Logo Przewdonik Katolicki

Nowy błogosławiony

Piotr Jóźwik
fot. Zuzanna Szczerbińska/PK

Ks. Michał Rapacz nigdy nie walczył z komunizmem w sposób siłowy. Jak dobry pasterz po prostu bronił wiary i sumienia parafian

Przed północą na teren probostwa wpada grupa uzbrojonych młodych mężczyzn. Czterech wchodzi na plebanię. „Kogo tu przechowujesz i czy masz pieniądze?” – pytają księdza. „Nikogo nie przechowuję, a pieniędzy na plebanii nie mam” – odpowiada. „Nie po pieniądze przyszliśmy, myśmy przyszli po ciebie” – mówią bojówkarze. Prowadzą go do oddalonego o kilkaset metrów lasu. Tam padają dwa strzały.
Tak wyglądały ostatnie ziemskie chwile ks. Michała Rapacza, który 15 czerwca został ogłoszony błogosławionym. Beatyfikacje nie zdarzają się codziennie, warto więc przyjrzeć się historii nowego błogosławionego z Polski. Co ciekawe, o jego świętości przekonani byli już jego parafianie. Gdy odnaleźli rankiem jego ciało, wielu wyciągnęło chusteczki i zaczęło je maczać we krwi kapłana. Mówili: „To jest święta krew”.
Historia ta wydarzyła się w dziwnym czasie. To był maj 1946 r. II wojna światowa skończyła się rok wcześniej, a przejmujący w Polsce władzę komuniści nie rozpoczęli jeszcze otwartej walki z Kościołem. Owszem, widzieli w nim najtrudniejszego przeciwnika, ale w tamtym czasie – przynajmniej oficjalnie – nie walczyli ani z instytucją, ani z duchownymi w sposób otwarty. Jednak „były w Polsce po 1944 r. swoiste enklawy nieproporcjonalnie dużego poparcia dla komunistów, będące zarazem rezerwuarem kadrowym dla organów terroru i represji: MO i UB. Należała do nich ziemia chrzanowska” – pisze Paweł Stachowiak (s.16). A właśnie na ziemi chrzanowskiej w miejscowości Płoki posługiwał ks. Michał Rapacz.
W całym kraju był to „czas bezprawia i czas lęku”. Brakowało niezależnych autorytetów oraz ośrodków władzy. Masowy stres pourazowy, czy jak wówczas mówiono „kompleks wojenny”, objawiał się lękiem i agresją. „Niełatwo było, nawet jednostkom szlachetnym i prawym, wrócić do świata, który przecież wcale nie był znów «normalnym». Cóż zatem powiedzieć o wielu przedstawicielach nowej władzy, do szeregów której, zaraz po wojnie, wstępowali (…) zdegenerowani i amoralni cynicy, klasyczni reprezentanci «wojennego stylu życia»?” – przybliża rzeczywistość tamtego okresu Paweł Stachowiak.
Ks. Rapacz był przedstawicielem jedynej instytucji, która w tamtych czasach nie tylko utrzymała, ale nawet wzmocniła swój społeczny autorytet. W zasadzie tylko Kościół mógł ograniczyć chaos i anarchię, które były efektem „wojennego stylu życia”. Tu olbrzymią rolę mieli do odegrania księża tacy jak ks. Rapacz – ludzie wiary, oddani swej lokalnej społeczności, odbudowujący w niej więzi i przywracający wartości.
Tak, nasz nowy błogosławiony jest męczennikiem za wiarę, gdyż – jak mówi postulator w jego procesie beatyfikacyjnym ks. Jan Nowak (s. 14) – „za głoszenie prawdy Bożej i wierność Ewangelii był prześladowany i zamordowany”. Ale nigdy nie walczył z komunizmem w sposób siłowy. „Jak dobry pasterz po prostu bronił wiary i sumienia parafian, powierzonych mu przez Boga, przed ateizacją, jaką narzucały prawnie i na wszelkie inne sposoby władze komunistyczne. (…) Jego bezkompromisowa postawa płynąca z ewangelicznego „tak – tak, nie – nie” była solą w oku dla wrogów Boga i Kościoła. Był on dla nich niebezpieczny ze względu na mocną wiarę, gorliwość, wierność Bogu i Kościołowi. Jego słowa hartowały sumienia ludzi, którzy mogli zagrażać nowemu porządkowi. Dlatego otrzymywał pogróżki, straszono go śmiercią” – opowiada ks. Nowak.
Sprawców zabójstwa oczywiście nie odnaleziono. O jego pamięć upomniano się dopiero w drugiej połowie lat 80., a prawdy można było zacząć szukać dopiero po 1989 r. Beatyfikacja kończy ten proces, a dzięki niej wszyscy możemy przybliżyć sobie historię życia nowego błogosławionego i brać z niego przykład.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki