Gdy pewien neoprezbiter trzydzieści pięć lat temu, w roku 1989, rozpoczynał pracę w swojej pierwszej po święceniach parafii, religia wciąż jeszcze nie wróciła do polskich szkół. Katechizował więc uczniów szkół ponadpodstawowych popołudniami i wieczorami. Uczestników nie brakowało, na cotygodniowe jednogodzinne spotkania przychodziły niemal całe klasy. Dzieci z podstawówek uczyły w tej parafii panie katechetki. W innych parafiach bywały też siostry katechizujące uczniów ze szkół podstawowych.
Oczywistość i gwałtowna zmiana
Młodemu księdzu nie przyszłoby nawet do głowy, że mógłby za katechizowanie otrzymywać dodatkową zapłatę. Żył z ofiar składanych przez wiernych przede wszystkim przy zamawianiu intencji mszalnych, a także z datków związanych z przyjmowaniem przez nich innych sakramentów. Równie oczywiste było dla niego, że katechetki otrzymywały od parafii wynagrodzenie za swoją pracę, która polegała przede wszystkim na prowadzeniu lekcji, ale obejmowała również np. zajmowanie się dziećmi podczas różnych uroczystości w kościele, prowadzenie jakiejś grupy angażującej dzieciaki, współdziałanie z księżmi w rozmaitych inicjatywach duszpasterskich itp.
Rok później sytuacja gwałtownie się zmieniła. 1 września 1990 r. nauczanie religii znalazło się z powrotem w murach szkolnych. Trafili tam również katecheci. Jedno nie uległo zmianie. Księża nadal uczyli nieodpłatnie, natomiast katecheci świeccy i uczące religii siostry zakonne otrzymywali pensje. Jednak teraz nie wypłacała ich parafia, lecz pochodziły z pieniędzy publicznych przeznaczanych na edukację. Księża nie pobierali zapłaty za uczenie religii w szkołach aż do 1 września 1997 r. Wciąż żyli z ofiar składanych przez wiernych. Natomiast parafie na różne sposoby starały się zagospodarować (niejednokrotnie bardzo liczne, mające postać domów katechetycznych) pomieszczenia, w których do roku szkolnego 1990/1991 trwała katechizacja. Czasami łączyło się to (i nadal łączy) z dodatkowymi dochodami, a czasami nie przynosiło (i nadal nie przynosi) wspólnocie parafialnej żadnych pieniędzy.
Utrzymanie przez jeden dzień
Przez wiele lat wyglądało na to, że sytuacja jest w tej sferze stabilna. Mało kto zwracał uwagę na dokonującą się powoli istotną zmianę w strukturze dochodów księży. Niepostrzeżenie w ostatnich trzech dekadach dla wielu (zwłaszcza niebędących proboszczami) głównym źródłem środków materialnych przeznaczonych na ich utrzymanie stała się pensja otrzymywana w szkole, a nie ofiary składane przez wiernych w związku z sakramentami. W części polskich parafii zaczęło brakować intencji mszalnych, nawet w niedzielę. Wystarczy wpisać w internetową wyszukiwarkę słowa „wolne intencje”, żeby zobaczyć, że w niektórych diecezjach nie jest to zjawisko incydentalne. Oczywiście wciąż są takie diecezje, w których wierni zamawiają tak dużo intencji, że miejscowi księża nie są w stanie ich wszystkich odprawić.
Problem dotyczy też wysokości składanych w związku z intencjami mszalnymi ofiar. Na stronie sanktuarium Nawiedzenia NMP w Krośnie koło Ornety (diecezja warmińska) można przeczytać, że wysokość ofiary składanej przy zamawianiu Mszy Świętej zależy od woli i możliwości zamawiającego. Jednak – jak zaznaczono – „zgodnie z tradycją powinna być to co najmniej taka suma, która pozwoli na utrzymanie kapłana przez jeden dzień – 100 zł”. Jednak w wielu miejscach w Polsce od lat ofiara składana przy okazji zamówienia intencji mszalnej wynosi połowę tej sumy, czasami sięga 70–80 złotych.
Kościół nie udźwignie
Po zmianie władzy w Polsce, do której doszło w wyniku wyborów z 15 października 2023 r., rychło pojawiły się ze strony rządzących sygnały, że zamierzają oni ograniczyć liczbę lekcji religii w szkole z dwóch do jednej tygodniowo. Odniósł się do nich bp Wojciech Osial, przewodniczący Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski, w wywiadzie udzielonym Katolickiej Agencji Informacyjnej na początku marca br. Stwierdził wprost, że gdyby doszło do zapowiadanych ograniczeń, „Kościół nie udźwignie ciężaru finansowego” organizowania drugiej godziny nauczania religii w salkach parafialnych.
Ta jednoznaczna deklaracja złożona przez biskupa odpowiedzialnego w polskim episkopacie za sprawy dotyczące nauczania religii, może skłaniać do pytań, dlaczego coś, co leżało w możliwościach Kościoła katolickiego w naszym kraju trzydzieści pięć lat temu, dziś jest niemożliwe do udźwignięcia. Przez ostatnie trzy i pół dekady sytuacja materialna Kościoła w Polsce znacząco się pogorszyła. I nie chodzi tylko o kwestię utrzymania księży.
Średnio 36 złotych miesięcznie
„Po roku 2005 poczucie związku z lokalną parafią systematycznie maleje” – podało Centrum Badania Opinii Społecznej (CBOS) w styczniu 2022 r., publikując wyniki badania zatytułowanego „Lokalna parafia – jej postrzeganie i funkcje”. Ankieterzy m.in. zapytali badanych, ile pieniędzy przeznaczają miesięcznie na tacę. Okazało się, że największą grupę stanowiły osoby nieskładające żadnych ofiar pieniężnych. Było ich aż 40 procent, czyli o siedem punktów procentowych więcej niż w roku 2014, gdy CBOS przeprowadziło poprzednie tego rodzaju badanie. 32 proc. respondentów podało konkretną sumę, prawie co czwarty respondent (24 proc.) wybierał odpowiedź: „różnie bywa”, a cztery proc. – „trudno powiedzieć”. Na tej podstawie sondażownia sformułowała wniosek: „Można więc stwierdzić, że w sumie ofiary pieniężne w kościołach składa 56 proc. Polaków (spadek o 5 punktów w stosunku do pomiaru z 2014 roku)”.
Z tego samego badania CBOS wynika, że średnia kwota przeznaczana miesięcznie na tacę wyniosła trzy lata temu 36 zł, czyli o 13 zł więcej niż w 2014 roku. „Można więc stwierdzić, że choć odsetek Polaków przeznaczających datki pieniężne na rzecz Kościoła nieco spadł, to wysokość samych datków zauważalnie wzrosła” – podsumowało CBOS, zaznaczając jednak: „Oczywiście, przy tego typu zestawieniach należy zachować pewną ostrożność, jako że wartość złotego zmienia się w czasie”.
Powyższe dane mogą okazać się szokujące dla niejednego polskiego katolika. Jeszcze silniejszej wymowy nabierają, gdy uwzględni się fakt, że według opublikowanych w maju br. przez CBOS danych odsetek praktykujących co niedzielę spadł do 34 proc.
Nie tylko Fundusz Kościelny
Wraz ze zmianą władzy do debaty publicznej wrócił temat finansowania Kościołów w naszym kraju. Nie chodzi tylko o plany zlikwidowania Funduszu Kościelnego, który – jeśli chodzi o Kościół katolicki – w zdecydowanej części przeznaczany jest na ubezpieczenia społeczne księży i sióstr zakonnych. Chodzi o sposób finansowania działalności ewangelizacyjnej.
Znany z programu „Zrujnowani, Odbudowani” w TVP Karol Gnat w lipcu br. w swoim podcaście nie zawahał się powiedzieć wprost: „Ewangelizacja kończy się tam, gdzie kończą się pieniądze”. W fakcie, że Kościół do wypełniania swej misji potrzebuje pieniędzy, nie ma niczego gorszącego. Wymagała ich też publiczna działalność Jezusa, czego nie ukrywają ewangeliści. Z Nowego Testamentu wynika, że kwestie materialne miały znaczenie w pierwotnym Kościele. Późniejsze dzieje Kościoła pokazują, że dbał on o zabezpieczenie materialne poszczególnych dzieł oraz osób w nie zaangażowanych. Nie ma więc powodu, aby także dzisiaj w Polsce nie rozmawiać otwartym tekstem o potrzebach dotyczących funkcjonowania Kościoła w przyszłości.
Zasoby ekonomiczne są ograniczone
Wskazówki do tej rozmowy można znaleźć w opublikowanym 20 września br. liście papieża Franciszka do Kolegium Kardynalskiego. Papież stwierdził, że postulaty reform, do których w przeszłości nawoływało wielu członków Kolegium Kardynalskiego, były dalekowzroczne i umożliwiły „nabycie większej świadomości faktu, że zasoby ekonomiczne w służbie misji są ograniczone i muszą być zarządzane z rygorem i powagą”. Ta świadomość i jej konsekwencje powinny dotyczyć także finansów na poziomie diecezji, parafii i różnych podejmowanych w ramach Kościoła dzieł.
Powinien się do nich odnosić również sformułowany przez Franciszka postulat, „aby każda instytucja pracowała nad znalezieniem zewnętrznych zasobów dla swojej misji”, a także nad kwestią redukcji kosztów. Ważna jest również w działaniach Kościoła na wszystkich szczeblach, a nie tylko na poziomie Stolicy Apostolskiej, przywołana przez papieża „solidarność dobrych rodzin”. Chodzi o to, aby tak jak w tych rodzinach ci, którzy cieszą się dobrą sytuacją ekonomiczną, przychodzili z pomocą najbardziej potrzebującym, a ci, którzy mają nadmiar środków dzielili się nimi z przeżywającymi materialne problemy. Chodzi też o to, aby „unikając tego, co zbędne i dobrze wybierając nasze priorytety”, sprzyjać wzajemnej współpracy i synergii.
Niezależnie do uwarunkowań politycznych Kościół w Polsce stoi przed koniecznymi zmianami w podejściu do spraw materialnych. Nie jest to wyłącznie odpowiedzialność duchownych. Aktualnie obowiązujące w naszym kraju piąte przykazanie kościelne brzmi: „Troszczyć się o potrzeby wspólnoty Kościoła”. To „troszczenie się” polega nie tylko na składaniu ofiar, ale również na uczestnictwie w roztropnym zagospodarowaniu kościelnych środków.