Bez kobiet w sferze publicznej Kościół będzie bezduszny, bardzo jednostronny i wręcz dramatyczny – mówi „Rzeczpospolitej” kard. Grzegorz Ryś. To bardzo ważny wywiad, bo podejmuje istotny problem Kościoła, także w Polsce. Oby, dzięki wielkiemu zainteresowaniu osobą metropolity łódzkiego w związku z jego nominacją kardynalską, odbił się szerokim echem.
Nie jest to pierwszy głos polskiego biskupa utrzymany w podobnym duchu. Parę lat temu nadzieję na to, że kobiety będą miały w Kościele więcej do powiedzenia wyrażał biskup Galbas: „Kościół bez kobiet nie może być zdrowy. Geniusz kobiety jest czymś, o czym my, faceci, mamy blade pojęcie, ale wyczuwamy jego wielką potrzebę. Kościół bez niego wiele by stracił. Ileż to kobiet szło za Chrystusem!”.
A kto jest autorem frazy „geniusz kobiety”? Tak, Jan Paweł II, który już w swoich pracach z lat krakowskich dawał wyraz zafascynowaniu „bogactwem kobiecości”. Czy poszliśmy tym tropem? Oto pytanie na dziś. I to ważne pytanie, bo jak zauważa kard. Ryś, kobieta ma wrodzony talent do tworzenia relacji, komunikacji, więzi emocjonalnej, dostrzegania konkretnego człowieka: „Kobieta sprawia, że życie publiczne nabiera bardziej ludzkiego, humanistycznego, osobowego charakteru. Wszyscy chcemy, żeby w świecie społecznym, kościelnym, państwowym ludzie przestali się wreszcie nawzajem zabijać”.
Czytając wypowiedź kard. Rysia przypomniałem sobie wydaną parę lat temu i od razu głośną książeczkę Oślica Balaama autorstwa siostry Małgorzaty Borkowskiej. Po lekturze całości jeszcze bardziej bolał gorzko-ironiczny podtytuł: „Do duchownych panów”. Oślica zawiera bowiem przejmujące opisy pogardy, jakiej ze strony (części) duchownych doświadczają zakonnice. Autorka pisze o okazywaniu siostrom duchowej i intelektualnej wyższości, o protekcjonalnym ich traktowaniu (nawet przez kleryków!).
Myślę, że cytowane wyżej głosy polskich biskupów zwiastują nowy początek obecności kobiet w Kościele – zarówno sióstr zakonnych, jak i katoliczek świeckich. O takich głosach myślę z nadzieją, bo jeśli zostaną wysłuchane, to zmienią na lepsze oblicze Kościoła w naszym kraju.
Podkreślam (potrójnie, jeśli trzeba), że tej nadziei nie dyktuje tani feminizm (zwłaszcza o politycznym zabarwieniu) ani myślenie o jakichś tam parytetach, które miałyby przywrócić wolność ujarzmionym kobietom. Nic z tych rzeczy. Chodzi o to, by pomóc Kościołowi wykorzystać wszystkie talenty, predyspozycje i unikalne cechy, które ma w sobie kobieta, a które dotąd rozkwitnąć w pełni nie mogły lub wciąż nie mogą. W mojej długiej już pracy dziennikarskiej miałem rozliczne kontakty z siostrami zakonnymi i świeckimi katoliczkami (a mógłbym, i każdy może, wspomnieć tu o swoich żonach, matkach, babciach) i takie właśnie mam wrażenie. Kobiecy zdrowy rozsądek, empatia, poukładanie, zmysł organizacyjny, wrażliwość na los pojedynczego człowieka i szereg innych cech i talentów są bezcennym skarbem Kościoła. Żal, że ten skarb wciąż nie jest należycie wykorzystywany. Wierzę, że wkraczamy w nową erę.