Niemal 75 proc. wszystkich głosów, które padły w niedzielnych wyborach do Parlamentu Europejskiego, oddano na Koalicję Obywatelską lub Prawo i Sprawiedliwość. To oznacza, że polaryzacja, czyli podział sceny politycznej na dwa wielkie obozy, przy dość niskiej, bo 40-procentowej frekwencji, jest maksymalna.
Czy na wybory wpłynęły tragiczne wieści z polskiej granicy, jakie poznaliśmy tuż przed ciszą wyborczą? Śmierć w szpitalu żołnierza, który został ugodzony nożem przez nielegalnego migranta, wywołała wielką falę społecznych emocji. Informacje, komentarze, nagrania, memy – wszystko, co miało związek z mundurowymi na granicy, przebijało kolejne rekordy klikalności. I nie pozostawiało zbyt wiele miejsca na wszelkiego rodzaju trzecie drogi, łącznie z Trzecią Drogą. Być może dlatego ostateczny wynik i KO, i PiS-u był wyższy. Wszak jeszcze kilkadziesiąt godzin przed głosowaniem sondaże prognozowały, że partia Donalda Tuska dostanie około 32 proc. głosów, zaś poparcie dla ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego uplasowało się między 29 a 30 proc. głosów. W przypadku obu sił okazało się ono znacznie wyższe. Czy właśnie z powodu emocji związanych z granicą? Czy wyborcy KO uznali, że trwająca przez trzy lata wojna hybrydowa na granicy jest winą PiS-u, który nie potrafił sobie z nią poradzić, więc trzeba wyraźnie poprzeć partię Tuska? Czy wyborcy PiS-u uznali, że za rządów popieranej przez nich partii nie dochodziło do takich sytuacji, więc wszystkiemu winien jest Tusk i jego ekipa, dlatego koniecznie trzeba pójść i zagłosować na partię Kaczyńskiego?
W tym wszystkim jednak gubi się jedna rzecz, takie jakieś staromodne przekonanie, że to jednak śmierć człowieka, młodziutkiego żołnierza, chłopaka w mundurze, który wstąpił do armii, by bronić Polski. Pewnie miał jakieś poglądy, jakichś ulubionych polityków. Ale armia broni Polski, bez względu na to, czy u władzy jest Tusk, czy Kaczyński. Dlatego też jakiekolwiek próby wykorzystywania politycznego jego śmierci wydają mi się bardzo niesmaczne. Przecież nie zabiły go ani PiS, ani KO. Zabił go migrant wysłany tam przez rosyjskie i białoruskie służby, które w ten sposób walczą z Zachodem. To oni ponoszą bezpośrednią odpowiedzialność za tę śmierć.
Twierdzenie, że żołnierz zginął, bo celebryci krytykowali sytuację na granicy, też wydaje mi się manipulacją. I używaniem tej tragedii w bieżących wojenkach – nie tyle partii, co pewnych środowisk ideologicznych, które zawsze, w każdej sytuacji, muszą udowodnić, że mają rację. A dramatyczna śmierć polskiego żołnierza w tej logice staje się tylko okazją, jak każda inna, by prowadzić swoją polityczną czy ideologiczną batalię. Więc to ani Tusk, ani Kaczyński, ani jedna czy druga celebrytka nie mają krwi na rękach. A jeśli ktoś tak twierdzi, to tylko stara się wykorzystać tę tragedię.
Tymczasem ta tragedia, śmierć młodego bohatera, wydaje mi się czymś ponad to. Czymś ważniejszym niż przyszłość tej czy innej partii czy tego czy innego nurtu ideologicznego. Uszanujmy to.