Przebywając niedawno w uroczym Porto, oprócz chwil zachwytu doświadczyłem też czegoś bardzo nieprzyjemnego: widoku nieba zasnutego dymem z powodu wielkich pożarów, jakie nawiedziły północną Portugalię. Prognozy na ten dzień były fantastyczne, więc powinno być błękitno i słonecznie, a było szaro i ponuro, w powietrzu unosił się gryzący dym, na ubraniu osiadały płatki popiołu. Obrazy i zapachy nasuwały myśli nieomal apokaliptyczne. Widząc coś takiego po raz pierwszy, człowiek czuje się naprawdę nieswojo.
Kryjąc się w jednym z kościołów przed przedziwnym widokiem i przykrym swądem, pomyślałem sobie tak: a jeśli jest to jeden ze znaków, jakie Bóg daje ludzkości przed końcem świata? Ewangelia św. Łukasza przywołuje słowa Jezusa: „Nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec”. Jest też mowa o konfrontacji narodów i królestw i o tym, że będą silne trzęsienia ziemi, głód i zaraza, straszne zjawiska i „wielkie znaki na niebie”.
Nie chodzi mi o to, żeby kogokolwiek straszyć, zastanawiam się tylko: czyżby nadchodził kres? „Nie zaraz nastąpi koniec” – zapowiada Jezus, ale co oznacza to „zaraz”? Ile to czasu? Warto się nad tym zastanowić – dumałem, chodząc po pustym kościele – bo rozglądając się po świecie, można dojść do wniosku, że skondensowanie tak wielkiej liczby różnych katastrofalnych w skutkach zjawisk i wydarzeń, z jakim mamy do czynienia w ostatnich latach, nie ma chyba precedensu w ludzkiej historii. I to wciąż trwa: skrajne zjawiska atmosferyczne, jak tsunami, tajfuny, trzęsienia ziemi, erupcje od dawna śpiących wulkanów, wojny – dziesiątki lokalnych i kilka, w których drzemie potencjał nuklearnej zagłady…
„Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec huku morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi”. Czy to jest opis naszych czasów? – zastanawiałem się, wychodząc z kościoła i spoglądając na zamykający miasto szarobrązowy klosz, przez który nie mogło przebić się słońce, choć przecież było w zenicie.
Oczywiście nie wiem, czy o naszych czasach mówi Jezus. Zakładam, że nie, choć nie wykluczam – któż z nas mógłby to wykluczyć? Ale być może ważniejsze jeszcze pytanie jest takie: czy człowiek, zwłaszcza ten należący do sytej części świata, zachowa zdolność do odczytania takich znaków, gdy przyjdą, gdy to będą TE znaki? Czy też podążając za gromadzeniem i posiadaniem, kompletnie już stracił zdolność odbierania sygnałów spoza strefy swojego komfortu? Przypomina się świetny film Nie patrz w górę, w którym para amerykańskich naukowców (w tych rolach Leonardo DiCaprio i Jennifer Lawrence), dowodząc niezbicie, że Ziemię czeka rychła katastrofa wskutek zderzenia z pędzącą w jej stronę kometą, jest ignorowana i wyśmiewana przez wszystkich: włącznie z największymi mediami i Białym Domem. Bo jest fajnie i niech nikt nie psuje nam zabawy.
Nikt z nas nie wie, kiedy nastąpi koniec, ale „kto ma uszy, niechaj słucha”.