Papież Franciszek zatwierdził dekret, który umożliwia beatyfikację ks. Michała Rapacza – polskiego księdza zamordowanego przez komunistów w 1946 r. Było to w czasie, kiedy po zakończeniu II wojny światowej dopiero kształtowały się struktury socjalistycznego państwa. Nie było wyroku sądu, zginął z rąk komunistycznych bojówek, w lesie, w nocy. Co dokładnie oznacza termin „in odium fidei”, który został użyty przez decydentów Kościoła w tym przypadku?
– Zwrot ten dokładnie tłumaczy się „z nienawiści do wiary”. Można powiedzieć, że jest to określenie techniczne stosowane w procesach kanonicznych dotyczących męczeństwa, obejmujące intencje zabójcy i postawę ofiary. Trzeba udowodnić, że śmierć nie była efektem przypadkowego, bandyckiego napadu, lecz agresji skierowanej przeciw osobie z powodu wyznawanej przez nią wiary w Chrystusa i wynikającej z niej postawy. To chyba najtrudniejszy element procesu, bo rzadko zdarza się możliwość uzyskania zeznania samego zabójcy o jego intencjach – jak było np. w przypadku męczeństwa franciszkanów z Pariacoto. Równocześnie trzeba udowodnić, że ofiara przyjmowała śmierć dobrowolnie, jako pełne miłości oddanie siebie Bogu, w duchowym zjednoczeniu z Chrystusem, w imię miłości Boga i bliźniego. W przypadku ks. Michała Rapacza szerokie studium bliższych i dalszych okoliczności jego śmierci, jak również świadectw o jego przeżywaniu wiary i ofiarnej, kapłańskiej posłudze, dało argumenty wystarczające, aby zarówno teologowie konsultorzy, jak i kardynałowie oraz biskupi – członkowie Dykasterii, uzyskali i wyrazili moralną pewność, że jest męczennikiem za wiarę.
Czy ks. Michał Rapacz wyróżniał się czymś szczególnym, zanim został męczennikiem?
– Urodził się w Tenczynie w 1904 r. Święcenia kapłańskie przyjął w 1931 r. Został skierowany do parafii w Płokach jako wikariusz, następnie posługiwał w Rajczy. W 1939 r. powrócił do parafii w Płokach jako administrator, a potem proboszcz. W nocy z 11 na 12 maja 1946 r. został wyprowadzony z plebanii, potem maltretowany i zamordowany przez grupę agentów komunistycznych. Był człowiekiem głębokiej wiary. Gorliwym kapłanem, oddanym Bogu i ludziom. Bardzo wiele czasu poświęcał na adorację Najświętszego Sakramentu. Z jego notatek dowiadujemy się, że miał zwyczaj modlić się każdego dnia za inną rodzinę ze swojej parafii. Głosił homilie i kazania językiem prostym i przystępnym, starając się budzić przywiązanie do Chrystusa, Ewangelii i wartości chrześcijańskich – zwłaszcza tych, które były systemowo atakowane przez komunistów. Wiele uwagi poświęcał młodzieży. Pomagał rodzinom i osobom potrzebującym, również materialnie. Ale przede wszystkim cechowało go zawierzenie Bogu i gotowość poświęcenia życia za tych, którym służył. Ostatnie słowa, jakie skierował do swojej siostry w chwili uprowadzenia, to: „Z Bogiem! Ojcze, niech się dzieje Twoja wola”.
Aby beatyfikacja była możliwa, trzeba dokładnie udokumentować życie i męczeństwo danej osoby. Jak było w tym przypadku?
– Świadkowie mówią, że już w dniu odnalezienia ciała ks. Michała jego wierni wyrażali przekonanie, że zginął jako męczennik. Fama tej świętości trwała. Pod koniec lat 80. ubiegłego wieku bp Julian Groblicki zaczął zbierać, jeszcze w sposób nieformalny, świadectwa i dokumentację dotyczącą księdza. Formalny proces diecezjalny rozpoczął się w 1992 r. Kolejni postulatorzy oraz członkowie Komisji Historycznej bazowali na obszernych relacjach 47 osób – w większości naocznych świadków jego życia i śmierci. Korzystali też z zebranych materiałów źródłowych, które obejmowały dokumenty i niepublikowane pisma autorstwa ks. Michała, dokumenty Archiwum Archidiecezji Krakowskiej oraz Instytutu Pamięci Narodowej.
Znamy już termin i miejsce beatyfikacji?
– Mogę jedynie powiedzieć, że uroczystość odbędzie się w Krakowie. Proponowana data nie została jeszcze zatwierdzona przez Stolicę Apostolską.