede wszystkim na nich zależy. Że to nie jest tak, iż my sami prowadzimy jakąś walkę z całym światem, ale że to Panu Bogu najpierw zależy na naszych dzieciach i na nas. Nie trzeba Go przekonywać. Musimy pamiętać, że On kocha ich znacznie bardziej niż my i że największa walka jest po Jego stronie. Również nasza modlitwa o nawrócenie młodych ma najpierw zmieniać i przybliżać do Boga nas. Dlatego, choć trzeba przyznać, że pewnie nie raz i nie dwa będzie tak, że nawrócenie tego niewierzącego dziecka może zdarzyć się bardzo późno, myślę, że częściej będzie dochodzić do tego szybciej. Tej nadziei się trzymajmy.
---
Ks. Krzysztof Porosło
Ksiądz archidiecezji krakowskiej, doktor teologii dogmatycznej; wykładowca Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie i centralny duszpasterz akademicki archidiecezji krakowskiej przy kolegiacie św. Anny w Krakowie; członek Zespołu ds. Nowej Ewangelizacji KEP oraz delegat narodowy do prac w Europejskim Komitecie Duszpasterzy Akademickich; rekolekcjonista, pomysłodawca i współorganizator rekolekcji liturgicznych Mysterium fascinans (www.mf.org.pl), popularyzator liturgii